Mówi się o tym, że gwiazdy PGE Skry Bełchatów mogą po sezonie opuścić kraj. Zagraniczne kluby kuszą bełchatowian olbrzymimi zarobkami. Bartosz Kurek czy Michał Winiarski za sezon gry w Rosji mogą zgarnąć gaże kilkakrotnie wyższe niż te fundowane przez potężnego, jak na polskie warunki, sponsora - PGE. Trudno znaleźć argumenty, które przy kwotach o jakich słyszy się za kulisami, mogłoby powstrzymać siatkarzy od emigracji.
Kolejne mistrzostwo Polski byłoby jednak potwierdzeniem tego, że grupa ludzi od dawna pracujących w niemal niezmienionym składzie wciąż wykonuje swoją pracą najlepiej i tworzy przy tym historię. Skrze brakuje jednego tytułu, by w tabeli wszech czasów zrównać się z drugą Legią Warszawa. Prześcignięcie stołecznej drużyny byłoby osiągnięciem, które na wiele dekad utkwiłoby w pamięci kibiców siatkówki. Dochodzi do tego jeszcze jedna szansa na wygranie Ligi Mistrzów przez najlepszy polski klub i udowodnienie, że nie potrzebna jest do tego pomoc CEV (i organizowanie kolejnego Final Four). Skra start w Champions League zagwarantowała już sobie zdobywając Puchar Polski, ale zapewne jako mistrz kraju w towarzystwie najlepszych ekip w Europie czułaby się dużo pewniej.
Skra w rywalizacji z Asseco Resovią Rzeszów nie gra jednak tylko i wyłącznie o kolejne nagrody i tytuły. Bełchatowianie walczą również (a może przede wszystkim?) o psychologiczną przewagę nad całą ligą. Dotychczas w każdym sezonie na palcach jednej ręki policzyć można było szczęśliwców, którzy byli w stanie Skrę pokonać raz. Tych, którzy dokonywali tego więcej niż jednokrotnie było w ostatniej dekadzie naprawdę niewielu. W ostatecznym rozrachunku te pojedyncze porażki i tak zrzucane były na karb słabszego dnia czy też przemęczenia bełchatowian. W ostateczności winni byli arbitrzy. Kolejni rywale rok w rok przed każdym meczem powtarzali, że mistrza się nie boją i wychodzą na parkiet, by z nim wygrać. I mieli nawet prawo tak myśleć. Mogli czuć, że nadszedł ich dzień. Jednak zwykle kończyło się na tym, że mimo kolejnych punktów i wygranych setów, w momencie gdy Skra ich dochodziła, zdawali sobie nagle sprawę, że to już jednak koniec, że będzie jak zwykle (na pewno dobrze znają to uczucie siatkarze Jastrzębskiego Węgla, którzy w pierwszym i trzecim meczu półfinału play-off długo prowadzili i potrafili zdominować drużynę Jacka Nawrockiego, a ostatecznie nie wygrali nawet jednego spotkania). Kolejni rywale nie chcieli się poddawać, ale bez względu na fizyczną moc często, w pewnym momencie, nie mieli już siły psychicznej przeciwstawiać się kolejnym atomowym zagrywkom i atakom Mariusza Wlazłego czy przełamywać chirurgicznie precyzyjne i szczelne bloki stawianego przez Daniela Plińskiego i Marcina Możdżonka, mając świadomość, że pojedyncze punkty nic już nie zmienią.
W każdym przeciwniku Skry głęboko zakorzeniony jest strach przed bełchatowianami. Kiełkuje on już od ponad siedmiu lat i nie można go po prostu zostawić w szatni. Ekipa Nawrockiego w świadomości wielu jest w Polsce nie do zatrzymania w najwyższej formie. Teraz, kiedy Resovia potrafiła dzień po dniu pokonać ekipę z Bełchatowa, okazało się, że można jej zrobić krzywdę. Jeśli rzeszowianie zdobędą tytuł, pokażą wszystkim, że Skra nie jest już poza zasięgiem. W końca ogra ich drużyna, która w sezonie zasadniczym w lidze nie była nawet druga i zanotowała pięć porażek. Jeżeli bełchatowianie przegrają, to już nikt nie powinien się ich bać. Resovia może nie tylko zdetronizować Skrę, ale i wlać nadzieję w serca pozostałych drużyn, zwłaszcza tych mających wyższe aspiracje, że sprawa kolejnych mistrzostw jest otwarta. Co jednak będzie jeśli pretendenci nie złamią Skry, mimo dwóch wyjazdowych zwycięstw? Jeśli niezwykle silna Resovia nie pokona krwawiącego obrońcy tytułu, prowadząc po dwóch pierwszych spotkaniach w Bełchatowie 2:0, to kto i jak będzie w stanie ich ograć?
W ostatnich latach od pierwszego do ostatniego meczu mistrzostwo było zarezerwowane dla Skry. Już w niedzielę wszystko może ulec zmianie. Przegrywając w sobotę drużyna z Bełchatowa straci nie tylko kolejny tytuł, ale i tę kluczową w wielu momentach psychologiczną przewagę nad wszystkimi rywalami. Co więcej, zniechęceni Kurek czy Winiarski mogę zechcieć szukać szczęścia poza małym Bełchatowem. Resovia Rzeszów może więc Skrę nie tylko pokonać, ale i zniszczyć. Czy PlusLiga jest na to gotowa? Ciekawe w jakiej siatkarskiej rzeczywistości obudzimy się wszyscy w najbliższy poniedziałek.
Marcin Olczyk