Andrzej Szewiński: Częstochowski klub zawsze był kuźnią talentów

Andrzej Szewiński był jednym z architektów pierwszego w historii mistrzowskiego tytułu zdobytego w 1990 roku przez siatkarzy AZS-u Częstochowa. Wierzy on, że częstochowianie nawiążą do lat świetności.

Andrzej Szewiński był jednym z uczestników pokazowego spotkania, w którym naprzeciw siebie stanęli autorzy największych w historii sukcesów AZS-u Częstochowa. Wystąpił w barwach zespołu z 1990 roku, którym dyrygował Stanisław Gościniak. Szewiński z wielkim sentymentem sięga pamięcią do złotych lat w historii klubu i zauważa, że biało-zieloni mają obecnie możliwości i warunki, aby nawiązać do lat świetności. - Wynik też był ważny w tym meczu. A kto wygrał? AZS. Wszyscy tak naprawdę jesteśmy zwycięzcami. To była sentymentalna podróż do lat dziewięćdziesiątych, kiedy klub osiągał znakomite sukcesy i zdobył sześć tytułów mistrza Polski. Było bardzo fajnie. Nie chodziło nam o to, by wbijać siatkarskie gwoździe, a raczej o kontakt z publicznością. Graliśmy ku pokrzepieniu serc i mam nadzieję, że to będzie też motywacja dla naszych młodych kolegów, którzy teraz grają w tym klubie, aby nawiązali do tych sukcesów i tradycji. W latach dziewięćdziesiątych zdobyliśmy sześć tytułów mistrza kraju i nie było praktycznie sezonu, w którym zespół nie odniósłby jakiegoś sukcesu. Częstochowa była przecież nie tylko duchową, ale i siatkarską stolicą Polski w tamtym okresie. Mamy możliwości, by to kontynuować. Nic tylko czekać na skonstruowanie dobrej drużyny, która będzie walczyła o najwyższe laury - wspomina.

Szewiński może pochwalić się dwoma złotymi medalami mistrzostw Polski w 1990 i 1993 roku. Spełniający się obecnie na scenie politycznej były siatkarz wspomina o wielkich zasługach częstochowskiego klubu dla rozwoju całej siatkówki w naszym kraju. - To były rzeczywiście fajne czasy. Pamiętam, jak wygrywaliśmy srebrny, czy brązowy medal albo zwyciężaliśmy w nie najlepszym stylu, to kibice nie byli zadowoleni i wychodzili z hali z pewnym niesmakiem. Teraz cieszymy się, jak po walce wygramy seta albo przegramy 2:3, bo mamy jakieś punkty. To zależy oczywiście od możliwości drużyny. Trzeba ją mądrze konstruować. Być może wzmocnić i zasilić innymi zawodnikami. Musimy być takim złotym środkiem, czyli połączeniem młodości z rutyną. Ważne, aby młodzi siatkarze pochodzący z Częstochowy, po okresie gry w Norwidzie przechodzili do AZS-u i kontynuowali studia na Politechnice, czy Akademii Jana Długosza. To powinien być taki zamknięty krąg. Częstochowa zawsze była kuźnią talentów. Tutaj przychodziły diamenty, które były szlifowane i później wykupowane przez inne kluby. Mam nadzieję, że w przyszłości ci młodzi i utalentowani gracze będą tutaj zostawać i naprawdę będziemy europejską potęgą - dodaje.

Andrzej Szewiński (z numerem drugim) z sentymentem wspomina lata gry w AZS-ie
Andrzej Szewiński (z numerem drugim) z sentymentem wspomina lata gry w AZS-ie

Na przestrzeni kilkudziesięciu lat siatkówka kompletnie zmieniła swoje oblicze. Szewiński uważa, że niegdyś grano bardziej finezyjnie, a zawodnicy mogli pozwolić sobie na boisku na nutkę fantazji. - Teraz gra jest jeszcze bardziej atletyczna. Przez to, że wszyscy zawodnicy zagrywają obecnie z wyskoku, gra jest mniej finezyjna i uproszczona. Jest kilka elementów, które trzeba doprowadzać do perfekcji. Za naszych czasów już też atakowałem z drugiej linii, a zawodnicy bardzo dobrze zagrywali z wyskoku, ale nie było to taką regułą, jak teraz. W związku z tym, że serwisy nie były tak mocne można było stosować bardziej kombinacyjną grę, a teraz opiera się to wszystko na dobrą sprawę na kilku elementach. Doprowadza się je po prostu do perfekcji - tłumaczy Andrzej Szewiński.

Największe triumfy częstochowianie święcili w murach hali Polonia. Zasłużony obiekt odszedł w cień, a obecnie Akademicy swoje spotkania rozgrywają w nowej, niezwykle nowoczesnej hali. Były reprezentant naszego kraju zwraca również uwagę na przywiązanie do barw klubowych, które niegdyś były świętością. - W hali Polonia czułem się jak w domu. Ponad dziesięć lat grałem w tamtej hali. Wyjechałem na kilka lat za granicę, ale w polskiej ekstraklasie grałem tylko w jednym klubie, którym był AZS Częstochowa. Może akurat jestem bardziej konserwatywny. Teraz zawodnicy przechodzą z jednego klubu do drugiego. Za moich czasów jak patrzyło się na zawodnika, to od razu kojarzyło się go z jednym klubem. Siatkarze bardziej identyfikowali się z klubem. Teraz jeśli człowiek nie patrzy, co dzieje się w okresie transferowym, to nie wie, co się dzieje. Są duże roszady kadrowe. Nie ma takiej identyfikacji na linii zawodnik-klub - narzeka nasz rozmówca.

Szewiński po tym, jak zawiesił buty na kołku, w dalszym ciągu był blisko częstochowskiej siatkówki. Pełnił nawet funkcję prezesa klubu w 2007 roku. Później spróbował swoich sił w polityce i obecnie sprawuje już drugą kadencję funkcję senatora okręgu częstochowskiego. Z tej perspektywy stara się wspierać Akademików. - Pełniąc mandat senatora, zajmując się sportem mam ograniczone instrumenty. Nie mogę finansowo wspierać klubu. Mogę jednak zabiegać o to, aby pozyskiwane były środki np. na takie obiekty, jak hala sportowa. Jest to czynione w miarę skutecznie, bo hala kosztowała 78 milionów złotych. Z tego 27 zostało pozyskane ze środków unijnych, a 20 milionów z ministerstwa. Jest to duże odciążenie dla miasta. W ten sposób mogę pomagać AZS-owi, czy też stowarzyszeniom uprawiającym sport masowy - kończy Andrzej Szewiński.

Dawni bohaterowie Akademików znów w akcji
Dawni bohaterowie Akademików znów w akcji
Źródło artykułu: