Spotkanie we Wrocławiu rozpoczynało zmagania siatkarek w ostatniej kolejce pierwszej części sezonu zasadniczego. Punktów znacznie bardziej potrzebowały gospodynie, które przed starciem z pilankami znajdowały się na ósmej pozycji w tabeli, mając tyle samo "oczek" co ostatni w tabeli AZS Białystok. Gwardzistki mają jeszcze jeden rozegrany mecz mniej, ale w poniedziałek zmierzą się z liderem z Sopotu. PTPS przyjechał do stolicy Dolnego Śląska z chęcią zamazania plamy po porażce z Akademiczkami z Podlasia.
Wielkopolanki swój plan konsekwentnie realizowały od pierwszej piłki. Przyjezdne premierowego seta rozpoczęły od trzech kolejnych bloków, które ustawiły przebieg odsłony. W początkowych akcjach sporą aktywność wykazywała Katarzyna Jaszewska, ale podobnie jak cała Gwardia, gasła powoli razem z trwaniem partii. Były momenty zrywów, jak atak Moniki Czypiruk i prowadzenie 11:9, ale więcej powodów do radości miał team Mirosława Zawieracza. Szalały środkowe, które znakomicie ustawiały prawdziwą ścianę nie do przejścia. Pilanki zdobyły aż 8 punktów w bloku tylko w tej części gry! Taki handicap przy zrównoważonej grze w ataku musiał dać pewne zwycięstwo. Tablica świetlna w hali Orbita zatrzymała się na stanie 19:25.
Impel, niczym bokser, wrócił do swojego narożnika i przemyślał poczynania w pierwszej rundzie. Efektem tego były udane kontry tuż po regulaminowym odpoczynku. Po dobrym ataku Czypiruk miały trzy oczka przewagi, prowadziły 7:4, ale to nie wystarczyło, aby na przerwę techniczną zejść z przewagą. Wielkopolanki cały czas miały kontrolę nad przebiegiem boiskowych wydarzeń. Dodatkowo trener Zawieracz miał nosa wprowadzając na zagrywkę Monikę Naczk, która serwisami uprzykrzała życie przyjmującym gospodyń i doprowadziła do stanu 13:17.
Dla Gwardzistek był to sygnał ostrzegawczy, pozostając w pięściarskiej terminologii, drugie liczenie. Presja pozytywnie zadziałała na podopieczne Rafała Błaszczyka, które zdołały przezwyciężyć trudności, powstać z kolan i walczyć dalej. Uaktywniła się Katarzyna Mroczkowska, a swoją cegiełkę do zwycięstwa dołożyły również rezerwowe. Z kwadratu dla rezerwowych wyszła Milena Rosner. Była reprezentantka Polski skutecznymi blokami zakończyła drugą odsłonę, kluczową dla losów starcia, wygraną przez gospodynie 25:23.
Po tym sukcesie wrocławianki zdecydowanie poczuły krew, zobaczyły, że przeciwnik jest do ogrania. To sprowokowało je do przejścia do prawdziwej ultraofensywy i zadania prawdziwej lawiny ciosów. Niemal wszystkie znajdywały drogę do celu. PTPS zupełnie się pogubił i nie był w stanie otrząsnąć się po kolejnych udanych akcjach gospodyń. Tym wychodziło wszystko, a prowadzenie zwiększało się z każdą piłką. Trener Zawieracz desygnował do walki swoje rezerwowe, ale one również nie dały rady pobudzonym Gwardzistkom. W końcówce toczyła się tylko walka o przekroczenie przez pilanki granicy dwucyfrowego wyniku. To się nie udało.
25:9 to bardzo przekonujące zwycięstwo, ale jeszcze nie nokaut. Chwiejący się na nogach pretendent do tie-breaka musiał rzucić wszystkie siły na czwartą rundę, aby doprowadzić do kolejnej i tam powalczyć o końcowy sukces. Taka taktyka przyniosła efekty. Po szeregu udanych zbić Natalii Krawulskiej i nieporozumień po wrocławskiej stronie zrobiło się 7:12. Tym razem w roli zdezorientowanych sytuacja na boisku były wrocławianki. Pojedyncze zrywy Jaszewskiej nie wystarczały na PTPS, który wyraźnie, ponownie uwierzył w swoje możliwości. Kiedy trzy kolejne zagrywki Darii Paszek zostały źle przyjęte, wynik zmienił się na 12:20 na korzyść przyjezdnych nic nie wskazywało na to, aby nie oglądali tie-breaka.
Wówczas na zagrywce pojawiła się Zuzanna Efimienko, środkowa Impelu nie miała nic do stracenia, więc zaczęła ryzykować. I nagle, ze stanu 13:21, zrobiło się 20:22. Wiara w zwycięstwo została przywrócona, ale PTPS miał jeszcze wystarczająco dużo czasu, aby odpowiednio zareagować. Wielkopolanki prowadziły 24:21, ale to nie wystarczyło do zakończenia odsłony. Najdramatyczniejsza była akcja przy stanie 24:23 - zdecydowanie najlepsza akcja meczu. Bohaterką okazała się libero Gwardii, Aleksandra Krzos. W efekcie zablokowany został atak Anny Kaczmar, ale cieszyli się tylko kibice. Siatkarki padły na ziemie i próbowały złapać oddech.
Doprowadzając do wyrównania gospodynie po raz kolejny ukazały się w roli doświadczonego boksera, który wytrzymał szturmowe ataki i zachowując siły na koniec punktował rywala. Katarzyna Jaszewska dokonała niemożliwego. Jej pojedynczy blok dał zwycięstwo w partii i całym meczu podopiecznym Rafała Błaszczyka. Dawno w polskiej lidze nie było takiej partii.
Impel Gwardia Wrocław - PTPS Piła 3:1 (19:25, 25:23. 25:8, 26:24)
Gwardia: Wilson, Mroczkowska, Czypiruk, Jaszewska, Haładyn, Efimienko, Krzos (libero) oraz Folta, Medyńska, Sobolska, Rosner
PTPS: Kuligowska, Brown, Martałek, Hudima, Kaczmar, Kosmatka, Wysocka (libero) oraz Naczk, Paszek, Kajzer, Krawulska
MVP: Katarzyna Jaszewska