Niegroźna kontuzja kolana Dantego Amarala spowodowała, że nie znalazł się w meczowej dwunastce, a jego miejsce w wyjściowej szóstce zajął Thiago, który tydzień temu dał bardzo dobrą zmianę i miał duży udział w odniesieniu zwycięstwa.
Początek meczu w wykonaniu biało-czerwonych był bardzo dobry i przede wszystkim dynamiczny, w przeciwieństwie do sobotniego spotkania z Kanadyjczykami. Prowadzenie przechodziło z rąk do rąk, zawodnicy obu drużyn nie stawiali na półśrodki w ataku, ale nie ustrzegli się błędów. Dzięki skromnemu, bo dwupunktowemu prowadzeniu, podarowanemu przez Sidao (autowy atak), Polacy mogli pozwolić sobie na większy komfort gry, ale przy jednoczesnym utrzymaniu koncentracji. Ich siłą była dobra obrona, która niosła za sobą wygrane kontry, nawet po nieudanej pierwszej akcji. Również kontry, ale tym razem w wykonaniu Canarinhos, pozwoliły wyjść im na jednopunktową przewagę, którą było bardzo trudno im odebrać.
Po prostym błędzie w przyjęciu trener Andrea Anastasi poprosił o czas, na którym ostro zareagował na tę pomyłkę i starał się zmobilizować swoich podopiecznych. Rywale odskoczyli na dwa "oczka", które mogły okazać się kluczowe w wygraniu tej partii przy grze punkt za punkt. Na szczęście, krzyk zdenerwowanego trenera przyniósł oczekiwany efekt i na tablicy wyników pojawił się remis, który równie szybko przeistoczył się w dwupunktowe prowadzenie. Polakom znowu dopisało szczęście, ale przede wszystkim umiejętności - trzy bloki w ważnym momencie, w tym dwa pojedyncze Marcina Możdżoneka w połączeniu z udaną kontrą Bartosza Kurka dały zwycięstwo.
Na parkiecie pozostali Paweł Zagumny i Jakub Jarosz, którzy pojawili się w końcówce premierowej odsłony. Natomiast dość szybko na zmianę atakującego zdecydował się brazylijski trener, który wprowadził Vissotto. Błędy rywali napędzały grę naszych reprezentantów, którzy kończyli akcje jak natchnieni. Mimo że przeciwnicy otrząsnęli się ze słabego początku, to Polacy utrzymywali trzy "oczka" przewagi. Jednak nie gwarantowały one wygranej, gdyż Canarinhos ciągle walczyli z całych sił. Czasem przynosiło to efekt w postaci małej, dwupunktowej serii, ale nasi reprezentanci prędzej czy później odpowiadali również taką serią. Świetnie w ataku spisywał się Jarosz, który radził sobie z brazylijskim blokiem. Rywale zniwelowali straty do jednego punktu, ale przejście zrobił Michał Winiarski, który tym samym uspokoił nastroje w polskich szeregach. Nerwy wróciły jak bumerang za sprawą kontry Vissotto, po której Anastasi wziął czas. Krzysztof Ignaczak przyjął mocną zagrywkę Thiago w punkt, a akcję skończył Możdżonek. Do Final Six pozostał więc tylko jeden set.
Jak wysoka jest stawka trzeciego seta można było zauważyć po grze Brazylijczyków, którzy rozpoczęli z wysokiego C. Ale szybko zdominowali ich Polacy, którzy wyszli na dwupunktowe prowadzenie. Pierwsza przerwa techniczna upłynęła w ekipie Bernardego Rezende na mobilizacji, która w połączeniu z prostymi i niewymuszonymi błędami Polaków spowodowała, że Canarinhos odzyskali przewagę. Nonszalancja nie była wskazana w grze o taką stawkę z takim przeciwnikiem. Serię przerwał dopiero pewny atak Jarosza (9:11). Nie oznaczało to jednak końca złych zagrań, które napędzały grę Brazylijczyków i dodawało im pewności.
Pięć punktów straty było możliwych do zniwelowania, ale nie z grą, która znacząco różniła się od tej z poprzednich odsłon. Trener Anastasi po wykorzystaniu dwóch czasów, zdecydował się na powrót Zbigniewa Bartmana. Natomiast Brazylijczycy z każdą kolejną udaną akcją zaczynali bawić się swoją grą. Nadzieję w serca polskich kibiców wlał Michał Ruciak, który pomógł swoimi serwisami zniwelować straty, ale niezbyt znacząco (do czterech punktów). Natomiast po autowym ataku Thiago różnica w wyniku wynosiła tylko dwa "oczka", ale blok na Bartoszu Kurku zakończył partię.
Andrea Anastasi w czwartym secie postawił na Bartmana. Polscy siatkarze wyglądali na rozkojarzonych, a może nawet zasmuconych lepszą grą rywali - gdyby wyzwoliło to w nich sportową złość, to nie popełnialiby szkolnych błędów. Jednak powoli, powoli w niektórych akcjach widać było przebłysk bardzo dobrej postawy z wygranych odsłon. Gra była zacięta, a zawodnicy obu ekip do końca walczyli o każdą piłkę, ale inicjatywa punktowa należała do Polaków. Bardzo dobrze prezentował się Kurek, który wziął ciężar ataku w sytuacyjnych piłkach na swoje barki.
Biało-czerwoni odskoczyli na dwa punkty dzięki fatalnemu błędowi Murilo w przyjęciu. Gorąca atmosfera w brazylijskich szeregach była efektem powrotu do bardzo dobrej gry naszych reprezentantów, którzy mogli grać punkt za punkt. Ważne punkty zdobywał Kurek, który prezentował się jak w swojej najlepszej dyspozycji. Kibice zaczęli już końcowe odliczanie do Final Six, ale nasi siatkarze ciągle musieli utrzymać koncentrację, gdyż Canarinhos nadal byli groźni. Potwierdzili to w kilku zagraniach, ale to nasi zawodnicy byli lepsi.
Polska - Brazylia 3:1 (25:22, 25:23, 21:25, 25:22)
Polska: Żygadło, Bartman, Możdżonek, Nowakowski, Kurek, Winiarski, Ignaczak (libero) oraz Jarosz, Ruciak, Zagumny, Kubiak, Kosok.
Brazylia: Bruno, Wallace, Sidao, Lucas, Murilo, Thiago, Sergio (libero) oraz Vissotto, Ricardo, Rodrigao.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)