Wojciech Potocki: Za kilkadziesiąt godzin rozpocznie się nowy sezon w PlusLidze. Sezon wręcz rewolucyjnych zmian. Co pan, prezes PLPS, odpowie wszystkim tym, który uważają, że zamknięcie, albo jak mówią inni, otwarcie ligi to nieprzemyślana decyzja? I musi skończyć się katastrofą?
Artur Popko: Decyzja była bardzo przemyślana, a wszystkie zarzuty biorą się przede wszystkim z nieznajomości nowego regulaminu. Mało kto przeczytał go dokładnie. Szkoda, bo wtedy krytycy musieliby uznać, że liga daje teraz tysiące nowych możliwości. Możliwości rozwoju wszystkim, którzy tego chcą i mają poważny pomysł na tworzenie silnego klubu. Regulamin porządkuje przede wszystkim wiele spraw organizacyjnych i finansowych, a zarazem stawia jeszcze większe niż dotychczas wymagania. Dajemy szanse wszystkim, którzy naprawdę poważnie myślą o awansie. Nie jest przecież powiedziane, że w PlusLidze musi grać 10 drużyn. Równie dobrze może ich być 12, 14 czy nawet 16. Na razie nie ma my aż takiego potencjału, ale ktoś, kto spełni nasze wymogi odnośnie hali, zabezpieczenia finansowego i będzie miał pomysł na ten biznes, na pewno znajdzie miejsce w tej nowej formule.
Sam pan mówi: hala, zaplecze finansowe. A gdzie w tym wszystkim zawodnicy? Czyżby nie byli już ważni?
- Skądże, są bardzo ważni, nawet najważniejsi, ale na przestrzeni ostatnich lat bardzo dokładnie można prześledzić jak tworzyły się silne drużyn. Sport jest najważniejszy, lecz w zawodowym świecie wartościowy zespół można stworzyć dysponując odpowiednim budżetem. Kto ma pieniądze, ten ma mocny team (uśmiech).
Mówi się o tym, że cztery najsilniejsze ekipy będą walczyły do końca o medale, a pozostali po jakimś czasie zupełnie odpuszczą i wtedy z hal pouciekają kibice.
- No tak, ale patrząc na to, co działo się do tej pory, i tak bywało z tym różnie. Najmniejsza frekwencja była właśnie na meczach o utrzymanie. Dzisiaj, żeby ściągnąć widzów do hali trzeba naprawdę walczyć o wielkie cele, o mistrzostwo. Walka o przetrwanie i utrzymanie się w lidze nie ma sensu. Takie mecze nie niosą ze sobą emocji, a frekwencji też nie ma.
A co pan teraz powie tym pierwszoligowym drużynom, które mówią tak: Dobrze, ale my teraz w ogóle nie mamy po co grać w tę siatkówkę. Zabrano nam największy bodziec, możliwość awansu.
- To jest błędne myślenie. Właśnie teraz mają po co grać. Mogą sobie zaplanować ścieżkę tworzenia mocnego zespołu, poukładać sprawy organizacyjne i finansowe, rozbudować halę i dopiero wtedy zgłosić akces do PlusLigi. Nikt nie powiedział, że nie można przyjąć od razu dwóch czy nawet trzech zespołów. To nieprawda, że nie ma o co grać w I lidze.
Jaki trzeba mieć budżet żeby zagrać w PlusLidze?
- Z tym jest różnie, przecież każdy zespół ma inne możliwości. Na pewno trzeba mieć około 3 milionów i nie mogą to być żadne wirtualne pieniądze. Trzeba jeszcze pamiętać o odpowiednim standardzie hali.
Widzi pan teraz jakieś pierwszoligowe drużyny, które mogłyby względnie szybko dołączyć do plusligowej dziesiątki?
- Na dziś byłby z tym problem, ale jest kilka zespołów, które mają niezły potencjał. Na przykład drużyna z Bielska, która już ma odpowiednie obiekty i duże aspiracje. Wanda Kraków, która mocno stawia na rozwój, a może nawet Gorzów, gdzie też jest już odpowiedni obiekt. Żeby jednak znaleźć się w PlusLidze, trzeba zająć wysokie miejsce w rozgrywkach pierwszej ligi, mieć pomysł na stworzenie silnego zespołu, no i odpowiednie zabezpieczenie finansowe. Czekamy na takie drużyny. Już któryś raz powtarzam, w PlusLidze nie musi grać 10 drużyn, może być ich więcej.
Wróćmy więc do PlusLigi. Czy rzeczywiście jest tak, że kto nie wygra przynajmniej pięciu spotkań pożegna się z ligowym towarzystwem?
- Regulamin określa to bardzo precyzyjnie. Pięć zwycięstw, albo dziękujemy. Musimy przecież dbać o wysoki, sportowy poziom rozgrywek. Mieliśmy już wcześniej przykłady drużyn, które przegrywały większość meczów, na przykład w PlusLidze Kobiet, to nikomu nie dawało satysfakcji.
Mówiło się, że jeśli nikt nie będzie spadał, to trenerzy będą mogli więcej ryzykować i zyskają na tym młodzi polscy siatkarze. Na razie, patrząc na przedsezonowe turnieje, czy sparingi, jest wręcz odwrotnie. Na parkiecie widzimy same gwiazdy i starych wyjadaczy. Młodzi, może poza Tytanem Częstochowa, dalej grzeją ławę.
- To wszystko zależy od tego, o co zespół postanowił grać. Jeśli w planach jest budowa drużyny, to na pewno młodzież wyjdzie na parkiet, ale w zespołach walczących o medale tych szans zbyt wiele nie dostaną. To oczywiste. Tym bardziej, że różnica miedzy grą z PlusLidze, a na przykład Młodej Lidze jest kolosalna. Bardzo ważne będą dla młodych nawet treningi z takimi gwiazdami jak Świderski czy Łasko.
Za chwilę pierwsze mecze. Wszyscy czekają na detronizację Skry Bełchatów. Czy pana zdaniem taki rozwój sytuacji byłby dla ligi, dla zainteresowania siatkówką, dobrym rozwiązaniem?
- Zawsze powtarzam że trzeba równać do góry, a nie do dołu. Równajmy więc do Skry Bełchatów, nigdy odwrotnie. Myślę, że tak właśnie będzie w tym sezonie. A kto wygra? Zobaczymy, czas pokaże...
A komu będzie pan w tym sezonie kibicował?
- Ja? Dla mnie najważniejsze będzie, by kluby miały możnych sponsorów, kibice mogli oglądać świetne widowiska, no i liczę na niespodzianki.
A propos kibiców i transmisji telewizyjnych. Polsat wiele spotkań przenosi z otwartego Polsatu do Polsatu Sport czy innych płatnych kanałów. Czy to nie jest krok do tyłu?
- Nie sądzę. Większość meczów będzie transmitowana w kanale sportowym, niektóre w TV4. Nie sądzę, żeby to stwarzało jakieś ograniczenia. Poza tym wszystkie mecze będę można obejrzeć w internecie. Mecze jednak najlepiej się ogląda na żywo, w hali. I tam zapraszam wszystkich fanów siatkówki. Emocji będzie naprawdę dużo.