Robert Prygiel: Nadrabiam zaległości

Po udanym dla Politechniki Warszawskiej sezonie 2010/11 Robert Prygiel stołeczny parkiet opuścił na rzecz występującej w II lidze drużyny Czarnych Radom. Portalowi SportoweFakty.pl były reprezentant Polski zdradził, czy nie żałuje tej decyzji.

Kinga Popiołek
Kinga Popiołek

Z Radomia do Warszawy droga nie jest daleka, nic więc dziwnego, że zmagania AZS-u Politechniki Warszawskiej z Dynamem Krasnodar z trybun obserwował Robert Prygiel. A co u niego słychać? - A, nic ciekawego, przyjeżdżam oglądać Damiana Wojtaszka w akcji (śmiech) – odpowiedział sam zainteresowany. - Gram sobie w drugiej lidze, trzymam formę zachowując odpowiednie proporcje, czyli na poziomie drugoligowym. Gramy, chcemy awansować. Poza tym siedzę w końcu w domu, w Radomiu i uczestniczę w życiu rodzinnym, co było przeze mnie zaniedbywane przez ostatnich kilkanaście lat – przyznał w rozmowie ze SportoweFakty.pl były reprezentant Polski.

Czy atakujący nie żałuje decyzji o przenosinach ze stolicy do Radomia? - Nie żałuję. Na szczęście na tyle dobrze się czuję fizycznie, że mogę grać w drugiej lidze. Będę się starał pomóc odbudować siatkówkę w Radomiu, a przy okazji nadrabiam zaległości rodzinne i edukacyjne. Pomału układam sobie życie na przyszłość, bo można powiedzieć, że siatkówkę już kończę – powiedział Prygiel.

RCS Czarni Radom obecnie występują na parkietach II ligi. Czy różnice w przygotowaniach różnią się od tych dla drużyn najwyższej klasy rozgrywkowej? - Fizycznie to nie, bo jednak trenujemy siedem dni w tygodniu, te treningi są pełnowymiarowe. Jednak to jest zupełnie inny poziom emocji, adrenaliny i takiego stresu, bo jednak trzeba pamiętać, że w II lidze 9 proc. drużyn jest amatorska – w PlusLidze jest ciśnienie na wynik. Chociaż muszę przyznać, że akurat my jesteśmy jedną z dwóch drużyn, jakie na wynik mają ciśnienie – nie ukrywał atakujący.

Prygiel zaczynał swoją karierę w Radomiu i wielokrotnie wspominał, że również tam chciałby ją zakończyć. Obecnie, poza grą dla tamtejszych Czarnych, chciałby pomóc w odbudowie siatkówki w swoim mieście. Czy jest to trudne zadanie? - Jest bardzo pozytywne ciśnienie ze strony środowiska, wytworzyła się grupa biznesmenów, którzy nam bardzo pomagają, jest chęć pomocy aktywnej cały czas z miasta, a poziom organizacji uważam za lepszy od niejednej drużyny z I ligi i trzeba to docenić. Ponadto u nas w zespole jest tylko jeden zawodnik spoza miasta. Klub od trzech lat cały czas zdobywa mistrzostwo Polski juniorów, są medale, są wychowankowie i żeby nie zatracić tego potencjału musimy mieć przynajmniej I ligę, aby tych zdolnych chłopaków przytrzymywać – to jest jedyna droga – wyjaśnił nasz rozmówca.

Grając w II lidze Robert Prygiel styka się z wieloma młodymi zawodnikami. Czy myślał o tym, żeby po zakończeniu czynnej kariery siatkarskiej zająć się szkoleniem młodych? - Młodzieży to może nie, bo to jest ciężka praca i trzeba mieć ku temu odpowiednie wykształcenie – powiedział. - Jeśli ja przez kilkanaście lat grałem w drużynach seniorskich i miałem okazję zaczerpnąć to i owo od różnych trenerów, to jednak trudno by mi było przekazywać to młodzieży z tego względu, że specyfika ich kształcenia jest jednak inna. Nie ukrywam, że mamy w drużynie kilku młodych zawodników, z którymi do południa bardzo często to ja prowadzę treningi, gdyż nasz trener pracuje. I chłopcy chyba nie narzekają, bo stawiają się na te treningi, ja się przy nich uczę i mam nadzieję, że oni też na tym korzystają – dodał.

Czy takie wspólne zajęcia z młodzieżą sprawiają satysfakcję doświadczonemu zawodnikowi? - Zdecydowanie, sprawia mi to satysfakcję, tym bardziej, że mam w drużynie chłopców, którzy mnie słuchają, chcą się uczyć i robią postępy – zakończył Prygiel.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×