Radni powinni pomóc klubowi - druga część rozmowy z Damianem Wojtaszkiem

- Mieliśmy spotkanie z prezes Dolecką, ale słowa o wycofaniu drużyny nie padły. Wiadomo, że Warszawa jest dużym miastem, ma ogromny budżet i musi pomóc AZS Politechnice Warszawskiej - mówi Damian Wojtaszek o kiepskiej sytuacji finansowej klubu, o której zrobiło się głośno w ostatnim okresie.

PIERWSZA CZĘŚĆ ROZMOWY (KLIKNIJ TUTAJ)

Piotr Stosio: Twój kontrakt z Politechniką wygasa za pół roku. Co dalej?

Damian Wojtaszek: Zobaczymy… Na razie chcę pokazać się z jak najlepszej strony. Do rozegrania zostało jeszcze pół sezonu. Walczę, żeby mój klub znalazł się we wspomnianej wcześniej fazie play-off, a także jak najdalej zaszedł w Pucharze Challenge. Kwestią wygasającego kontraktu nie zawracam sobie po prostu głowy.

- Działacze twierdzą, że jednym z priorytetów będzie zatrzymanie cię w Warszawie, ale chyba nie wykluczasz zmiany barw klubowych?

- Nie i zobaczymy, co się wydarzy. Mimo że rządzący Politechniką chcą, żebym został, skupiam się na razie na grze. Rozmawiać o mojej sytuacji będziemy po zakończeniu rozgrywek ligowych.

- Raz już byłeś blisko zmiany klubu, bo przed rozpoczęciem sezon niemal porozumiałeś się z Resovią.

- Czy byłem dogadany? Tylko rozmawialiśmy z działaczami z Rzeszowa, było kilka kontaktów między nami, ale niekoniecznie porozumieliśmy się na sto procent. Temat jest jednak od dawna zamknięty. W Resovii został Igła, a ja kontynuuję granie w siatkówkę w zespole Politechniki.

- Czy Resovia nadal jest zespołem, w którym chciałbyś kiedyś zagrać?

- Wiadomo, to klasowy klub. Występuje regularnie w europejskich pucharach i walczy o mistrzostwo Polski. Chyba każdy chciałby trafić do zespołu mającego duże perspektywy. Dla młodego zawodnika to spełnienie marzeń.

Na zdjęciu Damian Wojtaszek. W tle trener Radosław Panas.

Źródło: azspw.com

- Czy Politechnika jest zespołem, w którym możesz jeszcze czegoś nauczyć się?

- Z każdym treningiem poprawiam swoje umiejętności, także z każdym meczem. Trener Panas jest dobrym szkoleniowcem. Co chwilę przekazuje mi wskazówki, na temat tego co jest dobre i tego, co trzeba poprawić.

- W Politechnice jesteś od prawie 5 lat. Jak bardzo zmieniłeś się jako siatkarz?

- Różnica w umiejętnościach jest duża. Na początku nie grałem, musiałem mocno pracować na treningach. Kolejni szkoleniowcy powtarzali, że ciężka praca przyniesie rezultaty. Z biegiem czasu złapałem doświadczenie i gram. Cieszę się, że nie zostałem rzucony na głęboką wodę, tylko regularnie wprowadzano mnie do zespołu. Na początku wchodziłem do drużyny powoli, grałem kilka meczów w trakcie sezonu, potem w połowie, a następnie cały. Gdy byłem gotowy do gry o najwyższe cele, trener Panas to zauważył, dał mi szansę i tak już zostało.

- Jak wspominasz swoje początki w Politechnice?

- Wiele nauczyła mnie Warszawa. Przyjechałem do stolicy z małej miejscowości, wcześniej nie mając o niej za bardzo pojęcia. Szybko sprowadziła mnie na ziemię. Musiałem sam martwić się o szkołę, albo treningi. Trzeba było zagryźć od czasu do czasu zęby, gdy momentami wszystko nie szło, tak jak trzeba. W Miliczu miałem wszystko pod nosem, w Warszawie musiałem dojeżdżać na treningi na drugą stronę miasta. Przyniosło to jednak odpowiednie rezultaty i jestem zadowolony z siebie.

- A jak bardzo przez lata zmieniła się AZS Politechnika Warszawska?

- Nie znałem klubu od głębszej strony, bo zaczynałem z nim przygodę jako junior. Nie jeździłem na wszystkie mecze, nie chodziłem zawsze na treningi, bo kończyłem liceum. Natomiast z perspektywy czasu widzę, że ogólnie wszystko funkcjonuje lepiej. Znacznie więcej osób przychodzi na nasze mecze. Pamiętam czasy, gdy graliśmy na Kole i publika nie dopisywała. Dzięki dobrym wynikom reprezentacji, siatkówka stała się bardziej popularna. Miejmy nadzieję, że będzie tak cały czas.

- Pół roku temu znalazłeś się w szerokiej liście kadrze reprezentacji.

- Tak naprawdę nie zagościłem w niej w ogóle. Byłem kadrowiczem tylko na papierze. Występowałem natomiast przez krótki okres w kadrze B, gdy jej trenerem był Radosław Panas.

- Czy fakt, że jesteś zawodnikiem słabszego klubu jak Politechnika, ma wpływ na to, że nie jesteś powoływany do kadry?

- Wydaje mi się, że trener reprezentacji wie dobrze, kogo potrzebuje i na jaką pozycję. W poprzednim sezonie dwóch zawodników z naszego klubu trafiło do reprezentacji. Trzecim, który znalazł się na szerokiej liście byłem ja, więc nie ma problemu. Każdy musi walczyć o swoje, jeśli pokaże to na boisku, wywalczy miejsce w reprezentacji.

Damian Wojtaszek w rozmowie z selekcjonerem reprezentacji Polski Andreą Anastasim.

Źródło: azspw.com

- Prezes Dolecka powiedziała ostatnio, że ze względu na problemy finansowe klubu prawdopodobnie wycofa koszykarską drużynę Politechniki, a nie wykluczone, że podobny finał spotka siatkarzy. Jak przyjąłeś jej słowa?

- Nie dostaliśmy podobnej informacji od pani prezes. Mieliśmy z nią spotkanie, ale słowa o wycofaniu drużyny nie padły. Wiadomo, że Warszawa jest dużym miastem, ma ogromny budżet i musi pomóc AZS Politechnice Warszawskiej. Z tak dużym budżetem, jakim dysponują władze stolicy, powinniśmy mieć zapewnione odpowiednie pieniądze od miasta.

- Czy władze klubu nie powinny same znaleźć sponsorów? Możliwości teoretycznie jest wiele.

- No tak, są już jacyś sponsorzy: Imtech, Bilfinger Berger, Mostostal, ale może ich pomoc nie wystarcza i potrzebne jest większe wsparcie od miasta stołecznego Warszawa.

- O wspomnianym problemie mówiło się ostatnio w szatni?

- Trener nam ciągle powtarza, żebyśmy zajęli się ćwiczeniami. Gdy przychodzimy do pracy, wypełniamy ją jak najlepiej i właśnie na niej się skupiamy.

- O problemach finansowych mówi się ostatnio głośno. Wypłaty są przelewane na czas czy z opóźnieniem?

- Na dzisiaj istnieją małe poślizgi, ale działacze klubu zapewniają, że wszystko niedługo uregulują. Może w końcu pomogą nam też radni.

- Politechnika bierze udział w Pucharze Challenge, na którym można tylko stracić finansowo. Czy w kolejnych fazach zagracie na sto procent, czy potraktujecie rozgrywki jak inne polskie kluby w pozostałych latach?

- Nakłady finansowe to jedna sprawa, natomiast promocja klubu przez grę w Pucharze Challenge jest inną kwestią. Nieliczne zespoły grają w Europie. Dla drużyny Puchar Challenge jest nowym doświadczeniem, dla mnie osobiście jest to debiut. Jestem podekscytowany i chciałbym dojść jak najdalej.

- Puchar Challenge nie jest jednak zbyt prestiżowy i popularny, a drużyny biorące w nim udział niekoniecznie silne.

- Zgadza się, ale gdyby był aż tak niepopularny, nie grałoby w nim tak wiele europejskich zespołów. Być może w początkowej fazie zespoły nie są z czołowych lig, ale i tak sprawiają problemy, jak chociażby nam Białorusini. Jeżeli udałoby nam się przejść Chorwatów, z którymi niedługo zagramy, później czekałaby nas rywalizacja z zespołem rosyjskim, czyli z klasowym przeciwnikiem.

- Ważniejsza jest więc PlusLiga czy Puchar Challenge?

- W głównej mierze skupiamy się na ekstraklasie, a europejskie puchary są wisienką na torcie. W dodatku chcielibyśmy je wygrać.

Źródło artykułu: