Adrian Dudkiewicz: Rok temu Delecta mogła nawet walczyć o medale. Jakie cele postawiliście przed zespołem przed rozpoczęciem nadchodzącego sezonu?
Piotr Sieńko: Kilka miesięcy temu zabrakło nam szczęścia podczas ćwierćfinałowego starcia z Jastrzębskim Węglem i wówczas moglibyśmy walczyć nawet o złoto. Tak samo ma być w tym roku, gdyż postawiliśmy na stabilizację składu z lekkimi retuszami. Doszło kilku młodych wychowanków oraz być może wkrótce zobaczymy u nas nowego przyjmującego.
Latem nasz kraj obiegła informacja, że ze sponsoringu może wycofać się firma Rieber Foods SA. Ile było w tym prawdy?
- To była tylko zwykła kaczka dziennikarska. Wręcz przeciwnie, sponsorów nam przybywa, chociaż niektórzy z nich oczywiście mają swoje większe bądź mniejsze problemy. Z częścią przedsiębiorstw ciągle prowadzimy negocjacje, aby zwiększyć klubowy budżet. Wszystko zależy od wyniku reprezentacji w Londynie. Z czołową czwórką nie możemy się obecnie równać.
Zgodzi się pan z tezą, że w tym sezonie PlusLiga będzie podzielona na dwie grupy bogatych i biednych?
- Moim zdaniem nawet na trzy. Poza czołową czwórką dalej są dwa, trzy kluby w miarę ze stabilnymi finansami. Natomiast na końcu takie ekipy jak Trefl Gdańsk i Indykpol AZS Olsztyn będą walczyć o jakiekolwiek zwycięstwo z resztą stawki.
Postawiliście na dotychczasowy skład, aby zachować dobrą atmosferę w drużynie?
- To było naszym celem, chociaż nie weszliśmy do czwórki. W ogóle generalnie był to najlepszy rok w historii bydgoskiego klubu. Pierwsza drużyna zajęła piąte, najwyższe miejsce w krajowej elicie. Natomiast juniorski zespół wywalczył mistrzostwo Polski w Młodej PlusLidze, a młodzicy zdobyli srebrny medal w swojej kategorii wiekowej. Rozwój jest właściwy.
Skład jest dosyć wąski. Nie obawia się pan, że w przypadku kontuzji ławka może okazać się zbyt mała?
- Zobaczymy jak ci młodzi, ale już utalentowani, chłopcy poradzą sobie na parkietach PlusLigi. Na razie są dobrze poukładani, bezkonfliktowi i niezwykle profesjonalnie podchodzą do treningów. W poprzednim sezonie rzeczywiście kontuzje nas omijały, chociaż przytrafiła się grypa żołądkowa. Takich rzeczy nikt nie jest w stanie przewidzieć.
W tym roku po raz pierwszy zagracie w europejskich pucharach. To będzie zupełna nowość dla bydgoskiego klubu?
- Powoli rozpracowujemy ten temat na przykład w kwestii logistycznej. To naprawdę świetna promocja dla samego miasta i naszych sponsorów. Nie stawiamy sobie jakiś konkretnych celów, ale oczywiście fajnie by było powalczyć w finale o Puchar CEV.
Niestety, musiał pan też się liczyć z kilkoma odejściami. Dlaczego nie udało się zatrzymać Fina Anttiego Siltali?
- On już dłużej nie mógł czekać na decyzję sztabu szkoleniowego, gdyż otrzymał dobrą ofertę z Włoch, gdzie dalej będzie mógł grać i zarabiać przyzwoite pieniądze. My natomiast nie mieliśmy ciągle zamkniętego budżetu. Z kolei Wojciech Gradowski otrzymał wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy.
Na jakiej wysokości budżet może liczyć klub w tym sezonie?
- Jest minimalnie mniejszy niż w poprzednim z nadzieją na to, że uda się go znacząco zwiększyć. Czekamy jeszcze na piątego przyjmującego. Mamy mnóstwo ofert z różnych części świata. PlusLiga wyrobiła się dobrą markę, a przy kłopotach klubów w Grecji i Włoszech możemy do woli przebierać w ofertach.
A mógłbyś pan ujawnić jakieś szczegóły?
- Ich brak nie oznacza, że ich nie ma. Musimy jednak czekać na decyzje naszych sponsorów i wtedy będziemy mogli dopiero zamknąć skład pierwszego zespołu. Od dawna nie wydajemy wirtualnych pieniędzy. Jeślibym zebrał wszystkich kandydatów, to złożyłbym z tego trzy drużyny.