Markowa zagrywka: Włoska konsekwencja

Pokonując w miniony weekend Skrę, ekipa Lorenzo Bernardiego zanotowała ósme zwycięstwo z rzędu w PlusLidze. Dla podopiecznych Jacka Nawrockiego była to już szósta porażka w tym sezonie.

Siatkarze Jastrzębskiego Węgla pokonali w 14. kolejce plusligowych zmagań drużynę wielokrotnego mistrza Polski PGE Skrę Bełchatów. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież nawet najlepszym zdarzają się wpadki, zaś górniczy zespół z Jastrzębia do słabeuszy nie należy. Jastrzębianie uczynili to jednak w jaskini lwa, nie tracąc nawet seta. Mało tego. Było to drugie zwycięstwo podopiecznych Lorenzo Bernardiego w Bełchatowie w przeciągu zaledwie tygodnia, bo pod koniec grudnia jastrzębianie wygrali pierwszy mecz ćwierćfinałowy w ramach Pucharu Polski. Jeśli do tego dodamy wygraną śląskiej ekipy w meczu ligowym na własnym parkiecie, to powstanie nam seria wręcz sensacyjna.

Równie okazale prezentuje się znakomita passa zespołu włoskiego szkoleniowca w rozgrywkach ligowych z pozostałymi drużynami, bo zwycięstwo w Bełchatowie było ósmym z rzędu. Efektem takiego przebiegu wydarzeń jest pozycja wicelidera z zaledwie jednopunktową stratą do ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.

Nie wszystko jednak jest tak różowe, jakby się mogło wydawać. Jastrzębianie też mieli problemy i ciągle je mają. Ich gra, nawet w wygrywanych spotkaniach, pozostawiała wiele do życzenia, a i kontuzje nie omijały górniczej ekipy, z poważnym urazem Damiana Wojtaszka na czele. Słaby początek sezonu nie zbił jednak z tropu trenera pochodzącego z Trydentu. Mimo iż do wystaw Simona Tischera można mieć sporo zastrzeżeń, a o niewykorzystanym potencjale Matteo Martino mówi cała Polska, były najlepszy siatkarz na świecie jest konsekwentny do bólu. Poza koniecznymi zmianami spowodowanymi kłopotami zdrowotnymi, stawia na tę samą szóstkę. Żniwo własnych decyzji zaczyna już zbierać, a kto wie, do czego jeszcze będą zdolni zawodnicy Jastrzębskiego Węgla w końcówce play-off.

Zgoła inne nastroje panują w zespole Skry Bełchatów, ale i postawa klubu całkiem odmienna. Nie chodzi zresztą wyłącznie o trenera Jacka Nawrockiego, lecz o całokształt działalności, że się tak wyrażę. Dziurę po Bartoszu Kurku na przyjęciu postanowiono wypełnić Mariuszem Wlazłym. Tym sposobem "rozwalono" dwie pozycje, bo w ataku tego znakomitego siatkarza jednak brakuje, zaś w przyjęciu potrzebuje on pomocy. Szkoda, bo wystarczyło sprowadzić klasowego przyjmującego. Przecież PGE pieniędzy raczej nie brakuje, a przynajmniej nie brakowało.

Kolejny brak jakiegokolwiek pomysłu dotyczy rozgrywającego. O tym, że schorowany Dejan Vincić nie jest "sypaczem" na miarę wielokrotnego mistrza Polski wiedzieli prawie wszyscy, prócz włodarzy Skry, niestety. Do błędu się przyznano, tyle, że w momencie, kiedy Skra złapała dobry poziom gry i zaczęła wygrywać w lidze z Pawłem Woickim w roli głównego reżysera. Sprowadzony Dante Boninfante zakłócił porządek w ekipie w środku sezonu i do dnia dzisiejszego nie potrafi znaleźć wspólnego języka z atakującymi. Pokazał to wspomniany mecz ligowy z jastrzębianami. Trzeci set, którego znaczną część rozgrywał Woicki, był zdecydowanie najlepszy w wykonaniu bełchatowian.

Spotkanie to było zresztą demonstracją niekonsekwencji szkoleniowca Skry. Dobrze spisujący się w tym sezonie Wytze Kooistra, parkietu "powąchał" w samej końcówce, zaś Mariusz Wlazły powrócił w nim do roli atakującego. Sześć porażek w 14 meczach PlusLigi dziwić zatem nie może, bo nasza liga jest przecież coraz silniejsza.

Lorenzo Bernardi jest dopiero na początku kariery trenerskiej i, jak sam mówi, uczy się każdego dnia. Konsekwencji jednak już dziś można się uczyć od niego, bo to rzecz święta. Dlatego też w najbliższą środę, w meczu rewanżowym o awans do turnieju finałowego o Puchar Polski, to Jastrzębski Węgiel będzie faworytem, co jeszcze kilkanaście tygodni temu wydawało się być nie do pomyślenia.

Marek Knopik

Źródło artykułu: