AZS Politechnika Warszawska: Emocje opadły, teraz czas na dopełnienie cudu

Pierwsza reakcja warszawiaków po ostatniej akcji w rewanżowym meczu półfinałowym z Tomisem Constanta? Szał radości na parkiecie! Potem jednak, kiedy odezwał się rozsądek, z obozu Inżynierów słychać było również głosy refleksji. Zdaniem Wojciecha Żalińskiego. prawdziwym sukcesem będzie dopiero końcowy triumf.

W sobotni wieczór AZS Politechnika Warszawska dopięła swego i zamknęła usta wszystkim tym, którzy skazywali ją w rozgrywkach Challenge Cup na pożarcie. Drugie zwycięstwo nad Tomisem Constanta dało jej bowiem awans do wielkiego finału europejskich rozgrywek. I choć radości Inżynierów po końcowym gwizdku wprost nie da się opisać, to - zdaniem Wojciecha Żalińskiego - pokonanie rumuńskiego teamu i awans wcale nie są wielkim osiągnięciem!

- Zwycięstwo nad Tomisem nie było chyba niczym specjalnym. To zespół słabszy od nas i to my w tym dwumeczu byliśmy dla samych siebie największym przeciwnikiem - powiedział "na gorąco". - Zawodnicy drużyny przeciwnej zagrali na pewno lepiej niż w Rumunii. My z kolei zaprezentowaliśmy się gorzej… - nie szczędził sobie i swoim kolegów słów krytyki. - W potyczce decydujące było wygranie trzeciego seta, którego graliśmy w końcówce na przewagi. Potem już Rumuni przestali wierzyć w to, że mogą wygrać. Mecz nie był porywający, postawą nie zachwyciliśmy, ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że w tego rodzaju spotkaniach nie chodzi o styl, tylko o wygrywanie - podkreślił.

Czy rywalizacja w finale Challenge Cup będzie walką o sponsorów i ratunek dla klubu?
Czy rywalizacja w finale Challenge Cup będzie walką o sponsorów i ratunek dla klubu?

To właśnie przyjmujący stołecznego klubu wydawał się podchodzić do wszystkiego z największą rezerwą. Podczas gdy inni siatkarze zachwycali się w pomeczowych wywiadach swoim osiągnięciem, on tonował nastroje i zwracał uwagę na wciąż bardzo trudną sytuację Politechniki. - Szczerze - jak na warunki tego klubu, warunki, w jakich my trenujemy, gramy czy żyjemy, nasz wynik graniczy niemal cudem. Awans do finału Pucharu Challenge nie jest dla mnie jakimś ogromnym sukcesem. Wielkim osiągnięciem będzie dopiero wygranie tych rozgrywek - wytłumaczył, dlaczego na jego twarzy nie gościł równie promienny uśmiech, jak u pozostałych zawodników.

- Cieszę się, ale też twardo stąpam po ziemi. Wiemy, co nas czeka. AZS Częstochowa nie jest zespołem słabszym od tych, które pokonaliśmy - zauważył, odnosząc się do finałowego dwumeczu. To właśnie Tytan AZS Częstochowa będzie bowiem rywalizował ze stołecznym teamem o miano najlepszego zespołu Pucharu Challenge.

Jak pokonać zawodników spod Jasnej Góry? - Wiemy o nich wszystko, oni o nas zresztą też. Co prawda wygraliśmy z nimi już dwa razy w tym sezonie, lecz w obu meczach padł wynik 3:2. To pierwsze zwycięstwo też zostało odniesione w dość sensacyjnych okolicznościach, byliśmy o krok od porażki. Wynik będzie sprawą otwartą, bo ani my nie będziemy faworytami tego dwumeczu, ani częstochowianie - orzekł bez cienia wątpliwości.

Komentarze (2)
duszyczka
20.03.2012
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Z tych rozgrywek nam sie robi mała wojna domowa :) obie ekipy wypowiadają się w mediach bojowo, a kibice ostrzą zęby. A co do podpisu pod fotka - myślę, że taki "polski" finał rozgrywek europej Czytaj całość
avatar
Aga BDG
20.03.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Radziu Panas robi różnicę - tyle chyba można powiedzieć o wynikach Politechniki. Wiele zespołów (np. Olsztyn) przy ich problemach finansowych w ogóle nie podjęło by walki w lidze, a z pucharów Czytaj całość