Dwa sety zakończone wynikiem 32:30, a w sumie pięć rozegranych partii (tie-break stosunkiem 17:15) - tak przebiegał piątkowy, pierwszy mecz Memoriału Huberta Jerzego Wagnera pomiędzy Rosją a Włochami. Tym jednak, którzy nie oglądali na żywo spotkania, ten wynik może wydać się mylący. Prawie dwie i pół godziny nieustannego mocowania się obu drużyn nie tyle z przeciwnikiem, co z samym sobą nie świadczy dobrze zarówno o Włochach, a tym bardziej Rosjanach. Szczególnie, że w niedalekiej perspektywie są już mistrzostwa Europy w Czechach i Austrii.
Jak zatem Włosi pokonali Rosjan, co można uznać za sporą niespodziankę? Nie wiem, czy takie były założenia przedmeczowe trenera Mauro Berruto, ale Squadra Azzurra wybrała nietypowy sposób na ogranie mistrzów ostatniej World League. Siatkarze z Półwyspu Apenińskiego skutecznie uśpili w piątek Rosjan, ale i nielicznych kibiców zgromadzonych w Spodku. Grając siatkówkę rwaną, z licznymi błędami własnymi i krótkimi zrywami atakujących - fatalny początek Michała Łasko, a końcówka meczu znakomita - sprawili, że wszelkie plany Sbornej o szybkim i łatwym meczu legły w gruzach.
Włosi nie wykazali się finezją w grze, z której jeszcze kilka lat temu słynęli. Obecna drużyna, prowadzona przez Mauro Berruto, to mieszanka młodości i doświadczenia w osobach wracającego do kadry, 36-letniego środkowego Luigi Mastrangelo i Andrei Bari. Co więcej, Azzurri w ostatnich latach poszli w kierunku naturalizacji wyróżniających się w lidze włoskiej zawodników innych narodowości, jak Jiri Kovar, Ivan Zajcew czy Michał Łasko (dzisiaj już zawodnik Jastrzębskiego Węgla). Mieszanka ta prezentuje się dalece gorzej na boisku, niż choćby ta drużyna, która prowadzona była jeszcze przez Andreę Anastasiego.
Pewni swego Rosjanie w piątek wyraźnie przeliczyli się co do rywali. Wygrywając gładko drugą partię do 19, w kolejnej znów dali się wciągnąć w pułapkę włoskich siatkarzy - choć jeszcze tą odsłonę zakończyli udanym finiszem. Co niektórzy kibice w Spodku ziewali na widok uderzających daleko poza boisko graczy obu drużyn. Maxim Michajłow zdawał się pytać samego siebie: dlaczego w każdej kolejnej akcji uderzam nie tam, gdzie chcę? 40:39 w zdobytych punktach po błędach przeciwnika pokazuje, że obu ekipom daleko jeszcze do optymalnej formy na mistrzostwa Europy, a czasu do nich jest co raz mniej...
Choć Włosi zagrali kiepsko, to jednak wygrali, ciesząc się po meczu niezmiernie. Mieli po swojej stronie większą część widowni, i jak zawsze - tej o płci pięknej. Nie zdziwiły mnie więc słowa trenera Mauro Berruto - znając temperament i sposób bycia Włochów - który po meczu mówił: - Graliśmy przed Memoriałem spotkania towarzyskie z Czechami i tam nasza gra nie wyglądała dobrze. Dziś było zupełnie inaczej. Mniej kurtuazji było w słowach kapitana Italii, Cristiana Savaniego: - Jesteśmy zaskoczeni, bo mimo, iż fizycznie byliśmy przygotowani, to w naszych głowach coś jeszcze siedzi - stwierdził. Z kolei Michał Łasko podkreślił, iż liczy się przede wszystkim zwycięstwo, bowiem odniesione nad nie byle kim: - Rosja to przecież bardzo dobra drużyna, w końcu triumfowali nad Brazylią w Lidze Światowej - powiedział po meczu portalowi SportoweFakty.pl.
W kolejnym meczu z Polakami Włosi nie będą musieli zbytnio przykładać się do swojej nietypowej "taktyki". Nasza drużyna w spotkaniu z Czechami pokazała bowiem, że leki nasenne podaje sobie sama.
Paweł Sala, Katowice