Tomasz Pieślak: Co sądzisz na temat przegranego meczu z Wkręt-metem Częstochowa?
Guillermo Hernan: Nie był to dobry mecz w naszym wykonaniu. Przegraliśmy w fatalnym stylu. W trakcie całego sezonu nasza gra różnie się kształtowała. Kiedy do drużyny dołączył Piotr Gruszka, potrafiliśmy grać na wysokim poziomie i wygrywać. Trzy tygodnie przerwy, które dzieliły nas od fazy zasadniczej, okazały się dla nas niekorzystne. Teraz musimy popracować nad tym, by pozbyć się naszych problemów i wrócić do tego poziomu, który prezentowaliśmy w ostatnich meczach.
Trzeci set, zakończony przegraną do 14 był zdecydowanie najgorszy…
- Masz rację. Można nawet powiedzieć, że to był najgorszy set, w najgorszym meczu sezonu. Na pewno szkoda, jeśli tak się dzieje w bezpośredniej walce o dziewiąte miejsce. Po wygranym drugim secie mogło się wydawać, że "pójdziemy za ciosem". W tym okresie dosłownie nic nam nie wychodziło.
Czy sądzisz, że trzy tygodnie przerwy to główna przyczyna waszej gorszej postawy?
- Na pewno przerwa w rozgrywkach nieco nas rozkojarzyła. Oczywiście w tym czasie intensywnie trenowaliśmy i doskonaliliśmy swoje umiejętności, lecz zostaliśmy wybici z normalnego rytmu gry. Jeżeli gra się regularnie, powoduje to zwiększoną koncentrację. Z pewnością dzisiaj jej zabrakło. Kolejny mecz przeciwko Wkręt-metowi Częstochowa zagramy za tydzień. Mam nadzieję, że wtedy odzyskamy naszą dobrą formę.
Obserwując waszą grę nie mogłem oprzeć się skojarzeniom, że przed kilkoma tygodniami widziałem zupełnie inną drużynę. Pozostały jedynie nazwiska.
- Zapewniam cię, że nadal jest to ta sama drużyna. Podczas tygodnia, który dzieli nas do kolejnego meczu będziemy z trenerem pracowali nad wypracowaniem sposobu powrotu do tego, co kibice widzieli wcześniej podczas meczów z Jastrzębskim Węglem, czy ZAKSĄ. Na pewno nie poddamy się w walce o dziewiąte miejsce.
Czy zatem sądzisz, że przyczyny gorszej gry tkwią w waszych głowach?
- Na pewno tutaj tkwi problem, bo technicznie i kondycyjnie zawsze jesteśmy dobrze przygotowani. Czasami podczas meczów mamy problemy z uwidocznieniem tego, co pokazujemy na treningach. Ten temat był już kilkakrotnie poruszany.
Siła i precyzja ataku w czasie tego meczu znacznie osłabły…
- Podczas meczu miałem problemy z rozgrywaniem piłek do poszczególnych zawodników. Widziałem, że wiele ataków nie było skończonych. W trakcie gry trener próbował różnych ustawień, zmieniał atakujących, ale nie było wśród nas kogoś, kto mógłby wziąć ciężar gry na siebie. Trzeba tu jednak dodać, że częstochowianie zagrali bardzo dobrze w obronie.
Sezon nieuchronnie zbliża się do końca. Jak go oceniasz?
- Nie żałuję go. Drużyna była kształtowana niemalże od podstaw. Gdy myślę o tym, jakiego dokonaliśmy postępu, jestem pewien realizacji dalekowzrocznych planów trenera Radosława Panasa. To będzie procentowało w kolejnych latach. Mimo kontuzji Metodiego Ananiewa na początku sezonu, potrafiliśmy się odbudować i zagrozić najsilniejszym przeciwnikom. Zabrakło stabilności formy podczas całego sezonu, dlatego walczymy w play-out, a nie play-off.
Porozmawiajmy zatem o przyszłości. Czy w kolejnym sezonie również zagrasz w Indykpolu AZS Olsztyn?
-To zależy od wielu czynników, a przede wszystkim od woli trenera. Jeśli będzie taka potrzeba, na pewno zostanę. Czuję silną więź z Olsztynem, drużyną i publicznością, która nas dopinguje. Tak jak powiedziałem przed chwilą, ten zespół ma przed sobą wielką przyszłość. Chciałbym być jej elementem. Na razie jednak chciałbym skupić się na bliższej przyszłości, czyli nad poprawą naszej gry i wygraniu następnego meczu w Częstochowie.