Sobotni pojedynek określany był mianem spotkania drużyn po "przejściach". Jeszcze kilka tygodni temu ważyły się losy obu zespołów, a drużyna z Kielc była o krok od zniknięcia z siatkarskiej mapy naszego kraju. Oba kluby wyszły ostatecznie na prostą, ale ich dyspozycja w rozgrywkach PlusLigi była sporą niewiadomą. Potwierdziły to dwie pierwsze serie spotkań, w którym zarówno częstochowianie, jak i ekipa Dariusza Daszkiewicza ponieśli dwie porażki. W trzeciej kolejce przełamali się kielczanie, choć rozmiary zwycięstwa Effectora z pewnością nie odzwierciedlają tego, co działo się na parkiecie.
Kielczanie rozprawili się z rywalami w trzech setach, ale zwłaszcza w dwóch pierwszych partiach długo warunki dyktowali Akademicy. Oba zespoły przeplatały jednak dobre zagrania ze słabymi i w przekroju całego pojedynku zgromadzeni kibice przeżywali istną huśtawkę nastrojów. Lepiej spotkania rozpoczęli częstochowianie, którzy debiutowali w nowej hali na dzielnicy Zawodzie. Podopieczni Marka Kardosa szybko uzyskali czteropunktowe prowadzenie 5:1. Gracze Effectora mozolnie odrabiali straty punkt po punkcie i po autowym ataku Miłosza Hebdy zbliżyli się do gospodarzy już na odległość jednego punktu (12:11). Później znów do głosu doszli częstochowianie, w których szeregach prym wiedli znakomicie radzący sobie na środku siatki Srecko Lisinac oraz Michał Kaczyński, który pojawił się w wyjściowym składzie w roli atakującego. Reprezentant Polski juniorów wspomagał jednak swoich kolegów również w przyjęciu i długo znakomicie wywiązywał się ze swoich zadań. W końcówce Akademikom przypomniały się jednak grzechy z wcześniejszych dwóch spotkań. Częstochowianie nie potrafili postawić kropki nad "i", a szala zwycięstwa przechylała się z jednej na drugą stronę. Ostatnie słowo należało jednak do graczy z Kielc, a emocjonującą końcówkę asem serwisowym zakończył bułgarski przyjmujący, Nikołaj Penczew.
Druga partia miała podobną historię, a w opinii siatkarzy częstochowskiej ekipy kluczowym momentem okazała się kontuzja, której nabawił się weteran i zarazem kapitan Akademików, Dawid Murek. Już na początku drugiej odsłony Murek opuścił plac gry, a na ławce rezerwowych okładał lodem boląca łydkę. - Wygląda na to, że coś się stało. Dopiero w poniedziałek wszystko się okaże. Czułem z każdą minutą, że coś się dzieje i poprosiłem o zmianę - mówił Murek na pomeczowej konferencji prasowej.
Brak kapitana początkowo nie wpłynął na gospodarzy, którzy momentami grali, jak z nut i na drugiej przerwie technicznej prowadzili 16:10 po skutecznym ataku w wykonaniu nowego nabytku zespołu, Adriana Szlubowskiego. Gospodarze jak szybko wypracowali sobie przewagę, tak szybko ją roztrwonili. Chwilę później dwukrotnie zafunkcjonował kielecki blok, w aut zaatakował Miłosz Hebda, a po czasie wziętym przez Marka Kardosa, asa serwisowego dołożył jeszcze Adrian Staszewski. Gdy wydawało się, że swój rytm złapali już przyjezdni, w końcówce o swojej dobrej zagrywce przypomniał sobie Miłosz Hebda. P o dwóch asach serwisowych 21-latka wydawało się, że już nic nie jest w stanie pozbawić gospodarzy zwycięstwa w tym secie. Sytuacja znów zmieniła się jednak, jak w kalejdoskopie. W newralgicznym momencie dwukrotnie na blok nadział się Kaczyński, a piłkę setową skrupulatnie wykorzystał Adrian Staszewski i Effector objął prowadzenie 2:0.
Role odmieniły się w trzecim secie. Tym razem, to gospodarze musieli odrabiać straty, które w pewnym momencie sięgnęły już sześciu punktów (6:12). Częstochowianie postawili wszystko na jedną kartę i przewaga Effectora zaczęła błyskawicznie topnieć. Seria udanych zagrań częstochowian zakończona blokiem Tomaszu Józefackim sprawiła, że na tablicy wyników pojawił się rezultat 18:18, co zwiastowało wielkie emocje w końcówce. Podobnie, jak we wcześniejszych partiach i tym razem, to gracze z Kielc zachowali więcej wyrachowania i cwaniactwa w ostatnich akcjach. Mecz zakończył blok na Miłoszu Hebdzie. - Ten wynik nie oddaje obrazu tego spotkania. Wyszedł zdecydowanie brak doświadczenia z naszej strony, bo w każdym secie mieliśmy przewagę - ubolewa rozgrywający Akademików, Marcin Janusz. - Prawdopodobnie spotkały się dwa najbardziej niedoświadczone zespoły w PlusLidze. U nas na kluczowych pozycjach też występują gracze nieograni. Tym bardziej cieszy to zwycięstwo, bo jechaliśmy tutaj z takim nastawieniem - cieszył się szkoleniowiec ekipy z Kielc, Dariusz Daszkiewicz.
Bezradność rysowała się z kolei na twarzy szkoleniowca Akademików, Marka Kardosa. - To chyba ponad nasze siły, by wygrać choćby jednego seta. To jest niedoświadczony zespół, ale liczba błędów jest porażająca. Zrobiliśmy ponad trzydzieści błędów własnych, co przy grze na przewagi nie może mieć miejsca - wspominał słowacki trener.
Wkręt-met AZS Częstochowa – Effector Kielce 0:3 (27:29, 24:26, 23:25)
[b]Wkręt-met:[/b] Janusz, Murek, Hebda, Kaczyński, Lisinac, Hunek, Bik (libero)oraz Bociek, Marcyniak, Szlubowski, Stelmach.
Effector: Penczew, Kozłowski, Zniszczoł, Danger, Staszewski, Kokociński, Sufa (libero)oraz Pająk, Józefacki, Milczarek.
MVP: Adrian Staszewski (Effector Kielce)