Presja mnie napędza - rozmowa z Paulem Lotmanem, przyjmującym Asseco Resovii Rzeszów

Jednym z zawodników, który wzmocnił Asseco Resovię Rzeszów w tym sezonie jest Paul Lotman. Przyjmujący ma nadzieję, że razem ze swoją drużyną zdobędzie mistrzostwo Polski. Amerykanin opowiada także, jak bardzo zmienił się w ciągu swojej kariery.

Marek Grzebyk: Jak rozpoczęła się twoja przygoda z siatkówką? Większość uczniów liceum w USA uprawia siatkówkę grając w tym samym czasie w koszykówkę. Później zazwyczaj kiedy idą na studia rezygnują z gry w piłkę siatkową.

Paul Lotman: Siatkówka miała mi pomóc stać się lepszym koszykarzem, jednak siatkarskie treningi nie były zbyt pomocne. W USA koszykówka jest strasznie popularna i jeżeli od młodych lat nie wyróżniasz się to nie masz szans w późniejszym okresie. Cieszę się jednak że wybrałem siatkówkę.

Twoja szkolna drużyna znacząco się wyróżniała, i została nazwana dream teamem? Jakie sukcesy osiągnęliście?

- Wprawdzie nie osiągaliśmy jakichś wielkich rezultatów, i ten przydomek został nadany jedynie przez lokalną prasę, to zawsze jest miło kiedy ktoś docenia twoje starania.

Jednak kiedy byłeś nastolatkiem nie prowadziłeś zdrowego trybu życia.

- Tak, byłem wtedy cięższy o jakieś dwadzieścia kilogramów w czasie gdy prawie w ogóle nie posiadałem mięśni.

W takim razie jakim cudem drużyna, w której występowali gracze z nadwagą została nazwana dream teamem?

- Nie mam pojęcia (śmiech). Nie potrafiłem skakać, ale bardzo się starałem.

Co w takim razie było bodźcem do zmiany?

- Stawałem się coraz lepszy, więc z czasem zacząłem zmieniać swoje nawyki żywieniowe. Wiedziałem, że aby móc grać profesjonalnie musiałem porzucić dawny styl życia. Dużo zawdzięczam także swojej żonie, to ona pokazała mi co powinienem jeść. Gdyby nie ona pewnie bym sobie nie poradził.

Czy jesteś w stanie napisać plan posiłków, jak prawdziwy dietetyk? Czy twoja żona nadal ci pomaga?

- Mam konkretny plan dla siebie, ale generalnie napisanie podobnego nie jest trudne. Podstawa to dużo warzyw, owoców i białka.

Jak bardzo pomógł ci fakt, że wychowałeś się w Kalifornii, gdzie siatkówka jest popularna? Z pewnością gdybyś urodził się w centrum USA mógłbyś nigdy nie usłyszeć o takim sporcie.

- Masz rację, bardzo trudno rozwijać się zawodnikom jeżeli nie są z Kalifornii. Wprawdzie Clayton Stanley jest z Hawajów, a Matthew Anderson z Nowego Jorku, to jednak najlepszym miejscem do treningów i rozwoju jest Kalifornia. Miałem dużo szczęścia że mogłem tam dorastać.

Czy według ciebie siatkówka jest pewnego rodzaju sportem elitarnym w USA? Zazwyczaj tylko najlepsze uczelnie, plasujące się najwyżej w rankingach, oferują możliwość uprawiania siatkówki, w czasie gdy te gorsze koncentrują się na innych dyscyplinach.

- Z pewnością jest to bardzo techniczny sport i trzeba być wykazać się dużymi umiejętnościami ale także i sprytem. Wydaje mi się, że rzeczywiście ta teza jest prawdziwa.

Jaki był główny powód twoich przenosin do Polski.

- Z pewnością miło będę wspominał czas spędzony we Włoszech, jednak pojawiło się kilka problemów, o których wolałbym nie rozmawiać. Byłem gotowy na nowe wyzwanie i pojawiła się oferta z Rzeszowa, która była nie do odrzucenia. Widziałem, że jest tutaj dobra drużyna, że siatkówka jest sportem numer jeden, po prostu nie mogłem odmówić.

Czy wiesz, że polska liga jest pierwszą, która będzie działać na zasadach podobnych do tych w NBA?

- Nie, nie wiedziałem o tym. Z pewnością jeżeli chodzi o finanse i rozwój jest to dobre rozwiązanie, ale ciężko mi się na ten temat wypowiadać.

Jaki system szkolenia jest według ciebie lepszy, amerykański - gdzie zawodnicy trenują najpierw w szkole, później na uczelni a następnie szukają klubów w Europie, czy europejski - w którym młodzi gracze od samego początku związani są z klubami?

- Nie da się określić, który system jest lepszy. Bardzo się od siebie różnią. Ja jestem zadowolony ze ścieżki którą podążałem, ale nie wydaje mi się, żeby dała mi jakąś przewagę.

W Rzeszowie wszyscy są spragnieni złota. Przez ostatnie kilka lat drużyna zdobywała medale, jednak nie była w stanie wywalczyć tego z najcenniejszego kruszcu. Wprawdzie kibice są bardzo otwarci i tolerancyjni, to jednak w przypadku niepowodzeń presja będzie rosnąć.

- Zdawałem sobie sprawę, że wymagania tutaj są ogromne i wszystko poza mistrzostwem będzie uznawane za porażkę. Patrząc na drużynę, spodziewamy się zwycięstw. Presja mnie napędza i sprawia, że chce dać z siebie więcej i więcej. Niektórzy czasami nie wytrzymują, ale to jest właśnie mentalna część gry.

Nie mogę nie zapytać o reprezentację USA. Wprawdzie udało wam się zakwalifikować do Final Six Ligi Światowej, a także dotrzeć do finału mistrzostw strefy NORCEA, to jednak w drużynie nie wyklarował się żaden lider na pozycji rozgrywającego. Zastąpienie Lloya Bolla okazuje się bardzo ciężkie. Jak myślisz czy zmieni on decyzje i zagra podczas Igrzysk Olimpijskich?

- Byłoby wspaniale, gdyby wrócił, ale nie wywieramy na niego żadnej presji. Nie wiem czy bardziej doświadczeni zawodnicy prosili go powrót. Mamy nowych graczy, Hansen dobrze radził sobie podczas mistrzostw NORCEA, a Suxho gra we Włoszech. Według mnie wystarczy jedynie dobrze poukładać tę drużynę.

Komentarze (0)