Po tym jak przyjmująca reprezentacji Włoch Francesca Piccinini oznajmiła, że przyczyną klęski jej drużyny narodowej na IO w Londynie była fatalna atmosfera w zespole i swego rodzaju wojna psychologiczna prowadzona przez starsze zawodniczki wobec młodszych dziewczyn, głos postanowiła zabrać kapitan Eleonora Lo Bianco. Chociaż oświadczenie rozgrywającej na łamach Corriere dello Sport rozpoczyna się miło: "Carissima Piccinini (Najdroższa Piccinini)", to wcale dla popularnej Francy nie jest sympatyczne.
Lo Bianco tylko w jednym punkcie zgadza się ze swoją byłą koleżanką z Foppapedretti Bergamo - kadra Italii powinna przywieść z Londynu medal. Leo zarzuty Piccinini kwituje w następujący sposób. - Myślę, ze Francesca chciała wyrazić swój dyskomfort. Chcę podkreślić, że to jej dyskomfort, jej subiektywne odczucie, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością - stwierdza kapitan Włoszek. - Sądzę, że wygłaszanie takiego oświadczenia dwa miesiące po zakończeniu igrzysk, to nie jest akt heroizmu. Wręcz przeciwnie. To niesmaczne. To jest okazanie bardzo małego szacunku wobec grupy, której było się członkiem. Wobec ekipy, której sporo się dawało, ale i sporo się od niej otrzymywało, a także wobec trenera, którego przyszłość na razie nie jest znana - dodaje.
- Zawsze uważałam, że to niesprawiedliwe, gdy pojedynczy gracz otwiera dla prasy drzwi do naszej szatni. Bowiem jego słowa ukazują jedynie częściowy i niepełny obraz rzeczywistości. Świat zewnętrzny nigdy nie jest w stanie zrozumieć dynamiki jaka panuje wewnątrz zespołu. Smutek, złość i rozczarowanie jest w każdej z nas. Ale jeszcze bardziej przykre, jest czytanie tak ciężkich słów wypowiedzianych przez siatkarkę taką jak Francesca. Prawdopodobnie jedynego sportowca, który po tym jak porzucił koszulkę reprezentacji dla własnego interesu, został ponownie powołany do kadry - kończy Lo Bianco.