Hala bydgoskiej "Łuczniczki" już dawno nie widziała tak gorącego dopingu podczas rozgrywek PlusLigi Kobiet. W środę siatkarki Pałacu podejmowały przed własną publicznością zespół Muszynianki, a taki rywal zawsze wywołuje większe zainteresowanie kibiców. Fani miejscowego zespołu nie szczędzili swoich gardeł, bo podopieczne Rafała Gąsiora w batalii z tym wymagającym rywalem grały jak równy z równym. Po trzech partiach bydgoszczanki prowadziły 2:1, głównie dzięki dobrej zagrywce i wysokiej skuteczności w ataku. Mineralne zdołały jednak powrócić do swojego rytmu gry z pierwszej partii i to one wygrały ten mecz po pięciu setach. - Niedosyt na pewno zostaje. Szkoda, że nie udało się wygrać. Zrobiłybyśmy nie lada niespodziankę, bo nie byłyśmy faworytem tego meczu. Myślę, że dużo popełniłyśmy niewymuszonych błędów w tie-breaku. Walczyłyśmy do końca, ale po prostu trochę zabrakło - skomentowała po meczu libero Pałacu, Marta Kuehn-Jarek.
Sytuacja zaczęła się wymykać się spod kontroli bydgoszczanek już na początku czwartej partii, bo Muszynianki szybko wyszły na prowadzenie 4:1, którego nie oddały do końca seta. - Trudno powiedzieć, co się wtedy stało. Będziemy to wszystko analizować. Każdy chce wygrać i wydaje mi się, że Muszynianka postawiła wyższe warunki w czwartym secie. Falował ten mecz, raz my lepiej grałyśmy, a raz rywalki - przyznała bydgoska siatkarka.
Decydująca odsłona tego spotkania należała do Muszynianek, chociaż ich zwycięstwo było przez moment zagrożone. Siatkarki Pałacu, mimo kilkupunktowej straty, zdołały zmniejszyć dystans do rywalek do stanu 10:11, ale ostatnie akcje padły już łupem przyjezdnych. - Każda z nas dała z siebie tyle, ile mogła. Ktoś musi niestety zawsze przegrać - zakończyła Kuehn-Jarek.