Historia lubi się powtarzać - rozmowa z Kazimierzem Pietrzykiem, prezesem ZAKSY Kędzierzyn-Koźle

Prezes kędzierzyńskiej ZAKSY był twórcą niezwykłej drużyny - Mostostalu. Dziś, po kilku chudych latach, znów wszyscy mówią o jego klubie. Czym różni się dzisiejsza ZAKSA od Mostostalu sprzed 10 lat? – To trudne pytanie – mówi w wywiadzie udzielonym portalowi SportoweFakty.pl – Mamy inne czasy i teraz inaczej buduje się zespół – dodaje. Szef ZAKSY liczy na powtórkę z historii i kolejne mistrzostwo Polski. Najbliższym egzaminem dla kędzierzyńskich siatkarzy będzie jednak konfrontacja z Trentino w Lidze Mistrzów. – A może "walniemy" ich 3:0? – marzy uwielbiany w Kędzierzynie prezes.

Wojciech Potocki: Jest pan ostatnio bardziej oblegany niż siatkarze. Udziela pan wywiadu za wywiadem i każdy pyta czemu ZAKSA tak świetnie gra. Jeszcze trochę i wyrównacie swój rekord z 2001 roku, kiedy to wygraliście 12 kolejek z rzędu.

Kazimierz Pietrzyk: Bez przesady, nie pamiętam, bym udzielał aż tylu wywiadów. A jeśli chodzi o ZAKSĘ, to po prostu dobrze wystartowaliśmy (śmiech). Ma pan rację, w sezonie 2001/2002 wygraliśmy 12 meczów, więc start był jeszcze lepszy. Teraz mamy siedem zwycięstw i do rekordu jeszcze bardzo daleko, a przeciwnicy na pewno się rozkręcą. Można naszą serię odnotować w statystykach, natomiast nie ma czym się podniecać. Pamiętajmy, że to praktycznie początek ligi, a przecież mamy kilka mocnych drużyn, które na pewno zaczną grać lepiej i nie raz nam jeszcze zajdą za skórę. W tych pierwszych kolejkach mieliśmy trochę szczęścia, wygrywaliśmy bardzo ważne końcówki decydujących setów. Nie musi tak być zawsze. Do końca jeszcze daleko, a najważniejsze mecze dopiero przed nami.

Za serię zwycięstw, choćby najdłuższą, medalu wam nikt nie da. Sam pan mówi, że najważniejsze dopiero przed wami. Da się utrzymać tak wysoką formę przez najbliższe trzy czy nawet cztery miesiące?

- Oczywiście, że za 7 meczów bez porażki nikt nam medalu nie da, ale my i tak chcemy go zdobyć na koniec sezonu. Wcale się z tym nie kryjemy. Zawsze trzeba sobie stawiać ambitne cele. Używając porównania lekkoatletycznego, jak zakładasz poprzeczkę na rekordzie świata, to nawet jak skoczysz minimalnie niżej, osiągniesz doskonały wynik. Mamy silny skład, który do tego świetnie się rozumie, więc grzechem byłoby nie stawiać sobie medalowych celów.

Może, po rewelacyjnym początku, warto zmienić nieco plany i powiedzieć wprost: - Walczymy o złoto!

- Tak naprawdę wszystkie ligowe drużyny walczą o mistrzostwo, my też. Jakiś medal musi jednak być! Nie ma co podbijać bębenka, bo do gry wróciła Skra, która nie dość, że gra coraz lepiej, to jeszcze ma olbrzymie rezerwy. Ogromne możliwości ma Jastrzębie. W końcu na klubowych mistrzostwach świata pokonali Rosjan i mistrza Brazylii, a to o czymś świadczy. Walka będzie trudna, ale mistrzostwo Polski oczywiście nam się marzy… i nie tylko.

Będziecie łapać trzy sroki za ogon? Złoto PlusLigi, Puchar Polski i jeszcze medal Ligi Mistrzów?

- Wie pan, trzeba łapać tę srokę, która jest najbliżej, a potem następną i następną. Jeśli się ktoś nastawia tylko na jedną, to może zostać z kilkoma piórkami w ręce. Trzeba po prostu próbować ugrać coś w momencie, kiedy jest szansa. Nie jest tak, że nastawiamy się jedynie na mistrzostwo PlusLigi. Pierwsze trofeum to będzie Puchar Polski i na pewno będziemy o niego walczyli. Potem chcielibyśmy dojść do Final Four w Lidze Mistrzów, ale tylko dzięki dobrej grze i dlatego nie myślimy o organizacji finałowych rozgrywek.

Nie ma chyba w kraju drugiego prezesa, który tak długo rządziłby siatkarskim klubem. Zbudował pan kilka wspaniałych ekip, były chude lata, ale znów kędzierzyńscy siatkarze są na szczycie. Da się porównać Mostostal z początku wieku i dzisiejszą ZAKSĘ?

- To bardzo trudne, bo bardzo zmieniła się siatkówka, Jest szybsza, gra stała się bardzo intensywna, a to ogromna zmiana. Patrząc wstecz, widzę też z różnicę w sposobie budowania drużyny. Mostostal oparty był na mistrzach świata juniorów z 1987 roku. Sześciu, czy nawet siedmiu zawodników grało w Kędzierzynie ponad pięć lat, a jeden nawet osiem. Oni po prostu stworzyli monolit, który nie pękał, a siatkarze rozumieli się praktycznie bez słów. Mogli grać ze sobą na pamięć. Wystarczył pojedynczy gest i wiedzieli co się będzie działo. Teraz wygląda to zupełnie inaczej. Wszyscy chcą natychmiast sukcesów. To przede wszystkim oczekiwania sponsorów, którzy nie patrzą na to, że na zbudowanie zespołu potrzeba czasu. Oni mówią: - Dobrze, damy więcej kasy, ale sukces ma być już. Nic więc dziwnego, że kluby wymieniają po pięciu, sześciu graczy na raz. W tym sezonie tak było w Jastrzębiu i Rzeszowie. Jestem pewien, że jest to wyjście naprzeciw oczekiwaniom sponsorów, którzy nie chcą czekać na sukcesy.

Stara prawda mówi, że zwycięstwa budują atmosferę w drużynie. Czy to, co teraz dzieje się w ZAKSIE przypomina panu najlepsze lata Mostostalu?

- Minęło dobrych kilka lat, więc nie wszystko pamiętam (śmiech), ale dziś też nie można powiedzieć nic złego o atmosferze w drużynie i sztabie trenerskim. Wszyscy się doskonale rozumieją, każdy wie co ma robić, aż miło patrzeć, jak to wszystko funkcjonuje. Właśnie siedzę i patrzę, jak sumiennie zawodnicy trenują.

Bardzo dobrze zaaklimatyzowali się w Kędzierzynie dwaj Francuzi. Przed sezonem mówił pan, że w ZAKSIE trzeba zmienić skrzydła. Przyszli Guillaume Samica i Antonin Rouzier, a klub lata jak francuski Mirage, z trójkolorowymi skrzydłami. Pytanie tylko, czy uda się panu zatrzymać obu w takim małym miasteczku?

- Póki co, wyrażają się o klubie i jego organizacji w samych superlatywach. Ja wiem, że u nas nie ma takich atrakcji jak w dużym mieście, mam na myśli centra handlowe, restauracje, czy nawet kina. Na razie jednak obaj twierdzą, że są bardzo zadowoleni. Na pewno zaskoczyła ich popularność siatkówki w naszym mieście. Mieszkają w takim miejscu, że co chwilę, nawet kiedy tylko wyjdą do sklepu, podchodzą do nich dzieciaki, od razu ich rozpoznają i proszą o autograf, albo zdjęcie. Są po prostu bardzo popularni, czego na pewno nie zaznali u siebie w kraju. No i to ich bardzo rajcuje. Na pewno będziemy z nimi rozmawiali o tym, by zostali na dłużej.

To jednak przyszłość, a teraz zawodnicy mają prawie miesiąc przerwy w rozgrywkach. Nie boi się pan, że forma ZAKSY gdzieś ucieknie?

- Jest takie ryzyko. Muszę przyznać, że jestem wielkim przeciwnikiem tego rodzaju przerw, które nikomu nie służą. Zawodników nie ma, a ci którzy zostali, nie mają z kim trenować. Reprezentanci rozegrają aż 11 meczów w ciągu piętnastu dni, a to na pewno odbije się później na ich formie i zdrowiu. Nie można tak traktować ligi, na którą sponsorzy wykładają poważne pieniądze i chcą, aby rozgrywki miały swój rytm, by można było wykorzystać to marketingowo. To łamanie zasad ustalonych przez światową i europejską federację, które zadecydowały, że październik i kilka innych miesięcy przeznaczono tylko dla rozgrywek ligowych.

W grudniu ZAKSĘ czekają mecze Ligi Mistrzów z włoskim Trentino. Nie uważa pan, że pokażą one jakie jest miejsce ZAKSY w Europie?

- Włosi to kilkukrotny klubowy mistrz świata i na pewno rywalizacja z nimi dowiedzie jak daleko, albo jak blisko nam do najlepszych. W siatkówce jest jednak wszystko możliwe. Nie tak dawno Jastrzębie wygrało dość łatwo z Zenitem Kazań, a nikt na taki wynik nie stawiał. Nam porażka z Trentino hańby nie przyniesie. Jestem jednak przekonany, że powalczymy o coś więcej.

A może po cichu marzy pan sobie: - "Walniemy" ich 3:0?

- Możemy raz ich "walnąć", nie mam nic przeciwko temu (śmiech).

Wierzy pan w prawo serii? W sezonie 1996/7 zdobyliście tytuł wicemistrza Polski, rok później było złoto. Sytuacja powtórzyła się w sezonach 1998/9 i 1999/2000. Po 12 latach znów było srebro. Czy teraz będzie złoto?

- Można powiedzieć, że historia lubi się powtarzać. To na pewno doda nam otuchy przed kolejnymi meczami. Cóż, spróbujemy zmierzyć się z historią. Może i tym razem się powtórzy?

Komentarze (0)