Siatkarskie losy Adriana Stańczaka stanęły niedawno pod ogromnym znakiem zapytania. Częstochowscy działacze po zakończeniu zeszłego sezonu zrezygnowali z usług 25-latka, który zmuszony był szukać nowego pracodawcy. Długo bezskutecznie. Słuch o wychowanku Czarnych Radom praktycznie zaginął i wydawało się, że jego przygoda z siatkówką dobiegła końca. Jak się jednak okazuje, Stańczak występuje obecnie tuż za naszą południową granicą w lidze czeskiej. - Po zakończeniu sezonu prowadziłem kilka rozmów z polskimi klubami, ale żadne nie zakończyły się podpisaniem umowy. Później faktycznie trochę słuch o mnie zaginął. Przez chwilę zajmowałem się zupełnie czymś innym. Serce bolało, ale życie naprawdę jest ciekawe. Nigdy nie wiesz, co czeka na ciebie za rogiem. Tak się złożyło, że w znalezieniu klubu pomogło mi wiele osób, którym chciałbym gorąco podziękować, a w szczególności jednej z nich, bo dzisiaj mogę grać dla drużyny Volleyball Brno i dalej cieszyć się i żyć tym, co kocham. Myślę, że bez tych ludzi moja przygoda z siatkówką już by się zakończyła - nie ukrywa Adrian Stańczak.
Rozgrywki ligi czeskiej, jak zdradza Stańczak, są w połowie amatorskie. Składają się obecnie z dwunastu zespołów, z czego tylko połowa charakteryzuje się w pełni profesjonalną strukturą. - Czeską ligę wyróżnia m.in. styl gry. Zwraca się większą uwagę na technikę poszczególnych elementów. Na dwanaście klubów jest pięć, może sześć profesjonalnych, które chcą walczyć o mistrzostwo. W pozostałych sytuacja wygląda w ten sposób, że część zawodników ma profesjonalne kontrakty, a część uczęszcza normalnie do pracy, a po niej przychodzi na treningi. Oceniając poziom całych rozgrywek mogę powiedzieć, że w meczach między czołowymi klubami można naprawdę zobaczyć ciekawą siatkówkę. Może i próżno szukać w lidze znanych nazwisk, ale zapewniam, że jest tu kilku graczy, których stać na grę na najwyższym poziomie - dodaje Stańczak.
Stańczak nie narzeka na życie u naszych południowych sąsiadów. Docenia przede wszystkim walory samego miasta, które porównuje do Krakowa. - Jak na razie zauważyłem dwie drobne różnice między życiem w Polsce, a życiem w Czechach. Pierwsza to waluta, w której się płaci, a druga, to język, którym się posługujemy. Choć jest sporo słów , które brzmią podobnie, a nawet tak samo, jak w Polsce, to jednak często mają odmienne znaczenie i trzeba uważać. Można potem żałować tego, co się powiedziało. To jest taka drobna przeszkoda, ale powoli zaczynam sobie z nią radzić - podkreśla 25-letni libero. - Brno to miasto, które po Pradze jest największym miastem w Czechach. Wielkością przypomina mi Bydgoszcz, natomiast całą infrastrukturę, czy też wygląd porównałbym do Krakowa, ponieważ jest tutaj bardzo pięknie.
Ekipa z Brna w tym sezonie reprezentuję również ligę czeską na arenie międzynarodowej w rozgrywkach Pucharu Challenge. Klub zagwarantował sobie miejsce w tych rozgrywkach nieco kuchennymi drzwiami. - Zespół w zeszłym sezonie zajął ósme miejsce w lidze, grając młodymi i perspektywicznymi zawodnikami. Teraz drużyna została wzmocniona kilkoma doświadczonymi graczami, mając aspiracje na znacznie wyższą pozycję. Klub postanowił także odkupić od zespołu z Ostrawy miejsce w Pucharze Challenge, w którym to w zeszłym sezonie mogliśmy się cieszyć z chłopakami z AZS-u Częstochowa ze zdobycia pierwszego miejsca. Wiem, że ten wyczyn będzie bardzo ciężki do powtórzenia przez nasz klub, bo dla wielu zawodników, to pierwsze europejskie wojaże, ale mogę zapewnić, że damy z siebie wszystko i będziemy chcieli pokazać się z jak najlepszej strony. Naszym rywalem jest drużyna z Bułgarii, CVC Gabrovo, z którą pierwsze spotkanie przegraliśmy na własnym parkiecie po zaciętej walce 3:1. Wierzymy jednak, że nie będzie to pierwszy i jedyny klub, z którym przyjdzie nam się mierzyć. Wiem, że stać nas na wygrane czterech setów na ich parkiecie - zapewnia były gracz m.in. Jadaru Radom, Płomienia Sosnowiec i Tytanu AZS Częstochowa.
Po wielkich zawirowaniach Stańczak nie potrafi jednoznacznie zadeklarować, czy gra w lidze czeskiej będzie tylko jednorazowym przystankiem w jego karierze. Liczy jednocześnie na to, że w przyszłości znów będą mu dane występy w rozgrywkach PlusLigi. - Każdy zawodnik marzy, by grać jak najlepiej, a przy tym żeby jego drużyna wygrywała. Dziś gram dla zespołu z Brna i mam nadzieję, że uda mi się pomóc temu klubowi na tyle, żeby ludzie, którzy przychodzą na nasze mecze, czy też ci związani z klubem, byli zadowoleni z naszych wyników i aby nadal nas wspierali. Nie ukrywam jednak, że Polska, to magiczne miejsce, o którym można powiedzieć, że jest stworzone do gry w siatkówkę. Zatem, jeśli pojawiłaby się jakaś oferta, to na pewno bardzo mocno bym się nad nią zastanowił - kończy Adrian Stańczak.