Hugh McCutcheon: Mam fantastyczny zespół

- W finałach Ligi Światowej moi gracze pokazali prawdziwą klasę, choć rywale byli niezwykle wymagający. Zwycięstwo bardzo cieszy, ale wcale nie znaczy, że w Pekinie będzie równie pięknie – stwierdził szkoleniowiec reprezentacji Stanów Zjednoczonych, Hugh McCutcheon, pytany o szanse swoich podopiecznych podczas zbliżającego się turnieju olimpijskiego.

W tym artykule dowiesz się o:

Final Six Ligi Światowej

Największym mankamentem turnieju w Rio była jego bliskość czasowa z najważniejszą imprezą 2008-go roku, igrzyskami olimpijskimi. Niemniej jednak szkoda, że nie zagrała tam szóstka rzeczywiście najmocniejszych zespołów fazy interkontynentalnej.

Ja od początku postawiłem sprawę jasno: Jedziemy do Rio, by tam zmierzyć się z wymagającymi rywalami w prestiżowych zawodach. Żaden sparing nie odda atmosfery turnieju i presji, jaka się z nim wiąże. Szkoda, że nie wszyscy szkoleniowcy podeszli do tego w podobny sposób, ale to ich prawo. Niezrozumiałą dla mnie sprawą jest podejście Włochów i Bułgarów, którzy jeszcze podczas fazy interkontynentalnej mówili wprost, że nie spieszy im się do Rio. To było niepoważne. Przypadek Japonii jest diametralnie różny. Nie zamierzam krytykować trenera Hagiwary za to, że nie przyjechał do Brazylii w optymalnym zestawieniu. Dla niego, podobnie jak dla wszystkich pozostałych drużyn, sprawą nadrzędną jest olimpiada i będzie on rozliczany głównie za postawę swoich siatkarzy w Pekinie, a nie w Rio de Janeiro. Dla mnie znacznie bardziej niezrozumiałe było, że FIVB w ogóle wpadło na pomysł, by zaprosić na turniej Japonię.

Prawdziwa drużyna

Żeby stworzyć dobry zespół, trzeba przede wszystkim zdobyć zaufanie zawodników. Można to osiągnąć bardzo ciężką pracą i poświęceniem. Ja w ciągu ostatnich dwóch lat podporządkowałem wszystko jednemu celowi, jakim było przygotowanie drużyny na igrzyska olimpijskie. Pojechałem nawet do Rosji, by przyjrzeć się tamtejszym metodom pracy w Dynamie Kazań, gdzie grają dwa moje filary, Ball i Stanley. Widziałem również w akcji Williama Priddy w Nowosybirsku. To były bardzo cenne doświadczenia, które wzbogaciły mnie o nową wiedzę i pozwoliły mi skorygować cykl treningowy tych siatkarzy tak, by spokojnie weszli w rytm pracy reprezentacyjnej.

Mam wspaniały, niezwykle pracowity zespół. W turnieju finałowym Ligi Światowej moi gracze pokazali prawdziwą klasę, choć rywale byli niezwykle wymagający. Zwycięstwo bardzo cieszy, ale wcale nie znaczy, że w Pekinie będzie równie pięknie.

Igrzyska olimpijskie

Igrzyska olimpijskie to bardzo specyficzny i wyjątkowy turniej. Jest znacznie więcej meczów do rozegrania i nie ma mowy o jakimkolwiek przypadku. Zespoły zagrają też z większą presją, niż chociażby w Rio de Janeiro. Po turnieju finałowym LŚ wszyscy szkoleniowcy mają jeszcze trochę czasu, by skorygować to, co nie działało dobrze do tej pory. Ja również. Przede wszystkim chciałbym udoskonalić jeszcze współpracę na linii blok - obrona i popracować nad regularnością serwisu u niektórych siatkarzy. Mam doświadczony zespół, który doskonale wie po co jedzie do Pekinu. USA ma bardzo bogatą i piękną historię występów na igrzyskach olimpijskich i postaramy się, aby pod koniec sierpnia lista osiągnięć była jeszcze dłuższa i jeszcze piękniejsza.

Najpierw rozgrzewka

Prawdę mówiąc faza grupowa turnieju olimpijskiego będzie tylko rozgrzewką przed właściwą rywalizacją. W obydwu grupach faworyci są sprecyzowani. Dla mnie jedyną niewiadomą jest postawa Niemców, którzy w ostatnich miesiącach osiągają imponujące wyniki. Pytanie jednak brzmi czy rywale grają tak słabo, czy też siatkarze Steliana Moculescu tak rewelacyjnie?

To, że znaleźliśmy się w teoretycznie słabszej grupie nie ma żadnego znaczenia. Powiedziałbym nawet, że myślenie podobnymi kategoriami jest niezwykle niebezpieczne. Cztery lata temu, w Atenach byliśmy w mocniejszej grupie i skończyliśmy ją na trzecim miejscu. Pokonaliśmy Brazylię, która kilka dni później złoiła nam skórę. Chiny, Japonia i Wenezuela poczyniły ogromne postępy, a swoją wolą walki zadziwiły nie raz. Dlatego jestem ostrożny i uważam, że nie będzie łatwych spotkań. Każdego dnia musimy przystępować do walki ze świadomością, że rywal ma podobne cele, jak my.

Fenomenalna Brazylia

Bardzo lubię styl gry Brazylijczyków i doceniam ich wielkość, popartą wymiernymi sukcesami. Przyznam jednak szczerze, że mój zespół nie ma kompleksu Brazylii i nie uważamy, że jest to rywal inny, niż pozostali. Nie wygrywamy z Brazylią zbyt często, ale czasami to się zdarza. Pokonaliśmy ich na Pucharze Świata i byliśmy lepsi w Rio de Janeiro. Niemniej uważam, że tak brazylijski sztab szkoleniowy, jak i zawodnicy wykonali w ostatnich latach fenomenalną pracę, utrzymując się na szczycie tak długo i w tak wyśmienitym stylu. To jest osiągnięcie warte podziwu. "Canarinhos” są dla mnie absolutnymi faworytami turnieju olimpijskiego. Trzeba jednak zaznaczyć, że kilka innych drużyn – USA, Rosja, Bułgaria czy Serbia technicznie osiągnęły bardzo podobny poziom i jeśli tylko wystarczy im przekonania, że mogą stanąć na olimpijskim podium, to na pewno będą dla Brazylijczyków równorzędnymi partnerami.

Polska może błysnąć

Poziom światowej siatkówki jest wyrównany. Miejsce Polaków wśród najlepszych drużyn świata jest niepodważalne, niezależnie od słabego występu na mistrzostwach Europy czy nawet na Final Six w Rio de Janeiro. Myślę, że nawet jeśli teraz macie kryzys formy, to możecie go pokonać bardzo szybko i błysnąć na olimpiadzie. Taka jest właśnie współczesna siatkówka. Nie ma już niepokonanych i nie ma też pewniaków. Jednego dnia można święcić triumf pokonując Rosję, a drugiego gładko ulec Serbii 0:3 lub przegrać z kretesem cały turniej. Polska to dobry zespół i mam dla was wiele respektu. Nawet jeśli w składzie na olimpiadę zaszły jakieś wymuszone zmiany, to uważam, że wciąż prezentujecie wysoki poziom.

* Z Hugh McCutcheonem rozmawiała Ilona Kobus

Komentarze (0)