Dominikanki wielokrotnie utrudniały życie Polkom podczas World Grand Prix. W starciach z innymi rywalami zespół ten nie radzi sobie jednak tak dobrze. W niedzielę, w pojedynku, który można nazwać derbami Karaibów, uległ po tie-breaku reprezentacji Portoryko.
Faworytki dały się zaskoczyć już w premierowym secie. Od pierwszych akcji traciły do lokalnych rywalek kilka punktów. Co prawda w końcówce udało im się wyjść na prowadzenie 19:18, ale to tylko zirytowało Portorykanki, które nie straciły już ani jednego oczka. W drugim secie kontuzji doznała Yarimar Rosa. Wybiło to jej koleżanki z uderzenia, a Dominikanki natychmiast wykorzystały całą sytuację. Świetnie dysponowana Altagracia Mambru wyrównała stan pojedynku. W trzeciej partii podopieczne trenera Kwieka ponownie przespały początek, a ich ambitna walka o odrobienie pięciopunktowej straty zakończyła się niepowodzeniem (23:25). Szybko jednak wyciągnęły wnioski i doprowadziły do tie-breaka. Piąty set zapewnił kibicom wiele emocji, a Portorykankom drugie zwycięstwo w cyklu. Najlepszymi zawodniczkami na parkiecie okazały się Mambru (22 punkty) i Sarai Alvarez (21 punktów).
- Mecze z Dominikaną zawsze mają swoje lokalne podteksty, to często kwestia dumy. Chcemy wykorzystać to zwycięstwo jako trampolinę do jeszcze lepszej gry w kolejnych spotkaniach na arenie międzynarodowej. Jeśli chodzi o zdobyte doświadczenie, to był to dla nas bardzo dobry pojedynek - podkreślił szczęśliwy trener Portoryko, David Aleman.
Dominikana - Portoryko 2:3 (19:25, 25:21, 23:25, 25:21, 12:15)
Dominikana: Vargas, Marte, Arias, Nunez, Cabral, Riveral, Caso (libero) oraz Fersola, Echenique, Pena, Mambru.
Portoryko: Mojica, Alvarez, Rosa, Enright, Oquendo, Del Valle, Venegas (libero) oraz Collazo, Valentin, Santana.
***
Swój lokalny, a właściwie kontynentalny, podtekst mają również spotkania Japonii i Tajlandii. Tajki są rewelacją tegorocznego World Grand Prix. Po pięciu meczach zajmowały trzecie miejsce w tabeli. Kolejnym krokiem w kierunku finału był dla nich mecz z gospodyniami turnieju w Komaki.
Sytuacja na parkiecie od początku zmieniała się jak w kalejdoskopie. W pierwszej partii przyjezdne dosłownie rozniosły swoje rywalki, nie pozostawiając im cienia złudzeń. Po przerwie zespoły zamieniły się nie tylko stronami boiska, ale też rolami. Japonki wygrały 25:16. Dopiero trzeci set przyniósł kibicom wyrównaną walkę punkt za punkt. W samej końcówce miejscowe wykorzystały błędy Tajek i odskoczyły na cztery oczka (21:17). To pozwoliło im odeprzeć ataki przeciwniczek i wyjść na prowadzenie w meczu. Podopieczne trenera Kiattiponga oczywiście nie złożyły broni. Do czwartej partii przystąpiły w bardzo bojowych nastrojach. Gdy asem serwisowym popisała się Wilavan Apinyapong, tie-break był niemal przesądzony (15:21). Decydująca odsłona mogła przyprawić niejednego zaangażowanego kibica o atak serca. Choć gospodynie prowadziły w niej 14:11, nie potrafiły skończyć żadnej z piłek meczowych i ostatecznie przegrały 16:18.
Japonki lepiej radziły sobie w bloku (13:5). Tajki za to dysponowały skuteczniejszym atakiem (62:52) i popełniły mniej niewymuszonych błędów (30:33). Na nieoficjalną nagrodę MVP zapracowała Yukiko Ebata (22 punkty), a siłą zwyciężczyń była gra zespołowa.
Japonia - Tajlandia 2:3 (15:25, 25:16, 25:22, 19:25, 16:18)
Japonia: Nakamichi, Ishida, Iwasaka, Ebata, Sakoda, Hirai, Zayasu (libero) oraz Inoue, Otomo, Shinnabe.
Tajlandia: Pleumjit, Onuma, Wilavan, Amporn, Nootsara, Malika, Wanna (libero) oraz Piyanut (libero), Pornpun, Sontaya, Tapaphaipun.