Częściej słyszy się głosy, że do miana zwycięzcy najbliżej ma Cuprum Lubin, który w poprzednim sezonie zdobył nieoczekiwanie srebrny medal. - Łatwiej jest znieść ciężar psychiczny, kiedy nie jest się potencjalnym liderem - mówi dla SportoweFakty.pl Jarosław Stancelewski, trener Stali AZS PWSZ Nysa. - Zasada "bij mistrza" jednak obowiązuje i podejrzewam, że gdziekolwiek nie pojedziemy, będzie nam się grało trudno - dodaje.
Atutem AZS w nowym sezonie ma być doświadczenie i stabilny skład. - Pierwszy set meczu w Poznaniu (przy. red. - Stal przegrywała 19:24 i wygrała partię) pokazał, że potrafimy zachować chłodną głowę i opanować nerwy w końcówkach. Nie mogę konkretnie powiedzieć, jaką mamy filozofię, bo to będzie duże ułatwienie dla przeciwników. Zespół na pewno stać na siatkówkę prawie bez błędów własnych, a z taką drużyną gra się bardzo trudno. Rywale stają się niecierpliwi i sami zaczynają się mylić - komentuje trener.
W szeregach AZS nie dokonała się kadrowa rewolucja, ale szkoleniowiec twierdzi, że to wcale nie jest ten sam zespół. - Wbrew pozorom dokonaliśmy sporych roszad w składzie. Zmienił się przede wszystkim rozgrywający, a to jest bardzo ważna pozycja. Nie da się wymienić rozgrywającego, zachowując poprzedni styl gry zespołu. W pierwszej szóstce mamy trzech nowych zawodników - mówi opiekun drużyny. Stancelewski w poprzednim sezonie był tylko środkowym Stali, w obecnym jest grającym trenerem, ale w pierwszym ligowym spotkaniu w Poznaniu nie pojawił się na boisku.
AZS po zdobyciu złotego medalu w poprzednim sezonie nie awansował do PlusLigi. Przeszkodą okazały się pieniądze oraz brak odpowiedniej hali. Trener zapewnia jednak, że problemów finansowych w klubie nie ma, a mała hala w I lidze jest atutem. - Poprzednio grałem w Nysie blisko 20 lat temu i wówczas z pieniędzmi bywało różnie. Odkąd uczelnia i miasto mocniej zaangażowały się w działalność klubu, Stal nie ma kłopotów - tłumaczy szkoleniowiec.