Pierwszoligowi siatkarze: Po co my gramy?

Od sezonu 2011/2012 wszedł w życie kontrowersyjny przepis o zamknięciu PlusLigi. Oznacza to, że żaden klub w I lidze nie ma szans w sportowej walce awansować do najwyższej klasy rozgrywkowej. Pojawiły się wśród ekspertów głosy, że jest to znakomita decyzja dla rozwoju siatkówki w Polsce. A jak jest naprawdę?

- Po co my gramy? Przecież zamknęli nam ligę - powiedział przed rozpoczęciem rozgrywek Sławomir Szczygieł, środkowy MKS MOS Będzin. Już wtedy wielu zawodników było zbulwersowanych taką decyzją „ góry”. Dokładnie w tym sezonie będziemy świadkami precedensu, że o awansie do wyższej klasy rozgrywek nie będą decydowały tylko i wyłącznie względy sportowe.

We wcześniejszych latach nawet dwie drużyny mogły awansować z I ligi do PlusLigi. Od tego roku wszystko się jednak zmieniło. Nie wystarczy już tylko wygrać rozgrywek na pierwszoligowym poziomie. Trzeba również spełnić wiele wymogów, które zostały narzucone klubom z zaplecza PlusLigi. W większości wymogi te są abstrakcją.

Pod koniec ubiegłego roku PZPS przedstawił warunki jakie muszą spełnić kluby, które w przyszłym sezonie chcą zagościć na parkietach PlusLigi. Najpóźniej w maju zwycięzcy pierwszej ligi będą musieli złożyć aplikacje do gry w PlusLidze. Mogą to zrobić nawet cztery czołowe drużyny. Roczny budżet musi być na poziomie co najmniej 3-4 mln zł, hala musi być przystosowana na potrzeby telewizji na co najmniej 1,5 tys. miejsc oraz najbardziej dziwaczny - wysoki poziom sportowy zawodników.

Najbardziej pokrzywdzeni w tej sprawie są z pewnością pierwszoligowi siatkarze. U wielu z nich można usłyszeć wielki żal i rozczarowanie taką decyzją. - Decyzja ta ma wpływ na nasze poczynania. Nie ma zespołu w lidze, który nie odczuwałby skutków tej decyzji. Cały czas o tym rozmawiamy, jest to temat topowy. Wiadomo, że każdy z nas gra dla siebie, jednak chcieliśmy zrobić cos dla klubu i dla miasta. Uważam, że czymś takim byłby właśnie awans do PlusLigi. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że ktoś nam na górze decyduje o tym, ze budżet musi być trzy albo cztery miliony. Uważam, że zespół, który w I lidze wygrywa wszystko, a ma budżet tylko milion złotych to powinien awansować do wyższej ligi, bo każdy z tych chłopaków chce się pokazać - komentował dla naszego portalu Krzysztof Andrzejewski, libero AZS-u Stali Nysa.

Według Michała Stępnia zaporową kwestią są pieniądze. - W I lidze zespoły z jednym milionem są już nazywane bogaczami, a skąd tu nagle znaleźć jeszcze kolejne dwa? Wiele klubów finansowo jest wspieranych miasto. Teoretycznie z zawodników, którzy grają na zapleczu ekstraklasy, można skompletować mocny sportowo zespół i spełnić jeden z warunków, ale przedstawić na papierze trzymilionowy budżet przed sezonem to wyzwanie. Mogłoby się okazać, że te pieniądze niestety są tylko na papierze - tłumaczy środkowy Ślepska Suwałki.

Praktycznie w całej lidze słychać negatywne głosy odnośnie tej decyzji. Na zapleczu PlusLigi gra wielu młodych utalentowanych siatkarzy, którzy w większości nie mają szans na zaistnienie w poważnej siatkówce. Włodarze naszych klubów wolą zdecydowanie zatrudniać tanich i bardzo często przeciętnych obcokrajowców zamiast stawiać na naszych młodych zawodników.- Jak młody zawodnik ma się pokazać? Jeżeli ktoś go nie wyciągnie z tej ligi, ktoś nie przyjedzie go zobaczyć to nie ma szans zaistnieć. Jeżeli trener albo działacz nie przyjedzie na mecz I ligi, i nie wyłapie takiego gracza, to zawodnik nie ma jak się pokazać. Nie ma jak pokazać swoich umiejętności. To jest problem - trafne zauważa Andrzejewski. Jak dobrze wiemy jest bardzo mało zawodników, którzy zostali wyłapani przez włodarzy zespołów z PlusLigi. Można ich policzyć na palcach jednej ręki.

W obecnym sezonie I ligi zdecydowanie z najlepszej strony pokazuje się AZS Stal Nysa. Drużyna, która jest mieszanką rutyny z młodością spisuje się bardzo dobrze. Jest w tym zespole wielu ciekawych zawodników, którzy mają potencjał stać się w przyszłości bardzo dobrymi siatkarzami. Jednym z nich jest Dawid Bułkowski, który z meczu na mecz coraz lepiej spisuje się w ekipie lidera. Jednak Dawida prawdopodobne nie zobaczymy w przyszłym sezonie na parkietach PlusLigi. A wszystko przez… brak hali w Nysie z prawdziwego zdarzenia. - Nie ma się co czarować, nasz obiekt nie spełnia wymogów i nie zostanie dopuszczony - przyznaje Dariusz Pięt, drużyny z Nysy.

Przykład Farta Kielce pokazuje, że drużyna z małym budżetem, która awansuje z I ligi wcale nie musi być chłopcem do bicia. Siatkarze z Kielc z lepszym lub gorszym skutkiem radzą sobie na parkietach PlusLigi. - Najlepszy zespół I ligi w nagrodę powinien mieć szansę zagrania sezonu w lidze, nawet jak przegra wszystkie spotkania - mówi z całą stanowczością libero AZS-u Stali Nysa.

Źródło artykułu: