Trudne w odbiorze: Konkurencja, ale z głową!

Po lekturze czwartkowego felietonu Marcina Olczyka pozwoliłem sobie na wystukanie na klawiaturze paru zdań solidnej polemiki. Od czasu do czasu lubię prostować ścieżki... myślenia.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Nawet nie podejrzewacie, jak bardzo lubię od czasu do czasu przeczytać pozytywny, optymistyczny i pełen nadziei na przyjemne jutro tekst o polskiej siatkówce. Przyznacie, że w ostatnich latach coraz częściej mamy okazję spotykać takie artykuły, bo naszej ukochanej dyscyplinie coraz lepiej się powodzi, nie tylko w kraju nad Wisłą, ale i na calutkim świecie. Gdzie nie spojrzeć, rozkwitają hale jak maki na polach, rodzą się krzepkie i wysokie dzieci, skore do przebijania piłki przez siatkę, media wszelakiej maści niosą wieść o siatkarskich wyczynach najwyższej próby do milionów polskich rodzin... Przynajmniej tak to lubię sobie wyobrażać. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nawet Polska, zwana czasem mekką światowego volleya, nie jest Arkadią i gdy zdarza się coś, co zaburza wizerunek dyscypliny i jej środowiska, trzeba o tym mówić, pisać i w razie potrzeby piętnować. Innymi słowy, nie mam złudzeń, choć może i szkoda... Tym bardziej jestem czuły na tzw. pisanie z tezą, którego niepokojące objawy wyczułem w felietonie mojego redakcyjnego kolegi. Zwykle nie angażuję się pasjami w gorące polemiki, ale w tym wypadku uznałem, że teraz po prostu muszę wyjawić swój punkt widzenia.

Fundamentalna teza założona przez autora w omawianym tekście brzmi następująco: polska siatkówka ma szanse swoim potencjałem doścignąć, a nawet przegonić Włochy, Rosję i całą Europę, mało tego, już widać tego pierwsze objawy, a skoro kropla drąży skałę... Przyznacie, że założenie jest kapitalne, czemu miałoby się nie ziścić! Sęk w tym, że argumentacja Marcina w kilku miejscach nieprzyjemnie kuleje, mało tego, zdaje się pomijać dużo ważniejsze aspekty tak szeroko ujętego tematu. Ale po kolei, zaczynamy od włoskiej siatkówki, przeżywającej spory kryzys.

Jak podaje portal volleywood.net, ze 145 obcokrajowców grających w męskiej i żeńskiej Serie A1 w tym sezonie ostało się ich jedynie 75, a i to nie jest najgorszy wynik! W ligach hiszpańskich liczba stranieri stopniała z 53 do... 7! Kryzys ekonomiczny mocno się daje we znaki krajom basenu Morza Śródziemnego i nie można zaprzeczyć, że szykują się ciężkie lata dla włoskiej siatkówki. Jeżeli jednak ktokolwiek liczy na to, że polska liga zupełnie zdominuje rozgrywki ligowe z Italii, to (prawie) na pewno nie stanie się to w 2013. Na razie "firmy" pokroju Trentino Volley lub Lube Banca Maceraty to wciąż nieco za wysoka półka, za której aktualnym statusem stoją lata tradycji i profesjonalnych działań, a dobre nawyki tak łatwo nie zanikają w trudnych okresach. Każdy kryzys przecież kiedyś mija, a na fundamentach upadłych potęg coś na pewno się narodzi. Nawet gdyby przywołać problemy finansowe zespołów z Rzymu lub Treviso... a mało mieliśmy u nas zawirowań z warszawską Politechniką, częstochowskim AZS-em, powstałym z martwych Fartem/Effectorem? I czy jedną z głównych pobudek decyzji o zamknięciu lig w obu krajach nie była właśnie finansowa niepewność jutra? Analogicznie w zmaganiach pań, gdzie AZS Metal-Fach Białystok mógł podzielić los upadłej i rozkupywanej Icos Cremy, ale tu na podobieństwach się kończy, bo Orlen Liga jeszcze będzie długo pracowała na tyle sukcesów, ile w ostatnich dekadach wypracowały ich włoskie koleżanki...

Zostawmy Włochy, tu argumentację da się jeszcze obronić, ale skupmy się na akapicie o Rosji, który wprawił mnie w spore zdziwienie. Marcin najpierw rozpisuje się o potędze finansowej Superligi, która pozwala jej klubom na sprowadzanie całego siatkarskiego Olimpu (pełna zgoda), by nagle udowadniać chwianie się w posadach rosyjskiej siatkówki... niepewną przyszłością reprezentacji i brakiem następców gigantów pokroju Siergieja Tietiuchina. Już abstrahuję od tego, że powodem rezygnacji Władimira Alekny z funkcji selekcjonera Sbornej było zmęczenie materiału własnego (problemy z sercem), a nie drużyny, a drugi najstarszy po Tietiuchinie złoty medalista z Londynu, Taras Chtiej, ma 30 lat i chyba jeszcze trochę pogra w, pisząc z rosyjska, waljejboł, podobnie jak jego rzekomo mający "już swoje lata" kompani z reprezentacji. Ale jeśli według mojego redakcyjnego kolegi przepis regulaminu Superligi, mówiący o limicie zagranicznych zawodników w kadrze meczowej (tylko dwóch!) i determinowana tym ograniczeniem polityka kadrowa "blokuje im (młodym rosyjskim siatkarzom - przyp. własny) miejsca w klubach i nie daje szansy zbierania doświadczenia"... Wybaczcie, tego typu retoryka tylko mnie bawi. Spójrzcie na składy drużyn reprezentujących Rosję w męskiej LM, w szerokim składzie znajduje co najmniej 4-5 siatkarzy młodszych od rocznika '91. Co prawda, rzadko kiedy grają nawet w lidze, ale za jakiś czas znajdzie się dla nich miejsce po zasłużonych weteranach, którzy udadzą się na sportową emeryturę. Dzięki Bogu, polskie drużyny również dbają o swój młody narybek, ale nie chcę rozwijać tego tematu, bo mówimy o zgoła czym innym. Krótka piłka: Marcinie, nie tędy droga! Jeżeli za wszelką cenę szukasz dowodów na to, że można w nadchodzącym roku obalić ruskiego giganta, to unikaj takich nieścisłości!

Póki co Rosjanie okupują wszelkie podia i na razie się to nie zmieni Póki co Rosjanie okupują wszelkie podia i na razie się to nie zmieni
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×