Po porażce na igrzyskach w Londynie Francesca Piccinini nie potrafi ukryć smutku i złości. Podczas rozmowy z Corriere della Sera kilkakrotnie płacze. IO mogło być jej ostatnim występem w kadrze. Wszystko zależy od tego, czy trenerem Italii będzie nadal Massimo Barbolini. Zawodniczka już raczej nie wyobraża sobie współpracy z tym szkoleniowcem.
- Mam 33 lata. Wygrałam wszystko oprócz olimpijskiego złota. Czuję, że nadszedł czas, abym zaczęła mówić. Milczałam zbyt długo - mówi "Picci".
Problemy legendy Foppapedretti Bergamo pojawiły się w lipcu ubiegłego roku. Siatkarka była wyczerpana. Nie miała energii. Lekarz reprezentacji przeprowadził badania i stwierdził, że jest z nią wszystko w porządku, a kłopoty to wynik stresu. Zmęczenie jednak nie przechodziło. Dopiero dwa miesiące później lekarz w Bergamo odkrył przyczyny złego samopoczucia Piccinini - złe wyniki tarczycy, normy przekroczone siedmiokrotnie. Siatkarka do dziś ma żal do medyka drużyny narodowej, że ten oznajmił, iż z nią jest wszystko OK.
Z powodu choroby "Francy" odmówiła wyjazdu z reprezentacją na Puchar Świata. Kapitan zespołu, Eleonora Lo Bianco, ostatnio oskarżyła koleżankę, że ta zrobiła to wyłącznie dla własnego interesu. Słowa te mocno zabolały przyjmującą. - Ona wie, jak ja cierpiałam wraz z nią, gdy ona była chora (Lo Bianco w 2010 roku miała nowotwór - przyp. red.) - dodaje Piccinini.
Na przełomie lutego i marca 2012 zawodniczka próbowała się kontaktować z Barbolinim, lecz ten nie odpowiadał. Ostatecznie jednak "Picci" została powołana na igrzyska olimpijskie. - Zdałam sobie sprawę, że to będzie koszmar - mówi w rozmowie z Corriere della Sera. Szkoleniowiec kazał trenować jej przez cztery miesiące z młodszymi dziewczynami. Siatkarka nie narzekała, ale dziś tę sytuację kwituje jednym słowem: - Mobbing. Za chwilę wyjaśnia. - Znosiłam to wszystko, bo bardzo pragnęłam złota w Londynie.
"Francy" ponownie oskarża, że na IO Włoszki nie stanowiły zespołu. Do tego zarzuca selekcjonerowi, że ten zbyt łatwo ulegał wpływom niektórych zawodniczek. Nie podaje nazwisk, ale informuje, iż chodzi jej o osoby, które teraz są teraz w Stambule z trenerem. - Prawda jest taka, iż niewygodni ludzie są odsuwani od kadry. Mam nadzieję, że inne zawodniczki znajdą w sobie odwagę, aby mówić - dodaje Piccinini na łamach Corriere della Sera.