Ta trudna sytuacja tylko nas zahartowała - rozmowa z Łukaszem Żygadłą, rozgrywającym Fakieła cz. I

Rozgrywający reprezentacji Polski i Fakieła Nowy Urengoj, Łukasz Żygadło, w I części rozmowy z portalem SportoweFakty.pl opowiedział o swoim nowym zespole oraz o grze w lidze rosyjskiej.

Tomasz Rosiński: Wrócił pan po 5 latach ponownie do Superligi. Co się zmieniło w lidze rosyjskiej od tamtego czasu, kiedy występował pan jeszcze w barwach Dynama-Jantar Kalinigrad?

Łukasz Żygadło: Z tego, co widzę, to sporo się zmieniło. Sama Rosja od 2007 roku bardzo się rozwinęła. Widać duże inwestycje w budownictwo, transport, komunikację, nie tylko w Moskwie, ale również w innych dużych miastach. Oczywiście rosyjska liga również przeszła transformację - stała się w pełni profesjonalna, jeśli chodzi o organizację, przygotowanie i oprawę meczów. O mistrzostwo kraju gra 14 drużyn rosyjskich, jedna ukraińska i białoruska. Faza zasadnicza podzielona jest na dwie grupy, czerwoną i niebieską. System tej fazy rozgrywek ustawiony jest w ten sposób, że zespoły z każdej grupy grają tradycyjnie między sobą w domu i na wyjeździe z tym, że co drugą kolejkę rozgrywany jest mecz z zespołem z drugiej grupy.

Chyba największym problemem gry w Rosji są częste i dalekie loty. Czy są jeszcze jakieś niedogodności związane z grą w lidze rosyjskiej?

- Jeśli chodzi o dalekie przeloty to zespół, w którym występuję, jest pod tym względem rekordzistą. Do tej pory tylko na mecze, w których byliśmy gospodarzami, przelecieliśmy ponad 50 tysięcy kilometrów, czyli okrążyliśmy już ziemię dookoła z dziesięcioma tysiącami kilometrów zapasu. Również temperatury nie należą do najprzyjemniejszych, i tak znowu Urengoj jest na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o najniższą temperaturę, która była podczas meczu z Uralem Ufa, a mianowicie minus 43 stopnie Celsjusza. Wart odnotowania jest również fakt, że w Urengoju jest rozrzedzone powietrze przypominające to, jakie możemy spotkać w wysokich górach, zawartość tlenu jest mniejsza, a mecze są ekstra wymagające. Dochodzą do tego jeszcze zmiany czasu, więc śmiało możemy powiedzieć, że gram w klubie "Iron Men Fakieł Volley", więc jak widać liga rosyjska nie tylko ze względu na wysoki poziom sportowy jest wymagająca.

Wydaje się, że ma pan szczęście do włoskich szkoleniowców, bo najpierw postawił na pana w kadrze Andrea Anastasi, a teraz ma pan okazję pracować z Ferdinando De Giorgim.

- Jeśli chodzi o trenera klubowego, to razem decydowaliśmy się na przejście do drużyny z Urengoju i od jego przejścia warunkowałem podpisanie kontraktu z obecnym klubem.

Łukasz Żygadło chce powalczyć z Fakiełem Nowy Urengoj o awans do europejskich pucharów / fot: fakelvolley.com
Łukasz Żygadło chce powalczyć z Fakiełem Nowy Urengoj o awans do europejskich pucharów / fot: fakelvolley.com

Czy po skończeniu 30 lat nauczył się pan czegoś nowego od wcześniej wspomnianych trenerów?

- Myślę, że nie tylko od tych dwóch trenerów można się czegoś nauczyć czy dowiedzieć. Wymiana doświadczeń życiowych zawsze dużo daje. De Giorgi był trenerem Maceraty i graliśmy przeciwko sobie mecze w lidze włoskiej. Wtedy po przeciwnej stronie siatki. Teraz stoimy po jednej stronie siatki, w zupełnie innej lidze, z inną mentalnością zawodników. Ja mówię po rosyjsku, znam Rosję, dla Ferdinando jest to pierwszy rok doświadczenia tutaj. Życie ewoluuje, siatkówka też. Dla niego, jako trenera, i dla mnie, jako rozgrywającego, najważniejsze jest wydobycie jak najlepszej gry naszego zespołu, i myślę, że w tym momencie jest więcej pracy z nową grupa ludzi. W naturalny sposób rzeczy wszyscy się od siebie czegoś uczymy. Zarówno Anastasi i De Giorgi wygrali wiele, czy to jako zawodnicy, czy trenerzy, bądź w jednym i w drugim przypadku. Sama rozmowa z nimi o siatkówce, życiu, sporcie, poszerza horyzonty oraz pozwala spojrzeć na wiele aspektów siatkówki z innej perspektywy.

Jak pan porówna treningi i metody szkoleniowe Radostina Stojczewa, z którym pracował pan przez 4 sezony, z włoską myślą szkoleniową?

- W samym treningu siatkarskim te różnice powoli się zacierają. Każdy trener ma oczywiście swoją wizję budowania i trenowania drużyny, a także rzeczy, na które kładzie większy lub mniejszy nacisk. Co mogę powiedzieć o "Rado" to, że bardzo dobrze dobierał sobie zawodników i współpracowników, a później, co kojarzy mi się z książką biograficzną Steva Jobsa, zakrzywiał rzeczywistość, wymagając niekiedy rzeczy niemożliwych, które po kilku tygodniach lub miesiącach ciężkiej pracy okazywały się realne do uzyskania. Radostin zawsze stawia poprzeczkę bardzo, bardzo wysoko, co zmusza zawodnika do ciągłej pracy o utrzymanie wysokiego poziomu dyspozycji, która staje się standardem.

Chyba szybko zaaklimatyzował się pan w Rosji i znalazł wspólny język z kolegami z nowej ekipy, gdyż od początku sezonu rosyjskie media pozytywnie oceniają pana występy. Czy obecnie prezentuje pan swoją optymalną dyspozycję czy są jeszcze rezerwy?

- Jak dla starego globtrotera aklimatyzacja nie jest dla mnie trudną sprawą. Poznałem mentalność Rosjan i ich język grając sześć lat temu w Kaliningradzie. To doświadczenie było mi bardzo pomocne zaczynając przygotowania z Fakiełem. Dla rozgrywającego pociągnięcie drużyny we właściwym kierunku jest bardzo ważne. Z tego powodu skróciłem nawet swoje wakacje i przyjechałem na obóz przed sezonem, żeby szybciej poznać mój nowy zespół. Szybko wkomponowałem się w drużynę wiedząc, że jest to niezbędne, aby dobrze zacząć sezon. Myślę, że ważniejszą rzeczą od optymalnej dyspozycji, jest nauczenie się utrzymywania dobrego, wysokiego poziomu gry, nawet jak nie czuje się świeżości. Ta umiejętność jest bardzo ważna grając w Rosji.

Fakieł po osiemnastu kolejkach ma na swoim koncie 9 zwycięstw i 9 porażek, a mimo to jesteście wiceliderem grupy czerwonej, tuż za niepokonaną od 12 spotkań Guberniją. Czy w klubie są zadowoleni z waszych dotychczasowych rezultatów?

- Mój klub od początku sezonu zmaga się z najważniejszym problemem, którym jest brak uzyskania zgody na grę kubańskiego zawodnika Michaela Sancheza ze strony klubu z Nowosybirska. MVP Pucharu Rosji z zeszłego sezonu, miał być jednym z najsilniejszych punktów naszego zespołu. Do tego poważna kontuzja kolana drugiego przyjmującego i konieczność operacji spowodowała, że przed rozpoczęciem sezonu zostaliśmy bez dwóch podstawowych przyjmujących. Zważywszy na to, że w trakcie sezonu jeszcze jeden z naszych podstawowych środkowych operował kolano, muszę przyznać, że biorę nasze obecne miejsce w czerwonej grupie w ciemno. Myślę, że ta trudna sytuacja od początku sezonu tylko nas zahartowała, spowodowała, że indywidualnie bierzemy na siebie większą odpowiedzialność za drużynę. Często pokazaliśmy, że umiemy wygrać z najlepszymi i ta świadomość pcha naszego ducha drużyny do przodu.

Został postawiony przed sezonem przed wami jakiś konkretny cel?

- Cel jaki został przed nami postawiony przed sezonem to awans do europejskich pucharów, który daje nam zajęcie minimum 5. miejsca w rozgrywkach ligowych.

 Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Komentarze (0)