- Gratulacje dla zwycięzców - dyplomatycznie rozpoczął konferencję prasową po pierwszym półfinale kapitan Arkasu Izmir. - Popełniliśmy zbyt dużo błędów, aby myśleć o sukcesie. Być może usprawiedliwia nas to, że zagraliśmy w imprezie tego typu dopiero po raz pierwszy. Mam nadzieję, że awansujemy do kolejnego turnieju tego kalibru i tam pokażemy się z lepszej strony - stwierdził Bulent Kandemir.
Zdecydowanie więcej powodów do zadowolenia miał Mariusz Wlazły. - To historyczny dzień dla PGE Skry. Awans do wielkiego finału to dla nas olbrzymi sukces - powiedział, a tuż po chwili po chwili nie szczędził słów uznania dla kibiców. - Ta atmosfera, która pomogła nam bardzo, była kluczem do zwycięstwa. Mecz świetnie się dla nas ułożył. Wiedzieliśmy, że jeśli damy się rozegrać Arkasowi, to będziemy świadkami tego, co wydarzyło się w trzecim secie. Jestem bardzo zadowolony, że w ostatniej partii byliśmy w stanie odrobić straty i wygrać w trzech setach.
Konkretne wnioski z porażki bardzo szybko wyciągnął Glenn Hoag. - W pierwszym zecie za dużo błędów, co sprawiło, ze przegraliśmy. Nie możemy sobie pozwolić na coś takiego. Doświadczenie zadecydowało o sukcesie rywali. Wiedzieliśmy co robić, ale nie potrafiliśmy wykonać naszych założeń. Młodość nie pomagała, a większa odporność przeważyła szalę na stronę Skry - stwierdził Kanadyjczyk, który podkreślał, że już sama obecność tureckiej ekipy to spory sukces.
Sporo do powiedzenia miał również Jacek Nawrocki, któremu przez całą konferencję uśmiech nie schodził z twarzy. - Duże znaczenie miało zgranie i doświadczenie nasze, na co pracowaliśmy przez ostatnie lata. Zniwelowaliśmy Agameza i to było bardzo ważne dla końcowego rezultatu. Chce podziękować chłopakom za chłodne głowy, bo to niełatwo grać takiej atmosferze i pod taką presją. Dziękuję wszystkim, przede wszystkim kibicom, bez których nie byłoby tego sukcesu, a mysle również, ze spłaciliśmy dług wobec zarządu, który zdecydował się ponownie zorganizować Final Four i właśnie wobec kibiców, którzy pamiętali poprzednie występy Skry Łodzi, gdzie nie poradziliśmy sobie z tą presją.
Podczas tłumaczenia tekstu na język angielski, trener Skry sam zdziwił się, że... przemawiał tak długo. Na pytanie, na jaki zespół chciałby trafić w finale krótko, ale przewrotnie. - Na żaden z tej dwójki - stwierdził, czym wywołał uśmiech dziennikarzy.
Z Łodzi, dla SportoweFakty.pl
Miłosz Marek