Historia spotkań obu drużyn jest bardzo ciekawa, ale najbardziej w pamięć kibiców zapadło ostatnie spotkanie w Final Four Ligi Mistrzów, w którym obie ekipy walczyły o złoto. Bełchatowianie prowadzili wtedy 2:1 i mieli w górze piłkę meczową, ale ostatecznie przegrali w tie-breaku.
Od samego początku akcje obu zespołów potwierdzały, że będzie to spotkanie walki, w którym nikt nie będzie wstrzymywał ręki w ataku i zagrywce. Pierwszą akcję wygrali bełchatowianie, dzięki czemu mieli skromne prowadzenie, lecz wystarczyły lepsze zagrywki Zenitu, by Skra przegrywała trzema punktami. Polska ekipa robiła co mogła, ale rywale niemiłosiernie wykorzystywali jej błędy i zamieniali kontry na punkty, budując swoją przewagę. Mimo że siatkarze Zenitu nie grali bardzo dobrze, gdyż zdarzały im się choćby niedokładne przyjęcia i proste błędy w ataku, to ich gra była wystarczająca na bełchatowian, którzy nie wykorzystywali nadarzających się szans na kontrataki. Gdy straty wynosiły pięć punktów, Skra pokazała, że nie zamierza oddać tej partii bez walki, skuteczne kontry, a do tego błędy rywali, spowodowały, że różnica wynosiła już tylko jeden punkt (19:18). W tym momencie do głosu znów doszły zepsute ataki i Zenit mógł grać spokojniej (22:18).
Drugi set rozpoczął się bardzo dobrze dla Zenitu, który swobodnie zdobywał kolejne punkty. Stąd przy stanie 5:1 trener Jacek Nawrocki poprosił o czas. Na parkiecie wyróżniał się Matthew Anderson, który oprócz punktów w ataku, dysponował mocną i trudną zagrywką. Bełchatowianie serwowali mocno, ale zawodnicy z Kazania przyjmowali "nad siebie", co rekompensowały wystawy Valerio Vermiglio oraz wręcz atomowe ataki. Zenit więc nie odczuwał problemów związanych z serwisem Skry. Kluczem do niwelowania strat okazały się kontry i błędy własne rywali, dzięki którym na tablicy wyników pojawił się remis (14:14). Błędy własne, jeden wręcz szkolny - Wytze Kooistra nie ruszył do prostej piłki, lecącej wolno po ofiarnej obronie Aleksieja Obmoczajewa - zadecydowały o tym, że remis odszedł w niepamięć. W niektórych akcjach Skrze dopisywało szczęście, z jego pomocą w dwóch zagraniach pod rząd odzyskali remis, a w konsekwencji kibice mogli oglądać zaciętą walkę w końcówce. Dwie skuteczne kontry okazały się być na wagę złota, a dosłownie wygranego seta.
Zwycięstwo przekonało trenera Nawrockiego do pozostawienia zmienników w składzie wyjściowym, którzy pojawiali się na parkiecie od połowy poprzedniej odsłony, więc trzeciego seta rozpoczęli Kooistra, Dejan Vincic oraz Yosleyder Cala. Po asie Cali Skra znów stanęła i jednopunktowa strata wzrosła o trzy "oczka" (12:8). W tym fragmencie gry oba zespoły zepsuły dużo zagrywek, przez co pojedynek stracił trochę na tempie, po kilku zepsutych serwisach pod rząd, Kooistra zdecydował się na flota, ale skończyło się to szybką akcją rywali, wykończoną mocnym atakiem. - To nie jest siatkówka! - denerwował się trener Nawrocki podczas czasu na jego żądanie przy stanie 17:12. Czas płynął nieubłaganie, a gra Zenitu nie zachwycała, mimo to bełchatowianie nie byli w stanie niwelować strat. Po akcji przy stanie 19:15 na parkiet upadł Vincić, który po wystawie z rozpędu wszedł na słupek i skręcił staw skokowy, po gwizdku sędziego podbiegli do niego lekarze, a koledzy z drużyny znieśli go z parkietu. Mimo starań bełchatowian, Zenit wygrał tę partię wysoko.
Poza zmianą rozgrywającego, szóstka polskiej drużyny była taka sama jak w poprzedniej odsłonie. Bełchatowianie mieli skromną, bo jednopunktową przewagę, którą jeszcze przed pierwszą przerwą techniczną odebrał im Anderson w świetnej indywidualnej kontrze, gdy najpierw obronił, potem przebiegł pół boiska i skończył atak. Sprytne obicie bloku w wykonaniu Michała Winiarskiego dało Skrze dwupunktowe prowadzenie. Był to dotychczas najbardziej zacięty set. Bełchatowianie grali coraz lepiej, przeważali na boisku, ich zagrywka była bardzo mocna, a ich rywale już nie byli tak groźni w tym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Kluczowym momentem okazał się powrót na boisko po drugiej przerwie technicznej, gdy Skra odskoczyła na 14:18, czym zmusiła Władimira Aleknę do wzięcia czasu. Z akcji na akcję zawodnicy Zenitu tracili wiarę w wygranie tej partii, gdyż ich rywale cały czas grali na równym poziomie.
Tie-breaka otworzyła długa i bardzo zacięta akcja, która zakończyła się punktem dla Zenitu, ale przede wszystkim zapowiadała walkę o zwycięstwo do końca. Dwa asy Cali zmusiły trenera Aleknę do wzięcia czasu (3:4). Bełchatowianie mieli jednopunktowe prowadzenie, ale siatkarze Zenitu cały czas utrzymywali kontaktowy wynik. Zagrywka nie była już atutem rosyjskiej ekipy, co bardzo ułatwiało Skrze rozgrywanie akcji i zdobywanie punktów. Seria udanych kontrataków przy zagrywce Pawła Woickiego mogła okazać się bezcenna w końcowym rozrachunku (8:11). Przy małej pomocy rywali w postaci ich błędów własnych, Skra wygrała tę odsłonę, jak i całe spotkanie.
Zenit Kazań - PGE Skra Bełchatów 2:3 (25:21, 23:25, 25:17, 19:25, 10:15)
Zenit: Anderson, Apalikow, Vermiglio, Siwożelez, Abrosimow, Michajłow, Obmoczajew (libero) oraz Bierieżko, Cheremisin, Kołodinski, Demakow.
Skra: Woicki, Atanasijević, Pliński, Kłos, Wlazły, Winiarski, Zatorski (libero) oraz Vincić, Kooistra, Cala.