Trwa dramat Kim Yeon-Koung

Spór pomiędzy koreańską siatkarką a jej byłym klubem przybrał niekorzystny obrót dla zawodniczka. MVP tegorocznych igrzysk zdradziła, że rozważała nawet zakończenie swojej kariery.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk

Kolejny etap wojny, którą Yeong-Koung Kim prowadzi ze swoim byłym klubem Heungkuk Pink Spiders i rodzimą federacją, okazał się być tylko pozornie rozstrzygnięty na korzyść siatkarskiej gwiazdy. Niedawno jedna z koreańskich stacji radiowych przeprowadziła wywiad z najlepszą zawodniczką siatkarskiego turnieju olimpijskiego w Londynie, by dowiedzieć się nowych faktów na temat obecnej sytuacji Yeon-Koung. Sama zainteresowana, choć podczas rozmowy nie kryła zmęczenia i zniechęcenia spowodowanego nierówną walką o swoje prawa, ujawniła dotąd nieznane fakty, które wyjaśniają część "białych plam" w historii sporu siatkarki i pracodawcy.

">FIVB po rozmowie z przedstawicielami Heungkuk, KOVO (siatkarskiej federacji Korei Południowej) i samą zawodniczką podjęło decyzję o pozwoleniu Yeon-Koung na dwa lata gry za granicą swojego kraju na zasadzie wypożyczenia, a następnie powrót do Korei i wypełnienie ostatnich dwóch lat obowiązującego ją kontraktu. Ten salomonowy wyrok światowej federacji nie wyjaśnia jednak najważniejszych dla koreańskiej atakującej kwestii: ważności jej umowy z Fenerbahce Stambuł i jej statusu w rozgrywkach międzynarodowych (wiadomo już, że z powodu przeciągającego się sporu o Yeon-Koung turecki klub nie zgłosił jej do rozgrywek Klubowych Mistrzostw Świata).

Kluczową rolę w całej sprawie odgrywa pewien dokument, podpisany przez trzy zwaśnione strony: to wstępne porozumienie w spornych kwestiach, którego parafowanie zostało niejako wymuszone na siatkarce przez Heungkuk i KOVO. Władze federacji zagroziły zawodniczce, że nie pozwolą jej na powrót do Turcji, jeżeli nie zgodzi się na kompromis. Yeon-Koung podpisała porozumienie, dając jednocześnie do zrozumienia, że jest to nieoficjalny dokument i nie chce, by był on gdziekolwiek upubliczniany ani wysyłany. Władze Heungkuk i KOVO nie dotrzymały jednak tego zobowiązania: dokument został wysłany do FIVB bez wiedzy siatkarki i to na jego podstawie została podjęta decyzja federacji. Co ciekawe, początkowo FIVB miała ogłosić, że Koreanka jest wolną zawodniczką i jest zupełnie niezależna od Heungkuk, ale po otrzymaniu porozumienia od KOVO zmieniła zdanie na niekorzyść Koreanki. - Gdy dowiedziałam się o tym, zupełnie osłupiałam. Poczułam się rozczarowana i zdezorientowana - zawodniczka w rozmowie z mediami nie kryła swoich emocji.

Najgorsze w obecnej sytuacji koreańskiej siatkarki jest jej obecny status, a właściwie... jego brak. Heungkuk i Fenerbahce wciąż nie porozumiały się w kwestii nowego kontraktu zawodniczki, co w najgorszym wypadku będzie oznaczało dla niej przymusowy roczny urlop od siatkówki. - Może się zdarzyć tak, że Fenerbahce po prostu przestanie się mną przejmować. Zresztą po tych przeżyciach byłoby mi bardzo trudno wrócić do gry na dobrym poziomie. Jestem rozbita emocjonalnie i rozważałam zakończenie swojej kariery - przyznała szczerze Yeon-Koung, która dodała potem, że w grę nie wchodziła zmiana obywatelstwa: - Nie myślałam o tym, choćby dlatego, że jestem od urodzenia Koreanką i kocham ten kraj. Ale smuci mnie to, że mimo mojego wysiłku w kadrze narodowej rodzima federacja nie była w stanie zrobić dla mnie wszystkiego - azjatycka gwiazda nie szczędziła gorzkich słów.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×