Piotr Stosio: Bardzo odważne słowa powiedziała pani na konferencji prasowej przed startem sezonu. Niewielu uważa, że siatkówka jest sportem numer jeden w Polsce.
Jolanta Dolecka:
Ja naprawdę tak sądzę i nie boję się tego powiedzieć. Chodzi o wyniki reprezentacji Polski. O sile dyscypliny stanowi kadra mężczyzn. To się przekłada. Co z tego, że mamy w Polsce piękne stadiony? Spójrzmy, jaki jest poziom naszego krajowego futbolu. A mimo wszystko piłka nożna jako dyscyplina nadal się kręci. Zastanawia mnie to.
- Przed sezonem mówiło się o problemach klubu. Tymczasem przystępujecie do rozgrywek i to z całkiem mocnym składem.
- No właśnie! To dobre powiedzenie, dla mnie jest to ciekawe. Na ostatnim przedsezonowym turnieju, w którym wzięliśmy udział, a więc w memoriale Ambroziaka, w pewnym momencie uzmysłowiłam sobie, że mam drużynę pełną prawdziwych siatkarzy. W Politechnice są gracze, którzy występują w PlusLidze od wielu lat, mają znane nazwiska. Wspierani będą przez kilku młodych graczy. Naszym sukcesem jest z pewnością obecność w składzie Fabiana Drzyzgi. Liczę, że poprowadzi grę Politechniki.
- Jak udało się namówić go do gry w Politechnice? Pomógł fakt, że Warszawa jest jego rodzinnym miastem?
- Nie wiem, bo już kilka razy chciałam go pozyskać. Myślę, że podjął dobrą decyzję, u nas będzie numerem jeden. Co ważne, liczy na niego nie tylko trener, ale i pozostali zawodnicy. Mam nadzieję, że się odnajdzie w drużynie i trafi ponownie do reprezentacji. Już jako zawodnik znaczący.
- Fabian Drzyzga rzeczywiście jest tak drogim zawodnikiem, jak się o nim mówi?
- A to już jest tajemnica. Nie mogę powiedzieć.
- Nie pytam o szczegóły.
- Odpowiem tak: cieszę się, że Fabian zagra dla Politechniki. Na pewno wiele wniesie do gry naszego zespołu.
- Główni rywale, czyli Effector oraz akademicy z Częstochowy i Olsztyna, chyba bardziej osłabiły się od Politechniki.
- Trudno powiedzieć, bo w pozostałych drużynach też grają ciekawi, młodzi zawodnicy. A to będzie z korzyścią dla polskiej siatkówki. Trudno cokolwiek obecnie prognozować, oprócz jednego. Cztery zespoły będą z pewnością ponad resztą.
- Ale chyba siódme miejsce Politechniki patrząc na rywali to minimum?
- Tak, chciałabym, żeby moi zawodnicy zagrali o środek tabeli.
- Jak wyglądają obecnie finanse klubu?
- Mamy budżet na poziomie niecałych trzech milionów złotych. Jest to suma zdecydowanie mniejsza niż w zeszłym sezonie. Kilka rozmów z potencjalnymi sponsorami nadal prowadzimy, więc nie wiadomo, co się jeszcze wydarzy. Wydaje mi się, że idzie ku dobremu. Jeśli uda się wszystko sfinalizować w 2013 roku, siatkówka w Warszawie zapewni sobie byt na conajmniej kolejne dwa, trzy sezony.
- To będzie sezon na przetrwanie?
- Nie, nie sądzę.
- Czyli Politechnika spłaciła już długi?
- Jesteśmy w trakcie, musimy do tego dojść. Jestem pewna, że jakoś damy sobie radę.
- Regularnie mówi pani o problemach z miejskimi urzędnikami. Coś się zmieniło?
- Nie wiem, nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Robimy wszystko, aby nasze relacje były dobre. Co przyniesie czas, zobaczymy w przyszłym roku.
- Nie martwi panią prezes, że zawodnicy, którzy wypromowali się w ostatnich latach w klubie odchodzili w często przyjemnej atmosferze? Zbigniewowi Bartmanowi przed kilkoma miesiącami puściły nerwy na konferencji prasowej i powiedział, że działacze Politechniki prowadzą wiejski PR.
- To tylko o nim świadczy. O nim. My jesteśmy od dawna rozliczeni z nim co do złotówki.
- Zabolały panią te słowa?
- Nie zwracałam na nie zbytniej uwagi, ponieważ znam go. Chyba wiele osób musiałoby cierpieć i zastanawiać się, co powiedział. Dla mnie to po prostu nieistotne.
- A słowa Damiana Wojtaszka? Przed miesiącem powiedział na łamach Przeglądu Sportowego, że chciał trafić w końcu do profesjonalnego klubu.
- To się okaże, czy mu się udało. Warto pamiętać, że nauczył się grać w Politechnice. A czy w Jastrzębiu zrobi odpowiedni postęp, zobaczymy.