LŚ: Dużo nerwów i szczęścia - relacja z meczu Polska - Bułgaria

Polscy siatkarze zafundowali swoim kibicom nie tylko huśtawkę swojej postawy, ale przede wszystkim dużo nerwów, zwłaszcza w końcówkach setów. O losach pierwszego meczu w Final Eight zadecydował tie-break. Wystarczy wspomnieć, że skończył go zawodnik, który chwilę wcześniej pojawił się na boisku. Pech nie opuszczał Polaków, ale w najważniejszych momentach do głosu dochodziło szczęście poparte dobrymi zagraniami.

W tym artykule dowiesz się o:

Na zakończenie pierwszego dnia Final Eight na parkiet wyszli polscy reprezentanci, którzy zmierzyli się z Bułgarami. Spotkania pomiędzy tymi ekipami zawsze obfitują w emocje. Te drużynowe oraz te indywidualne, do pojedynku stanęli bowiem jako zespół, ale wszyscy patrzyli również na indywidualności, czyli porównywali grę Bartosza Kurka z Matejem Kazijskim oraz Zbigniewa Bartmana z Cwetanem Sokołowem.

Przy stanie 3:2 powstało małe zamieszanie, które wywołali sędziowie. Podejrzeniem było złe ustawienie, ale okazało się, że problem tkwił w zmianie libero ze środkowym. Był to początek emocji, które ze stolika sędziowskiego przeniosły się na parkiet. Niesieni dopingiem polscy siatkarze grali bardzo dobrze, a ich rywale trochę chaotycznie. Ozdobą spotkania jeszcze przed drugą przerwą techniczną stał się blok, w którym obie ekipy są bardzo dobre.

Biało-czerwoni utrzymywali minimum trzypunktowe prowadzenie, pozwalał im na to dobry atak oraz niedokładności po bułgarskiej stronie siatki. Na korzyść Polaków działał również fakt, że w mecz nie wszedł Matej Kazijski, który był łapany nawet na pojedynczym bloku. W polu serwisowym pojawił się Cwetan Sokołow, który swoją bardzo mocną i trudną zagrywką rozbudził tlącą się nadzieję na wygranie premierowej partii, ale nasi zawodnicy zrobili przejście, czym przygasili ten płomień, a potem szybko zakończyli seta.

Zobacz także:

Komentarze po meczu Polska - Bułgaria

Koniec turnieju dla Bartmana?

Ignaczak: Takie zwycięstwa smakują lepiej niż 3:0

Z początkiem drugiego seta Polacy trochę pogubili się w swoich poczynaniach, co tylko ułatwiło Bułgarom powrót na tor dobrej gry. Wypracowali sobie dwa oczka prowadzenia, ale utracili je w trakcie jednego ustawienia. Inicjatywę punktową miała raz jedna, raz druga drużyna, a dużą rolę obok bloku odgrywały błędy własne. Wraz z kolejnymi akcjami stało się jasne, że zwyciężą ci, którzy popełnią mniej błędów i niedokładności.

Zawodnicy Radostina Stojczewa zniwelowali dwa punkty straty i doprowadzili do remisu, a co za tym idzie do nerwowej końcówki. Jednak ciągle inicjatywę punktową oraz na boisku mieli polscy siatkarze, dopiero autowa kontra Zbigniewa Bartmana dała pierwszą piłkę setową naszym rywalom. Nieporozumienie w obronie sprawiło, że to Bułgarzy schodzili do szatni w lepszych nastrojach.

W polskiej szatni na pewno padły rady, ale po powrocie na parkiet biało-czerwoni nie byli sobą. Co więcej, po zdobyciu trzech punktów po prostu stanęli i nie mogli w żaden sposób przeciwstawić się rywalom (3:9). W miarę upływu czasu nasi reprezentanci podnieśli się z kolan i ich gra przestała wyglądać koszmarnie. Jednak by niwelować straty potrzeba było więcej. Gdy Polacy nie mogli skończyć akcji, robili to Bułgarzy, dzięki czemu tylko umacniali swoją pozycję w tym secie. Nasi reprezentanci zaczęli bać się podejmowania ryzyka, w konsekwencji czego znów wysoko przegrywali. Ostatecznie rywale triumfowali jedenastoma punktami.

Czwarty set był naszą ostatnią szansą, ale lepiej rozpoczęli go Bułgarzy, w ich grze było widać więcej radości. Polskim siatkarzom dał ją Sokołow, który zaatakował w aut, dzięki czemu prowadziliśmy 6:5. Od tego momentu z wiarą w sukces Polacy zaczęli punktować. Lepsze humory oraz szczęście w trudnych sytuacjach przekładały się na wynik, który był dla nas korzystny.

W mecz wszedł Bartosz Kurek, który zaczął grać pierwsze skrzypce w drużynie, wręcz szalał na ataku i zagrywce. Głównie dzięki niemu biało-czerwoni wyszli na siedmiopunktową przewagę. W doprowadzeniu do tie-breaka najważniejsza była chłodna głowa oraz rozsądek, Bułgarzy mogli bowiem czekać na potknięcia, a nasi reprezentanci musieli grać. Mimo że Polacy prowadzili czterema oczkami, to przyjezdni nie poddawali się. Ostatecznie wygraliśmy do 22.

Prowadzenie 3:1 oraz radość z gry na początku tie-breaka zwiastowała jego dobre zakończenie. Wraz z kolejnymi akcjami było coraz lepiej, Bułgarzy nie potrafili grać tak dobrze jak podczas tego meczu. Natomiast biało-czerwoni wychodzili z podniesioną głową nawet z beznadziejnych sytuacji. W trakcie najścia do ataku skurcz złapał Zbigniewa Bartmana. Przyjezdni poczuli swoją szansę, a nieporozumienia i błędy w ataku w polskich szeregach sprawiły, że zrobiło się bardzo nerwowo. Prezentem byył zepsuty serwis Andrieja Żekowa i autowa kontra Kazijskiego, po których na tablicy pojawił się wynik 13:12 i 14:12. Ostatnią akcję skończył chwilę wcześniej wprowadzony Grzegorz Kosok.

Polska - Bułgaria 3:2 (25:20, 23:25, 14:25, 25:22, 15:13)

Polska: Łukasz Żygadło, Zbigniew Bartman, Piotr Nowakowski, Marcin Możdżonek, Michał Ruciak, Bartosz Kurek, Krzysztof Ignaczak (libero) oraz Paweł Woicki, Michał Bąkiewicz, Jakub Jarosz, Michał Kubiak, Grzegorz Kosok.

Bułgaria: Andriej Żekow, Cwetan Sokołow, Wiktor Josifow, Teodor Todorow, Matej Kazijski, Todor Aleksiew, Wladislaw Iwanow (libero) oraz Nikołaj Penczew, Metodi Ananiew, Hristo Cwetanow, Władimir Nikołow, Georgi Bratojew.

Tabela grupy F

Lp.DrużynaPunktyMeczeSetyRatio pkt.
1. Argentyna 3 1:0 3:1 1.067
2. Polska 2 1:0 3:2 0.971
3. Bułgaria 1 0:1 2:3 1.029
4. Włochy 0 0:1 1:3 0.937
Komentarze (0)