Początek czwartkowego pojedynku wylał kubeł zimnej wody na głowy częstochowskich fanów. Akademicy w pierwszym secie długo razili bowiem ogromną nieskutecznością, co było tylko wodą na młyn dla ośmiokrotnych mistrzów Hiszpanii. Gracze z Almerii kontrolowali przebieg seta aż do wyniku 22:15, gdy na zagrywce pojawił się Łukasz Wiśniewski. Kąśliwe zagrywki reprezentanta kraju odmieniły diametralnie przebieg seta i w mgnieniu oka przewaga Unicaji nie tylko stopniała, ale to Akademicy wysunęli się na prowadzenie 23:22. W końcowym rozrachunku zdało się to jednak na niewiele, bo w emocjonującej końcówce górą okazali się goście z Półwyspu Iberyjskiego. - Nie zasłużyliśmy na wygraną w tym secie. Taka jest prawda. Popełniliśmy nawet, jak na nas zbyt dużo własnych błędów. Popełniając jedenaście własnych błędów nie ma prawa wygrać się seta. Na szczęście wszystko się odwróciło i w końcówce nasza forma wróciła – podkreślał szkoleniowiec Akademików, Marek Kardos, który nie szczędził słów krytyki pod adresem swoich podopiecznych. - Trochę się dziwie, że zawsze przy okazji różnych zmian nasz zespół nie jest zmobilizowany i nie pomaga sobie wzajemnie. Fabian Drzyzga nie wyszedł w pierwszym składzie. W jego miejsce pojawił się Kuba Oczko, ale żaden z zawodników mu nie pomógł w trudnym momencie. Kuba stracił pewność siebie i tak to wyglądało. To, że Fabian musiał wejść na boisko, to nie wina Kuby Oczko, a raczej reszty zawodników, którzy mu nie pomogli.
Na całe szczęście częstochowianie nie pozwolili hiszpańskiej drużynie rozwinąć skrzydeł i w kolejnym secie złapali odpowiedni rytm gry. Kluczem do sukcesu okazała się różnorodna zagrywka. Najwięcej szkody w tym elemencie siatkarskiego rzemiosła wyrządził rywalom Łukasz Wiśniewski. - Kontrolowaliśmy pozostałe sety, bo dobrze zagrywaliśmy. Zagrywka była naszym atutem i tak to powinno wyglądać. Potem przełożyło się to na blok i obrony, których zanotowaliśmy wiele. Szanowaliśmy piłkę i dzięki temu mieliśmy dużo bloków i kończyliśmy wiele akcji w trzeciej, czy czwartej kontrze - wspomina Kardos.
Analizując potencjał trzeciej obecnie drużyny ligi hiszpańskiej sztab szkoleniowy Akademików baczną uwagę zwrócił szczególnie na dwójkę zawodników: przyjmującego Jeffreya Menzela oraz Ibana Pereza, który ma za sobą bogate doświadczenie w szeregach narodowej reprezentacji Hiszpanii. Perez był jednak tylko cieniem siebie i ofensywne poczynania Unicaji spadły w głównej mierze na barki Menzela, który sprostał oczekiwaniom. - Dobra gra w ataku Menzela wynikała z naszych błędów na bloku - ripostował słowacki szkoleniowiec. - Atakował po takich kierunkach, jak mówiliśmy i zakładaliśmy. Jednym zawodnikiem meczu się jednak nie wygra. Taka jest prawda, że ich gra opiera się na tej dwójce. Jeśli w rewanżu włączy się do gry Perez, to może być bardzo ciężko. Musimy być czujni i uważni.
Orędownikiem i sprzymierzeńcem obu ekip w czwartkowy wieczór nie była aura. Siarczyste mrozy panujące w naszym kraju spowodowały, że temperatura na hali nie była najwyższa. Zwłaszcza dla Hiszpanów nie była to wygodna i komfortowa sytuacja. W rewanżu pod tym względem powinno być już znacznie lepiej. - Na szczęście nie gramy na zewnątrz. Jeśli temperatura będzie taka, jak u nas, to wyjdzie nam to z korzyścią, bo generalnie gramy lepiej na wyjazdach, niż u siebie. Naszą bolączką jest wciąż to, że zaczynamy mecz głupimi błędami. To boli i w meczu z lepszym zespołem na pewno to się zemści - podkreśla Kardos.
Zanim Akademicy udadzą się do Almerii w niedzielę czeka ich kolejna ligowa potyczka. Pod Jasną Górę przyjedzie PGE Skra Bełchatów. Zdaniem Kardosa, częstochowianie nie mają w niedzielę nic do stracenia. - Musimy podjąć absolutne ryzyko. Skupiamy się na sobie, bo nie zawsze ze Skrą Bełchatów da się dobrze zagrać. Musimy dać z siebie wszystko. Oczywiście, każdy do meczu podchodzi z nadzieją na wygraną, ale na prawdę musimy zagrać na 120 procent swoich możliwości. Jeśli nam się to uda, to będę bardzo zadowolony. My musimy swoich punktów szukać gdzie indziej. Wobec tego zagramy swobodnie i bez presji - kończy Marek Kardos.