Gospodarze nie czuli się stremowani klasą przeciwnika, co było widać już w pierwszych piłkach spotkania, ale dość szybko Politechnika objęła dwupunktowe prowadzenie. Niemal każda akcja kończyła się w pierwszym ataku mocnym zbiciem ze skrzydła, co było małym pokazem siły zawodników obu drużyn. Z biegiem czasu dał o sobie znać szczelny blok będzinian, dzięki któremu ci doprowadzili do remisu, który odszedł w niepamięć przy zagrywce Krzysztofa Wierzbowskiego, z dwóch ani jedna nie została dobrze przyjęta (11:11, 11:14). Będzinianie zmobilizowali się i zniwelowali straty do zaledwie jednego punktu, jednak okazała się to być bariera nie do pokonania, a Akademicy znów dzięki bardzo trudnemu serwisowi powiększyli prowadzenie do czterech "oczek". W tej fazie seta zagrywka odgrywała ważną rolę, jeśli nie była ona punktowa, to dzięki niej rywale mieli utrudnione rozegranie akcji przez złe przyjęcie. Proste błędy gospodarzy zaważyły o końcowym wyniku premierowej odsłony.
Druga partia rozpoczęła się od mocnego uderzenia warszawian, dosłownie i w przenośni, gdyż atomowy serwis Wierzbowskiego trafił w parkiet. Będzinianie odpowiedzieli jak najlepiej potrafili, jednocześnie doprowadzając do remisu. Jednak dość szybko w pojedynczych akcjach zaczęła się uwidaczniać różnica w poziomach prezentowanych przez oba zespoły, siatkarzom MKS-u zdarzały się proste błędy i niedokładności, które były natychmiast wykorzystywane przez ich rywali i zamieniane na punkty. Mimo to byli oni w stanie utrzymywać wynik oscylujący wokół remisu, ale inicjatywa punktowa należała do Akademików ze stolicy. Zmieniło się to przez proste i niewymuszone błędy na rozegraniu Dariusza Syguły, któremu dwa razy została odgwizdana piłka niesiona. Jednak czas wzięty przez Rafała Legienia od razu przyniósł efekt w postaci zniwelowania strat do jednego punktu.
Dwa efektowne ataki Damiana Zborowskiego pozwoliły będzinianom uwierzyć w wygraną, ale przede wszystkim zdobyć cenne punkty. Przy ich prowadzeniu 18:17 trener gości zdecydował się wziąć czas, po którym jego podopieczni tylko na moment odzyskali przewagę. Bliżej triumfu byli gospodarze, którzy zagrali w kocówce pewni siebie, ale również dopisała im odrobina szczęścia. Wykorzystali oni dopiero drugą piłkę setową, dzięki asowi Mateusza Sacharewicza.
Wygrana dodała skrzydeł będzinianom, którzy pewnie rozpoczęli trzecią odsłonę. Prowadzenie przyszło razem z dobrą grą oraz bardzo trudną zagrywką, która często wychodziła na pierwszy plan na przestrzeni całego pojedynku. Warszawianie w kolejnych akcjach wyglądali na lekko zagubionych lub zdziwionych bardzo dobrą punktową serią rywali, która skończyła się dzięki zepsutej zagrywce Zborowskiego (12:5). Gospodarzy dopadła słabsza gra, spotęgowana przez kolejne stracone punkty (14:12). Czas wzięty przez trenera Legienia przyniósł efekt dopiero po kilku akcjach, kolegów do walki poderwał Marcin Kantor, który znów świetnie spisywał się w polu zagrywki. Akademicy wywierali presję na swoich rywalach, ale ci mimo lepszych i gorszych zagrań byli w stanie utrzymywać dwa, trzy punkty przewagi.
Prowadzenie w całym meczu tylko jeszcze bardziej uskrzydliło gospodarzy, którzy powrócili na parkiet z wiarą w wygranie spotkania. Od początku odsłony prowadzili, a skuteczne kontry pozwalały im powiększać przewagę (11:6). Będzinianie napędzali się każdą zwycięską akcją, natomiast przyjezdni byli lekko przygaszeni, gdyż to gospodarze dyktowali tempo gry. Spotkanie wydawało się zmierzać do końca, bo podopieczni Legienia nie zamierzali pozwolić Akademikom na doprowadzenie do tie-breaka. Ich przewaga wahała się w granicach sześciu punktów, a warszawianie mieli problemy z przyjęciem zagrywki, ale również z kończeniem ataków. Akademicy popełniali coraz więcej prostych i niewymuszonych błędów, co tylko przybliżało ich rywali do upragnionego i niespodziewanego triumfu.
Gdy wszyscy kibice zaczęli już świętować wygraną, spiker ogłosił, że trenerzy zdecydowali się rozegrać jeszcze jedną partię. Rozpoczęła się ona lepiej dla gospodarzy, natomiast Akademicy wyglądali na zmobilizowanych przez Jakuba Bednaruka, lecz w ich zagraniach nie zawsze było to widoczne. Stąd przy stanie 6:4 trener poprosił o czas. Przyjezdni po nieudanych akcjach zwieszali głowy i wyglądali jakby chcieli, by set skończył się jak najszybciej. Tak też się stało, gdyż nie nawiązali oni walki z rywalem, a partię zakończył autowy serwis Wierzbowskiego.
MKS Banimex Będzin - AZS Politechnika Warszawska 4:1 (20:25, 26:24, 25:23, 25:15, 15:9)
MKS: Zarankiewicz, Tomczyk, M. Syguła, Przybyła, Soroka, Szczygieł, Głód (libero) oraz Zborowski, D. Syguła, Kantor, Sacharewicz, Wójtowicz.
Politechnika: Wierzbowski, Pawliński, Nowak, Drzyzga, Szymański, Zajder, Potera (libero) oraz Olenderek (libero), Dryja, Adamajtis, Siezieniewski, Smoliński, Szuleka, Stefannović.