Piotr Dobrowolski: Zgodzisz się z tym, że mogłyście rozstrzygnąć to spotkanie dużo wcześniej?
Charlotte Leys: Tak, pewnie. Mecz był bardzo nerwowy w naszym wykonaniu, zwłaszcza pierwszy set. Przegrałyśmy go wysoko. Nie robiłyśmy wtedy na boisku nic - zero gry, zero serwisu. W kolejnej partii było już dużo lepiej - "przebudziłyśmy" się, walczyłyśmy o każdą piłkę.
Co się stało z twoim zespołem pod koniec trzeciej odsłony?
- Mogłyśmy rozstrzygnąć tego seta dużo wcześniej, ponieważ prowadziłyśmy już 22:18. Niestety, po prostu nie skończyłyśmy kilku akcji z rzędu, co od razu poskutkowało tym, że zespół z Muszyny szybko wyrównał i trzeba było grać na przewagi. Dobrze, że się nie załamałyśmy i wytrzymałyśmy tę końcówkę.
Można było uniknąć tie-breaka?
- Tak, bo w czwartej partii również miałyśmy szansę na zwycięstwo. Był bodajże remis 20:20. Ostatecznie to jednak rywal wygrał i tie-break musiał rozstrzygnąć losy spotkania. Udało się zwyciężyć i to my zagramy w finale Pucharu Polski.
Bielszczanki nie zmusiły waszych sobotnich rywalek do dużego wysiłku...
- Może się wydawać, że Sopot miał bardzo łatwą przeprawę. Skończył swój mecz dużo wcześniej, my natomiast zagrałyśmy pięć setów, późno skończyłyśmy zawody. Zobaczymy w sobotę, jak to będzie. Na pewno jesteśmy zmęczone, rozegrałyśmy pięć setów, mecz późno się skończył.
Dobra regeneracja sił to teraz wasz główny cel?
- Trzeba teraz dobrze odpocząć - dobry prysznic, dobry sen. W sobotę zrobimy wszystko, aby wygrać.
Przed turniejem nie stawiano was w roli faworyta. Tymczasem sprawiłyście dużą niespodziankę. Zrobiłyście "na złość" tym, którzy skazywali was na porażkę?
- To nie tak. Wszystkie cztery drużyny, które przyjechały do Radomia, prezentują zbliżony poziom. Każdy może wygrać z każdym, tak samo każdy może sięgnąć po Puchar Polski. W piątek to my byłyśmy lepsze. Fajnie, że pokonałyśmy Muszynę, która przed rokiem wygrała to trofeum.
Dlaczego zdecydowałaś się na zmianę barw klubowych przed obecnymi rozgrywkami?
- Poprzedni sezon Dąbrowa zakończyła na czwartym miejscu. Teraz bije się o czołowe lokaty. Drużyna z Bydgoszczy nie walczyła o najwyższe cele. Jest zespołem środka tabeli. Nie miała szans na mistrzostwo, więc zdecydowałam się na przeprowadzkę.
Jakie masz wspomnienia związane z Bydgoszczą oraz Centrostalem?
- Bardzo lubię Bydgoszcz, to ładne miasto. Otrzymałam tam szansę na sportowy rozwój. Spędziłam tam fajny czas, przede wszystkim jeśli chodzi o pracę z trenerem i koleżankami z drużyny. Mój poziom z każdym rokiem się podnosi, oczywiście tam również tak było. Potrzebuję ciągłego postępu, dlatego zdecydowałam się przenieść do mocniejszego klubu.
W twojej poprzedniej drużynie nie było takiego oczekiwania co do wyniku jak w Dąbrowie...
- Na pewno to lepiej, jeśli chodzi o spotkania z czołówką, ponieważ Bydgoszcz nie gra w nich pod presją, może "na luzie" podejść do tych meczów. W Dąbrowie musimy wygrywać każde starcie. W sobotę jest przed nami pierwsza szansa na zdobycie miejsca w Lidze Mistrzyń.
Podoba ci się Polska, tutejsza kuchnia i ludzie?
- Lubię ten kraj, gram tu drugi sezon. Liga jest bardzo dobra. W każdym meczu musimy dawać z siebie wszystko. Co do jedzenia, to najbardziej lubię naleśniki, ale wiadomo - nie mogę jeść ich zbyt dużo (śmiech). Ludzie są bardzo mili i życzliwi. Jest dużo fajnych miejsc do zwiedzania. Nie narzekam.