Michał Łasko: Przed nami więcej pracy niż myślałem

Z pewnością nie tak inaugurację rozgrywek siatkarskiej PlusLigi wyobrażali sobie siatkarze Jastrzębskiego Węgla. Prezes Zdzisław Grodecki w letniej przerwie głębiej sięgnął do sakiewki, a zbudowany za krocie zespół stawiany jest w gronie faworytów do walki o medale. Tymczasem na inaugurację wszelkie braki jastrzębian obnażył Tytan AZS Częstochowa.

Gra jastrzębskiego zespołu momentami wołała o pomstę do nieba. Przełomowym dla losów spotkania okazała się druga odsłona, a w zasadzie jej końcówka, którą w dramatycznych okolicznościach na własną korzyść rozstrzygnęli częstochowianie. Od tego momentu z zespołu Lorenzo Bernardiego zupełnie uszło powietrze i dwa ostatnie sety toczyły się pod wyraźne dyktando gospodarzy. - Wynik jest sprawiedliwy i w pełni oddaje to, co działo się na boisku - przyznawał Michał Łasko. - Mam nadzieję, że taki mecz już się nam nie przytrafi, bo to, co pokazaliśmy momentami w trzecim, czy czwartym secie, to nie powinno się zdarzyć zespołowi grającemu w PlusLidze. Z minuty na minutę graliśmy coraz gorzej. Jeśli tak będziemy grać, to będzie ciężko.

W tym sezonie jastrzębski zespół stanowi iście międzynarodowe towarzystwo. Na pierwszy rzut oka w wyjściowym składzie jedynymi Polakami są Zbigniew Bartman oraz Paweł Rusek. Polskimi paszportami legitymują się natomiast właśnie Michał Łasko oraz Luciano Bozko, który pochodzi z Brazylii. Brak zgrania był niezwykle widoczny w poczynaniach jastrzębskiej ekipy. Teoretycznie na podstawie pierwszego pojedynku trudno wysuwać daleko idące wnioski, a czas powinien pracować tylko na korzyść drużyny z Jastrzębia. Nieco inne zdanie ma natomiast Łasko. - To, że był to pierwszy mecz nie jest żadną wymówką i nie można się tym zasłaniać. To nie były tylko błędy grupowe, ale zwłaszcza indywidualne. Każdy z nas musi od siebie więcej wymagać. Na dziesięć błędów, które popełniliśmy może trzy albo cztery wynikały z braku zgrania. Pozostałe, to błędy techniczne i to bardzo boli. Musimy na to zwrócić uwagę na takie elementy, jak blok, obrona. Bez tego będzie nam ciężko - podkreśla reprezentant Squadra Azurra.

Postać Michała Łasko budzi w naszym środowisku dość mieszane uczucia. 30-letni zawodnik jest synem wybitnego przed laty reprezentanta naszego kraju, Lecha Łasko. W młodym wieku siatkarz wyjechał jednak do Włoch i mimo podwójnego obywatelstwa od paru lat jest podporą reprezentacji Włoch. W sobotę Łasko wrócił zatem w pewien sposób na stare śmieci. - Na razie gra mi się źle w Polsce. A generalnie mówiąc, jest w porządku. Panuje tutaj fajny klimat. Potencjalnie mamy dobry zespół, ale czeka nas sporo pracy - przyznaje.

Po parafowaniu kontraktu z jastrzębskim klubem Łasko dość buńczucznie mówił, że jego celem jest przerwanie supremacji bełchatowskiej Skry na krajowym podwórku i zdobycie medalu z najcenniejszego kruszcu. - Swojego zdania oczywiście nie zmieniam. Natomiast przed nami wiele pracy. Więcej niż się spodziewałem i myślałem. Każdy z nas musi zakasać rękawy i brać się do roboty - grzmi Michał Łasko.

Michał Łasko nie zostawił suchej nitki na grze swojego zespołu

Komentarze (0)