Klaudia Kaczorowska meczu zamykającego przedostatnią kolejkę sezonu zasadniczego Orlen Ligi nie rozpoczęła w wyjściowym składzie. W obliczu mocnego otwarcia łodzianek szybko jednak musiała wejść na boisko i wspomóc koleżanki - Od samego początku podeszłyśmy do tego spotkania zbyt nerwowo. Za bardzo chyba chciałyśmy i widać to było w przyjęciu, niekończonych atakach i niepotrzebnych błędach własnych - wyjaśnia gorszy początek meczu w wykonaniu swoich koleżanek 25-letnia siatkarka.
Budowlani Łódź rozegrali w poniedziałek bardzo dobre spotkanie. Tego wieczoru wiele czynników przemawiało na ich korzyść. Kaczorowska przyznaje, że jej zespół potrzebował sporo czasu, żeby dostosować się do warunków podyktowanych przez gospodarzy. - Trochę się to z czasem uspokoiło, ale wiadomo, to jest ogromna hala, niby podobnie jak u nas, jednak sala sali nierówna, a tu grało się naprawdę ciężko. Jak zespół gra u siebie dobrze zagrywką to ciężko jest mu się przeciwstawić. My później też zaczęłyśmy zagrywać lepiej niż w pierwszym secie i to się opłaciło. Wydaje mi się, że z jednej i drugiej strony zagrywka miała olbrzymie znaczenie - zaznacza przyjmująca Atomu Trefla Sopot.
Ostatecznie komplet punktów wywalczyły jednak wciąż aktualne mistrzynie Polski. Spory w tym udział Kaczorowskiej, która zdaje się doskonale wiedzieć, dlaczego to jej zespół schodził z parkietu opromieniony wygraną. - O naszym zwycięstwie zadecydowało według mnie kilka czynników: cierpliwość, ograniczenie błędów własnych i konsekwentna gra w bloku - wyjaśnia zawodniczka, która w meczu z Budowlanymi zdobyła w sumie 11 punktów, z czego właśnie pięć zatrzymując rywalki na siatce.