Pszczółki pogryzione w ulu - relacja ze spotkania Skra Bełchatów - Asseco Resovia

Pierwszy mecz finału Plus Ligi pomiędzy PGE Skrą Bełchatów i Asseco Resovią Rzeszów niespodziewanie padł łupem przyjezdnych, którzy pokonali faworyzowanych gospodarzy 3:1.

Piotr Stosio
Piotr Stosio

Spotkanie cieszyło się chyba rekordowym zainteresowaniem publiczności, bo bilety zostały wykupione szybko, a w hali Energia nie było żadnego wolnego miejsca. Siatkarze Skry od siedmiu lat są niepokonani na parkietach PlusLigi, a ich kibice mieli nadzieję na kolejną wygraną. Kilka godzin przed meczem w Energii rozegrano Mecz Gwiazd Młodej PlusLigi, który nie licząc uczniów pobliskiego gimnazjum, nie zachęcił do przyjścia większej liczby osób. Tuż przed meczem zachowujący się co najmniej dziwnie spiker powitał kibiców gości, którzy w jego opinii przyjechali z... Ukrainy. Po chwili swój nieudany dowcip poprawił, ale niesmak pozostał.

Wątpliwości dotyczących wyjściowych ustawień nie było żadnych. Zarówno Jacek Nawrocki, jak i Andrzej Kowal posłali w bój to, co mieli najlepsze. Z pompą w mecz weszli gospodarze, bo Bartosz Kurek wbił siatkarskiego gwoździa, atakując z drugiej linii. Taktyka Resovii była prosta, ale i słuszna - ryzykować w polu zagrywki. I przez długi czas przynosiła skutek. Skra wypracowała sobie przewagę, ale bardzo niewielką, bo zaledwie dwupunktową. Do czasu.

Nie da się ukryć, że największym atutem bełchatowian jest psychika. Każdy w PlusLidze może grać z nimi jak równy z równym, ale końcówki wygrywa zwykle Skra. I tak też było i tym razem. Mylił się Aleh Achrem, mylił się Georg Grozer. Resovia przegrała pierwszego seta, mimo że przez jego większość prezentowała co najmniej dobrą siatkówkę. Klasę za to pokazywał Michał Winiarski, który skończył wszystkie pięć ataków w premierowej partii.

Kolejne dwa sety były kapitalnym widowiskiem. Obie drużyny grały prawdziwie męską siatkówkę, w której kompletnie nie było miejsca na błędy. Kto się pomylił, tracił punkt, bo rywal nie dawał mu drugiej szansy. Szybkie rozegrania, silne ataki - kibice w hali Energia naprawdę mieli na czym zawiesić oko. Końcówkę drugiej partii wygrali jednak goście. Wydawało się, że w trzecim secie bełchatowianie przebudzą się. Nic z tego. Kapitalnie radził sobie Grozer, świetnymi obronami popisywał się Krzysztof Ignaczak, wiele wniósł Paul Lotman. Rzeszowianie wypracowali sobie ogromną, ośmiopunktową przewagę, a Skra grała jak we mgle.

Czwarty set był potwierdzeniem poprzedniego. Goście nie odpuścili i nadal prezentowali wielką siatkówkę, ostatecznie wygrywając 3:1, co stanowi nie lada sensację. Niewielu bowiem stawiało na nich. - Wygrana w Bełchatowie ma ogromne znaczenie dla rzeszowian - stwierdził po meczu Jacek Nawrocki. I miał rację. Zresztą jego zespół zagrał słabo, a zawiedli zwłaszcza najważniejsi zawodnicy w osobach Bartosza Kurka i Mariusza Wlazłego.

Skra - Resovia 1:3 (25:18, 24:26, 16:25, 18:25)

Skra:
Wlazły, Falasca, Możdżonek, Kurek, Winiarski, Pliński, Zatorski (libero) oraz Kłos, Bąkiewicz, Woicki, Cupković, Atanasijević

Resovia:
Grozer, Tichaczek, Lotman, Achrem, Nowakowski, Kosok, Ignaczak (libero) oraz Dobrowolski, Gontariu

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×