I ty, Brutusie…
Sporym zaskoczeniem dla wszystkich związanych z polską siatkówką był fakt, że Centralne Biuro Antykorupcyjne, które wkroczyło do związku w maju tego roku, zainteresowało się poczynaniami siatkarskiej centrali na wskutek doniesienia… sekretarza generalnego PZPS. Na reakcję długo czekać nie trzeba było. Wieloletni i - wydawałoby się - zaufany współpracownik Mirosława Przedpełskiego Bogusław Adamski stracił stanowisko. Jak się okazuje, relacje obu panów już od jakiegoś czasu były napięte. CBA stało się więc wygodnym narzędziem w realizacji prywatnej polityki obu działaczy. Były już sekretarz generalny donosem wyraził w chyba najgorszy możliwy sposób wotum nieufności wobec prezesa (i zarządu, którego był członkiem?), z kolei sternik polskiej siatkówki mógł się w końcu pozbyć niewygodnego działacza, mając argument w postaci zeznań obciążających jego, a w domyśle cały PZPS.
Żądza władzy, zemsta czy troska o dobro ogółu?
- Od roku prawie byłem marginalizowany. Siedziałem w związku jak atrapa. Bardzo mnie to bolało - mówił na początku września w rozmowie z TVP Łódź Adamski. Przesłanie tej wypowiedzi, w kontekście ostatnich wydarzeń może budzić spore wątpliwości, zwłaszcza, że za miesiąc odbyć mają się kolejne wybory na prezesa związku. Dlaczego łódzki działacz zdecydował się zabrać do działania dopiero w maju? Trudno w tej sytuacji odrzucać tezy mówiące, że chodzi nie tylko o urażoną dumę, ale również walkę polityczną i zamach na posadę Przedpełskiego. W końcu kilka miesięcy powinno wystarczyć, by przyjrzeć się bliżej dokumentacji w związku i mocno zaszkodzić dotychczasowemu prezesowi już samymi zarzutami. Czas jest idealny również z innego powodu. Polska (głównie rękami PZPS) organizować będzie w 2013 roku mistrzostwa Europy, a dwanaście miesięcy później światowy czempionat w męskiej siatkówce. Tak więc ewentualne nowe kierownictwo centrali odziedziczy nie tylko przygotowane już w znacznym stopniu dwie międzynarodowe imprezy olbrzymiego kalibru, ale również po wszystkim będzie mogła spokojnie spijać śmietankę z sukcesów organizacyjnych jakimi zakończyć powinny się oba wspomniane turnieje. Przy doświadczeniach ostatnich lat i opiniach za granicą kraju o zawodach organizowanych w Polsce trudno bowiem zakładać, że ME czy MŚ, które toczyć się będą w ultranowoczesnych halach przy akompaniamencie żywiołowej, wypełnionej po brzegi widowni, zakończą się klapą.
Niedźwiedzia przysługa
Głównym argumentem podnoszonym przez Adamskiego jest brak transparentności. Chodzi między innymi o płacenie sporych sum firmom konsultingowym za różnego rodzaju usługi doradcze i pomocnicze. Problem w tym, że przy tego typu działalności trudno będzie komukolwiek cokolwiek udowodnić. Faktury mają to do siebie to, że ich przedmiot bardzo często różni się od - de facto - wykonanych przez stronę umowy czynności. Nie da się ich posegregować czy zliczyć, tak jak ma to miejsce w przypadku dostawy towarów. Nie chodzi tu o obronę związku, bo jeśli nieprawidłowości były aż tak rażące, jak twierdzi Adamski, to trzeba by okoliczności zbadać, ale publiczne pranie brudów w dość delikatnej i trudnej sprawie nie przyniesie wymiernych korzyści. Wręcz przeciwnie. Ucierpieć na tym może nie tylko Przedpełski i jego współpracownicy. Działania CBA napędzane przez byłego sekretarza odbić się mogą na kondycji całego sportu. W rzeczywistości wszechobecnego kryzysu gospodarczego sponsorzy otrzymują jak na tacy znakomity argument do zakręcenia kurka z pieniędzmi. Nie od dziś wiadomo, że wspieranie sportu to inwestycja typowo marketingowa (wizerunkowa), a nie finansowa. Mecenasom sportu trudno odzyskać środki wpompowywane w drużyny i imprezy. Dla nich liczy się przede wszystkim utożsamianie marki czy produktu z sukcesem. W sytuacji, gdy takowego jednak brak lub ma znamiona oszustwa (korupcji?) prestiż firmy wspierającej może mocno ucierpieć. Dlatego teraz związkowi (ale również klubom ORLEN Ligi i PlusLigi) trudniej będzie szukać partnerów biznesowych, a w środowisku już słychać głosy mówiące o tym, że obecni (i potencjalni) sponsorzy z niepokojem przyglądają się rozwojowi sytuacji w siatkarskiej centrali.
Lokalna globalność
Oczywiście trudno zakładać, że w tak olbrzymim i mającym niezwykle silną pozycję międzynarodową organizmie, jakim jest PZPS, wszystko odbywa się transparentnie i wpływu na pewne decyzje nie mają żadne układy czy pomniejsze układziki. Biorąc pod uwagę tak zwane dobro ogółu warto się jednak zastanowić czy ucierpiał na tym ktoś oprócz pana Adamskiego? Polska siatkówka, nie tylko pod względem sportowym, ale także (a może przede wszystkim) organizacyjnym poważana i podziwiana jest na całym świecie. W naszym kraju co rusz odbywają imprezy rangi mistrzowskiej. Związek nie jest rzecz jasna tworem idealnym. Można mu zarzucić chociażby gorsze traktowanie reprezentacji kobiet oraz kilka pomniejszych grzeszków. Trudno dopilnować wszystkiego, zwłaszcza, że ma się na głowie negocjacje ze sponsorami pokroju właśnie pozyskanego Orlenu czy organizację turniejów międzynarodowych najwyższej rangi. Pracy i zadań jest sporo. Czy w takiej sytuacji outsourcing to konieczność, wygoda czy zwyczajne lenistwo? Niech na to pytanie każdy odpowie sobie najpierw sam.
Teraz Polska…
Wszelkie podejrzenia nieprawidłowości związane z funkcjonowaniem PZPS powinny zostać wyjaśnione, ale czy termin zabiegu i wybrane lekarstwa wyjdą polskiej siatkówce na zdrowie? Zarzuty wyszły od odsuniętego na boczny tor działacza, a nie od oszukanych partnerów biznesowych czy organizacji sportowych. Z całym szacunkiem dla Adamskiego, który miał swój wkład w rozwój i promocję siatkówki, moment i sposób do działania wybrał on co najmniej nieodpowiedni. Pół biedy jeśli jego intencje są czyste, ale gdy w grę wchodzi głównie polityka to posiłkowanie się CBA odbić się nam wszystkim może czkawką.
Marcin Olczyk