Markowa zagrywka: Atomowe wstrząsy

Zaczęło się niefortunnie, bo od wykupienia miejsca w najwyższej klasie rozgrywkowej. Od tego momentu, co jakiś czas, kibice są faszerowani wstrząsającymi informacjami z sopockiego klubu.

Marek Knopik
Marek Knopik

Klub, który powstał w 2008 roku, za cel stawiał sobie coroczny awans o kolejną klasę rozgrywkową. Wszystko szło zgodnie z planem, aż do momentu feralnego finału play-off o wtedy jeszcze PlusLigę Kobiet. Siatkarki EC Wybrzeże TPS Rumia po przegraniu pierwszych dwóch spotkań, w kolejnych trzech okazały się lepsze od sopocianek i to one wywalczyły awans.

Drużyna z Sopotu wykorzystała jednak problemy finansowe ekipy z Piły i wykupiła sobie miejsce wśród najlepszych w kraju. Na kibiców wykupienie sobie czegoś w sporcie działa jak płachta na byka i tak też było w tym przypadku. Trudno się zresztą komukolwiek dziwić. Przecież sport to rywalizacja a nie handel.

Sprawa zostałaby z czasem zapewne zapomniana, sami włodarze sopockiego klubu zadbali jednak o to, by tak się nie stało. Po znakomitym premierowym sezonie w najwyższej klasie rozgrywkowej, zakończonym zdobyciem wicemistrzostwa Polski, drużyna Atomu Trefl Sopot została przed rozgrywkami 2011/2012 wzmocniona takimi siatkarkami jak Małgorzata Kożuch, Corina Ssuschke-Voigt, Alisha Glass czy Megan Hodge. Efekt piorunujący, bo w kolejnych rozgrywkach Atomówki sięgnęły po złoty medal. Szkoda tylko, że była to zasługa tylko i wyłącznie determinacji i profesjonalizmu sztabu szkoleniowego oraz zawodniczek reprezentujących wtedy klub z Sopotu, bo na pewno nie osób zarządzających Atomem.

W trakcie wspomnianego sezonu, z obozu zespołu z Wybrzeża docierały niepokojące wieści o zaległościach finansowych wobec siatkarek. W kilku przypadkach skończyło się to przedwczesnym wyjazdem zawodniczek z Polski, bądź też, w przypadku Doroty Świeniewicz, przedwczesnym zakończeniem sportowej kariery. Nasza najlepsza zawodniczka sprzed lat "zapewne" marzyła o takim właśnie pożegnaniu z czynnym uprawianiem siatkówki. W grudniu 2011 roku również prezes Konrad Piechocki "zwinął żagle", a wraz z nim klub opuścił Grzegorz Stawinoga.

Nowym prezesem został Tomasz Słodkowski, wstrząsające wieści z Sopotu jednak nie ustały. Po zdobyciu mistrzostwa Polski, zespół Atomu zupełnie się rozpadł. Największe gwiazdy rozjechały się po Europie, a i włoski sztab szkoleniowy zrezygnował z wdychania jodu znad Bałtyku.

Do nowego sezonu drużyna z Sopotu przystąpiła w mocno zmienionym zestawieniu i nie oszukujmy się, był to skład znacznie słabszy od poprzedniego. Budowę nowej potęgi Atomu powierzono trenerowi z ogromnym doświadczeniem i zasługami, Jerzemu Matlakowi. Były selekcjoner naszej kadry, mimo bardzo dobrych wyników, nie nacieszył się długo stanowiskiem trenera Atomówek, bo został pozbawiony pracy ze względu na rosnącą niedyspozycyjność i brak informowania o niej. Tak przynajmniej twierdzi prezes Atomu. Jerzy Matlak jest nieco innego zdania, zaś dla kibiców jest to kolejny wstrząs, którego epicentrum znajduje się w Sopocie.

Życzę tej drużynie jak najlepiej, bo wniosła do naszej ligi sporo ożywienia. Przykro jednak, iż mimo znakomitych wyników sportowych, jesteśmy torpedowani przez negatywne doniesienia z Sopotu. Jest ich zbyt dużo, jak na zaledwie czteroletnie istnienie klubu. Oby kolejny wstrząs nie spowodował tsunami, bo nikt w Polsce nie wybaczy zarządowi Atomu zniszczenia dobra narodowego, jakim bez wątpienia jest sopockie molo.

Marek Knopik

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×