Zaniedbasz, to stracisz - czyli rok 2012 reprezentacji Polski siatkarek

Rok 2012 podsumował nieudane czterolecie reprezentacji Polski. Polek zabrakło na najważniejszej imprezie sportowej świata - igrzyskach olimpijskich w Londynie.

Anna Jawor
Anna Jawor

"Mądrość wyklucza złudzenia"*

Ankara - miejsce szczególne dla polskiej siatkówki. To tu dziewięć lat temu rozbłysł po raz pierwszy blask Złotek. Ekipa Andrzeja Niemczyka, na którą stawiali nieliczni, zadziwiła wszystkich i na tureckiej ziemi wywalczyła nieoczekiwane, a przez to jeszcze mocniej radujące serca kibiców, mistrzostwo Europy.

W maju obecnego roku nasze zawodniczki ponownie wyruszyły do Ankary, tym razem na turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich. Wspomnienia z ME 2003 momentalnie odżyły. Tak jak przed dziewięcioma laty nikt na naszą reprezentację nie liczył. Wokół kadry po raz kolejny było cicho i do prawie ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, czy jakkolwiek telewizja pokaże spotkania Polek. Ze złotego składu drużyny Niemczyka pozostała jedynie Katarzyna Skowrońska-Dolata, która z młodej, nieopierzonej 20-letniej środkowej, potrafiącej za nadmiernie ekspresyjny przypływ radości dostać żółtą kartkę, stała się czołową atakującą na świecie.

Patrząc na ostatnie cztery lata w wykonaniu polskiej reprezentacji nie mieliśmy złudzeń, cud - awans na igrzyska - nie miał prawa się wydarzyć. Tym bardziej, że los przydzielił naszym paniom w grupie same tuzy - Holandię, Rosję i Serbię. A jednak wbrew logice coś niespodziewanego zaczęło się dziać.

Ekipa Alojzego Świderka, grająca w szalenie niekonwencjonalnym zestawieniu z atakującymi w przyjęciu, w pierwszym starciu obnażyła wszystkie słabości Holenderek i wygrała 3:1. Ale to było dopiero preludium. W meczu na potężne zbicia, efektowne bloki i obrony, ale też inteligentne zagrania, a przede wszystkim nerwy, Polki pokonały mistrzynie świata. Pięciosetowa batalia, najlepszy występ naszej drużyny czterolecia zaszokował pewne siebie Rosjanki. Rosyjskie media pisały o koncercie Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty, który zatrzymał drużynę Sbornej. Na koniec, dzięki wspaniałej postawie Anny Werblińskiej, nasze zawodniczki zwyciężyły 3:2 Serbki. Werblińska tym meczem udowodniła jak jest bezcenną siatkarką. Przez cały turniej mniej widoczna w ataku, wykonywała tytaniczną pracę w defensywie. Bez tego jakakolwiek wiktoria nie byłaby możliwa.

Polki z pierwszego miejsca awansowały do półfinału. Wyszły z grupy, choć skazywano je na pożarcie. W półfinale czekały na nie Niemki. Tak, Niemki. Tak samo jak dziewięć lat temu na mistrzostwach Europy. Podopieczne Alojzego Świderka w czterech setach rozprawiły się z rywalkami, doprowadzając Małgorzatę Kożuch do łez. W finale ostatnią naszą przeszkodą na drodze do Londynu były Turczynki, czyli te same przeciwniczki jak na imprezie w Ankarze w 2003 r. Wbrew logice zaczęliśmy mieć złudzenia, że historia się powtórzy i to nasza drużyna narodowa znów będzie najlepsza w Ankarze. A mądrość przecież wyklucza złudzenia...

Nasza reprezentacja do Londynu niestety nie pojechała Nasza reprezentacja do Londynu niestety nie pojechała
"Zaniedbasz, to stracisz"

W hali wypełnionej po brzegi fanatycznymi kibicami tureckiej drużyny nie dało się opanować nerwów. Spotkanie o nikłych walorach artystycznych, obfitowało w zatrważającą liczbę błędów. Nasze zawodniczki prowadziły w pierwszym secie 21:19 i w tym momencie piękny sen został brutalnie przerwany. Zabrzmi to trywialnie, ale Polkom nie wytrzymały głowy. Przyjęcie stawało się niedokładne, ataki nieskuteczne, a obrona dziurawa. W tym wypadku nie można nawet było zrzucić winy na komicznych sędziów liniowych, których chorągiewki pokazywały rzeczywistość alternatywną. Polskie siatkarki całkowicie oddały inicjatywę Turczynkom i poległy 0:3. Upragniony bilet do Londynu powędrował w tureckie ręce.

Może łatwiej przełknęlibyśmy gorycz porażki, gdyby rywalki zagrały wybitnie w tym pojedynku. Ale tak nie było. Proste środki wystarczyły, aby obedrzeć nas z marzeń. U Turczynek zaprocentowało doświadczenie, o którym później wielokrotnie w wywiadach wspominała Katarzyna Skowrońska-Dolata. Rywalki były przyzwyczajone do stresowych sytuacji, zahartowały się w swojej lidze. Występując na co dzień w europejskich potęgach (VakifBank, Eczacibasi, Fenerbahce, etc.) po okiem najlepszych specjalistów w swoim fachu (Ze Roberto, Giovanni Guidetti, Lorenzo Micelli, etc.), walcząc o najwyższe laury w pucharach, wiedziały, jak zareagować w kluczowych momentach. Tego naszym paniom zabrakło, ciągła gra w Orlen Lidze przeciwko tym samym koleżankom, jak widać, to jednak za mało. W bolesny sposób okazało się, że nie można w trakcie jednego turnieju naprawić zaniedbań z całego czterolecia.

"Prawdziwym błędem jest błąd popełnić i nie naprawić go"

Londyn przepadł dla naszej reprezentacji bezpowrotnie. Później co prawda nasza kadra wzięła jeszcze udział w World Grand Prix i Pucharze Jelcyna, ale przez grzeczność lepiej nie wspominać o tych występach... Mijający właśnie rok to przykra lekcja, która nie może zostać zapomniana. Sporo do myślenia mają wszyscy - poczynając od działaczy, przez trenerów wreszcie na zawodniczkach kończąc.

Przed nami kolejny cykl olimpijski. Cztery lata - sporo czasu, aby naprawić wszystkie błędy. W końcu jak mówił Konfucjusz: "Największym powodem do chwały nie jest to, że nigdy nie upadamy, ale to, że potrafimy się po upadku podnieść."

* śródtytuły to cytaty z Konfucjusza

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×