Są takie mecze praktycznie w każdej lidze i każdej dyscyplinie, które elektryzują kibiców. Do takich spotkań należą od jakiegoś czasu starcia PGE Skry Bełchatów i Asseco Resovii Rzeszów. W pierwszej rundzie w Hali Podpromie lepsi okazali się gospodarze, ale kilkanaście dni wcześniej po Superpuchar sięgnęła Skra.
Już od dawna na mecz w Hali Energia nie było biletów, w piątek organizatorzy sprzedawali ostatnie wejściówki na miejsca stojące. W wypełnionym do granic możliwości obiekcie stawiły się dwa zespoły, by walczyć o cenne punkty.
W drużynie Skry zabrakło Aleksandra Atanasijevicia, za to po nieobecności w spotkaniu z Tomisem Constanta powrócili Mariusz Wlazły i Karol Kłos, choć nie pojawili się w wyjściowym składzie. Ku uciesze publiczności w "szóstce" Resovii znalazł się Zbigniew Bartman, a nie Jochen Schops.
Bełchatowianie znakomicie rozpoczęli mecz. Od stanu 1:1 wygrali siedem kolejnych punktów, na zagrywce utrzymywał się Michał Winiarski. Po przerwie technicznej Resovia od razu przystąpiła do ataku, udało im się odrobinę zmniejszyć straty, ale Skra utrzymywała bezpieczną przewagę do kolejnej przerwy, prowadząc 16:8.
Po powrocie na parkiet mecz nabrał tempa. Nikola Kovacević umiejętnie przedzierał się przez blok gospodarzy, wśród których powstały nieporozumienia na linii Paweł Woicki - Wytze Kooistra. Holender jednak po chwili skończył efektownie akcję. Na parkiecie pojawili się Mariusz Wlazły, Dante Boninfante, a w Resovii Wojciech Grzyb. Przyjezdni zniwelowali straty do czterech punktów, ale bełchatowianie zdążyli doprowadzić do piłek setowych. Pierwszą obronił Schops, który już wcześniej pojawił się na boisku, dopiero trzeci setbol został wykorzystany po błędzie na zagrywce Paula Lotmana.
Druga partia rozgrywana była praktycznie punkt za punkt. Z obu stron pojawiały się błędy, ale także dobre akcje. Ze strony Resovii najskuteczniejsi byli Kovacević i Schops, dzięki nim przyjezdni dwukrotnie schodzili na przerwy techniczne z prowadzeniem. Wyrównana gra toczyła się do stanu 23:22, wtedy sprawę w swoje ręce wzięli bełchatowianie. Kooistra atakiem ze środka doprowadził do setbola, a chwilę później nie pomylił się Wlazły.
Początek trzeciej partii był bliźniaczo podobny do premierowej. W Skrze dzielił i rządził Konstantin Cupković, dodatkowo doszły błędy własne Resovii i na pierwszej przerwie technicznej na tablicy widniał wynik 8:2. Znów mistrz Polski musiał gonić wynik, udało się to dzięki okresowi lepszej gry Oliega Achrema. Przewaga Skry stopniała do trzech punktów. Bełchatowianie pamiętając o felernym trzecim secie (m.in. z Zaksą czy Effectorem Kielce), nie odpuszczali. Resovia nie mając nic do stracenia, goniła wynik i zmniejszyła straty do jednego punktu! Na zagrywce szalał wówczas Bartman, ale Skra w końcówce ponownie okazała się lepsza, przy piłce meczowej Kooistra zablokował Kovacevicia.
MVP spotkania został Konstantin Cupković.
PGE Skra Bełchatów - Asseco Resovia Rzeszów 3:0 (25:23, 25:22, 25:22)
Skra: Woicki, Pliński, Winiarski, Cupković, Kooistra, Bąkiewicz, Zatorski (libero) oraz Boninfante, Wlazły, Kłos
Resovia: Tichacek, Kosok, Achrem, Bartman, Kovacević, Perłowski, Ignaczak (libero) oraz Dobrowolski, Lotman, Schoeps, Grzyb
Odnośnie Resovi to nie da się wysokiego poziomu trzymać przez całą rundę, w poprzednim sezonie Reska pod koniec łapnęła formę która wcześniej falowała. Czytaj całość