Piotr Stosio: Trochę zaszokował pan środowisko siatkarskie. Może nie decyzją o rezygnacji z czynnego uprawiania siatkówki, ale podjęciem pracy w roli trenera Farta. Czy pan był zaskoczony ofertą z Kielc?
Sebastian Świderski: Byłem, muszę to przyznać. Natomiast oferta poprowadzenia Farta nie była w ogóle spowodowana faktem, że byłem zawodnikiem ZAKSY. Zaskoczony więc byłem, ale pozytywnie, na plus.
Przez ostatnie miesiące leczył pan kontuzję. Nie było żadnych szans powrotu do siatkówki?
- Szanse są zawsze, natomiast trudno było mi liczyć na to, że ponownie zagram. Nie podjąłem jednak decyzji od razu. Myśli o tym, żeby skończyć z graniem i zająć się czymś innym narastały u mnie od grudnia, czyli od dłuższego czasu. No i stało się.
W rozmowie z Polską Agencją Prasową powiedział pan, że trochę wcześniej otrzymał propozycję z Kielc. Jak doszło do podpisania umowy z Fartem?
- To są tajemnice alkowy. Pierwsze sygnały pojawiły się jeszcze zanim zapadły rozstrzygnięcia odnośnie gry w play-offach. Czyli zanim stało się jasne, że ZAKSA zagra z Fartem Kielce.
Prezes Pietrzyk zgodził się ot tak po prostu na rozwiązanie kontraktu? Jakby nie patrzeć wyciągnął rękę do bezpośredniego rywala ZAKSY.
- To trudne pytanie. Trochę nie wypada mi komentować, ale prawda jest taka, że w grudniu podpisałem z ZAKSĄ nowy kontrakt na trochę innych zasadach oraz w innej formie. Oczywiście formalnie byłem zawodnikiem ZAKSY, a wszystkie zapisy umowy były respektowane.
Kontrakt podpisał pan na dwa miesiące, ale co dalej? Chce pan być trenerem przez lata?
- Naprawdę nie wiem. Chcę zobaczyć, jak wygląda praca trenerska od wewnątrz, poczuć na własnej skórze atmosferę z nią związaną. Dla mnie to coś nowego, coś innego, niż do tej pory robiłem. Chcę dalej bawić się siatkówką, cieszyć się nią. Zobaczymy, jak wypadnę, sam jestem ciekaw. Następne dwa miesiące będą dla mnie okresem zastanawiania się nad sobą i swoją przyszłością.
Czy rozmawiał pan dłużej z zawodnikami?
- Tak, przeprowadziłem z nimi już trzy treningi. Jestem więc wdrożony w przygotowania do kolejnych meczów z ZAKSĄ.
A z byłym trenerem Farta, czyli Grzegorzem Wagnerem?
- Niestety nie, bo trochę się rozminęliśmy. Bardzo tego żałuję. Mam jednak nadzieję, że Grzesiek nie będzie miał do mnie pretensji i zrozumie, że nie trafiłem do Farta bezpośrednio po to, żeby go zwolnić. W końcu to nie ja podjąłem decyzję o jego dymisji, tylko ktoś inny.
Prezes Szczukiewicz postawił panu konkretne cele?
- O to trzeba spytać jego osobiście. Cele są jednak zawsze, w przypadku mojej pracy w Farcie - walczyć w każdym meczu o zwycięstwo.
Czy nie czuje pan, że został rzucony na głęboką wodę? Nikt nie odmawia panu doświadczenia siatkarskiego, wielu sukcesów i tytułów, ale na ławce trenerskiej będzie tylko żółtodziobem.
- To dobre określenie. Na pewno zostałem rzucony na głęboką wodę. Do tej pory zawsze miałem do czynienia z trenerami po drugiej stronie, a nagle sam nim zostałem. Zobaczymy, ile się nauczyłem w czasie gry w siatkówkę i czy będę potrafił przekazać wiedzę zawodnikom. A potem doświadczenie przekuć w dobre wyniki mojego zespołu.
Przez lata pracował pan z wieloma znanymi szkoleniowcami. Czy wzoruje się pan na kimś konkretnym?
- Nie, na nikim. Chcę mieć własny styl. Oczywiście, niektórzy są dobrymi wzorami, od niektórych trenerów nauczyłem się wiele pod względem ćwiczeń, taktyki, etc. Będę czerpał od każdego z moich byłych szkoleniowców. A styl? Taki, który będzie pasował do zespołu.
Ostatnio brał pan udział w różnych akcjach charytatywnych, był twarzą Kinder Sport, promował własną markę sprzętu siatkarskiego. Nie czuł się pan raczej jak celebryta niż siatkarz?
- Na pewno. Od grudnia, a w zasadzie od dłuższego czasu, nie byłem w stu procentach siatkarzem. Te akcje, to może nie pomysł na zabicie czasu, ale po prostu chęć zrobienia czegoś, żeby nie siedzieć w domu. To był pomysł na ścieżkę, którą mogłem pójść w przyszłości.
Czy można się spodziewać, że zagra pan mecz pożegnalny?
- Na razie o tym w ogóle nie myślę. Zresztą, nie wiem, jak zostanę przyjęty w Kędzierzynie-Koźlu, gdy przyjadę z drużyną Farta. Nie zastanawiam się nawet, gdzie mógłbym zorganizować podobne spotkanie. W Kędzierzynie, Gorzowie, czy gdziekolwiek indziej.
Przez lata grał pan z wieloma dobrymi graczami. Kto znalazłby się w najlepszej szóstce Sebastiana Świderskiego?
- To trudne pytanie, bo każdy zawodnik, z którym występowałem miał coś w sobie dobrego. Nie chciałbym jednak nikogo pominąć tak, żeby miał pretensje, więc nie odpowiem. Niektórzy byli przyjaciółmi, niektórzy tylko kolegami. Z wieloma chciałbym jeszcze zagrać w siatkówkę.
To na koniec, kto będzie mistrzem i dlaczego Skra Bełchatów.
- No niestety, ale zespół z Bełchatowa jest niezwykle dobrze poukładany, nie tylko taktycznie. Ma wiele atrybutów, walorów, wiele możliwości. Co roku prezentuje wysoki poziom, a jest budowany od kilku lat, co powoduje, że ma jakieś 30 albo nawet 50 procent przewagi nad rywalami. Po prostu siatkarzom Skry jest łatwiej. Mam nadzieję, że jednak ktoś podejmie walkę z nimi. A może wydarzy się sytuacja, że Skra nie zagra nawet w finale?