Gdy w ubiegłym roku nowemu libero Jastrzębskiego Węgla przydarzyła się kontuzja, trener Lorenzo Bernardi stanął przed bardzo trudnym wyborem. W rolę Damiana Wojtaszka próbowali się wcielić Radosław Zbierski oraz Matteo Martino. Najwięcej pożytku przyniosła dyspozycja młodziutkiego zawodnika, Jakuba Popiwczaka. Kibice ze Śląska odetchnęli z ulgą dopiero w grudniu, gdy po ponad miesięcznej przerwie, nowy libero mógł wreszcie wyjść w pierwszej szóstce.
Niestety, powrót nie obył się bez dramatycznych momentów. W spotkaniu I rundy zmagań o Puchar Polski, po jednej z akcji, Wojtaszek musiał opuścić boisko z grymasem bólu na twarzy. Na szczęście okazało się, że to nic groźnego i siatkarza urodzonego w Miliczu możemy obserwować w meczach o mistrzostwo kraju. - Po powrocie staram się cały czas grać z ręką oklejoną specjalną taśmą, nie chcę jeszcze ryzykować gry bez niej, gdyż czekają nas najważniejsze mecze. Na treningach staram się już ją lżej owijać. Jednak przed nami istotne rozstrzygnięcia w fazie play-off, dlatego wciąż występuję z zabezpieczającym opatrunkiem, gdyż nie wiadomo co może się wydarzyć - zaznacza jastrzębski libero.
W minionym tygodniu podopieczni włoskiego szkoleniowca mieli bardzo napięty terminarz. W poniedziałek mierzyli się z zespołem z Częstochowy, a w weekend z Effectorem Kielce. - Po rundzie zasadniczej brakowało nam trochę czasu na odpoczynek. Jednak tak zadecydowano i musieliśmy się temu podporządkować. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na regenerację, na szczęście teraz mamy parę dni odpoczynku przed meczem w Kielcach - przyznaje Wojtaszek. - Gramy z dnia na dzień, więc trzeba każdą wolną chwilę wykorzystać do maksimum. Rozciąganie, odpoczynek i sen. Potem już tylko wyjść na boisko i grać - kończy były siatkarz AZS Politechniki Warszawskiej.