Sympatycy ZAKSY Kędzierzyn-Koźle już nie mogą się doczekać najbliższego weekendu. W dalekim Omsku na Syberii ich zespół będzie walczył o miano najlepszej drużyny Europy z Zenitem Kazań, Bre Banca Lannutti Cuneo i Lokomotiwem Nowosybirsk. Ekipa Daniela Castellaniego w przekonujący sposób awansowała do turnieju finałowego tegorocznej Ligi Mistrzów, osiągając taki wynik po raz trzeci w swojej historii. Czy kędzierzynian stać na jeszcze więcej niż przed laty?
Do Omska przez Włochy, Francję, Serbię...
Udział ZAKSY w rozgrywkach jako brązowego medalisty PlusLigi ubiegłego sezonu był możliwy dzięki "dzikiej karcie" przyznanej przez CEV. Skład jej grupy oceniony został jako stosunkowo trudny, bo trafił im się (zresztą drugi rok z rzędu) hegemon europejskich parkietów, włoski Itas Diatec Trentino, mistrz Francji Tours VB oraz Crvena Zvezda Belgrad. Awans do rundy pucharowej rozstrzygał się praktycznie do ostatniego meczu.
Wszystko dlatego, że w powiększonych od tego sezonu rozgrywkach z grup nie wychodził komplet zespołów z drugich miejsc. Kędzierzynianom nie udała się sztuka z poprzedniego roku, kiedy pokonali na wyjeździe podopiecznych Radostina Stojczewa. Tym razem w dwumeczu z Włochami udało się ugrać ledwie seta i szans na I miejsce nie było. Trzeba było walczyć o dobry bilans punktów. Podopieczni Castellaniego czterokrotnie pokazali swoją wyższość nad dwiema pozostałymi ekipami, a w decydującym meczu przed Świętami Bożego Narodzenie w Tours ZAKSA wygrała 3:1. Można było się cieszyć z udziału w gronie 12 najlepszych zespołów Europy.
...a potem Belgię i Turcję
Tym razem w losowaniu dopisało ZAKSIE nieco szczęścia. Belgijskie Noliko Maaseik z kompletem zwycięstw wygrało swoją grupę, ale mimo wszystko ZAKSA mogła przecież trafić na któryś z włoskich, czy rosyjskich gwiazdorskich teamów. A jednak podopieczni Vitala Heynena sprawili kędzierzynianom sporo problemów. W swojej hali udało się wygrać 3:0, ale dwa ostatnie sety to była istna wymiana ciosów. Ten mecz był ostrzeżeniem, że we Flandrii będzie jeszcze trudniej i tak było. Ostatecznie obyło się bez "złotego seta", ale ZAKSA przegrywała już 1:2, a czwartego seta wygrała 33:31. Kiedy więc w tie-breaku atakujący Antonin Rouzier przy stanie 14:13 zaserwował asa, sympatycy polskiej ekipy mogli odetchnąć z ulgą.
W następnej rundzie przyszło się zmierzyć z Arkasem Izmir. Była okazja do wyrównania rachunków, bo to właśnie Turcy sezon wcześniej zakończyli przygodę ZAKSY w Lidze Mistrzów. W tym roku zaś w spektakularny sposób odprawili z kwitkiem Skrę Bełchatów. Ciężko było już w pierwszym meczu w hali Azoty. Swoją grą straszył Kolumbijczyk Liberman Agamez, ale ZAKSA miała swojego lidera w osobie Felipe Fontelesa. Udało się wydrzeć zwycięstwo w pięciu setach. Rewanż i ewentualny "złoty set" w Izmirze budziły niepokój ze względu na fanatycznych kibiców i stronniczych sędziów, ale… poszło łatwiej niż w Kędzierzynie. Agameza udało się zneutralizować, a znakomite zawody rozegrał Antonin Rouzier. Po czterech setach można było odprawić taniec radości. ZAKSA w Final Four Ligi Mistrzów znalazła się po raz trzeci. Zastanawiając się nad jej szansami, nie sposób nie zwrócić uwagi, że prawie każdy jej występ był lepszy od poprzedniego.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
[nextpage]
Historia, czyli Okrąglak, pociąg i seria Musielaka
Kędzierzynianie zadebiutowali w elitarnych rozgrywkach jeszcze pod szyldem Mostostalu w sezonie 1998/1999. Ten występ można określić jako "przedbiegi", bo ówcześni podopieczni trenera Jana Sucha wygrali zaledwie dwa mecze w grupie, ponosząc sześć porażek. Nie awansowali dalej, ale już w kolejnym występie ta sztuka się udała. Było to dwa lata później. W sezonie 2000/2001 Mostostal Waldemara Wspaniałego uległ w ćwierćfinale włoskiemu Sisley'owi Treviso.
I znów następna edycja to kolejny krok naprzód. Rok później mistrzowie Polski już wygrali swoją grupę, gdzie za rywali mieli Olympiakos Pireus, Levski Sofia i Aon hotVolleys Wiedeń. W 1/4 finału trafił im się za rywala niemiecki VfB Friedrichshafen. Było nerwowo, a nawet dramatycznie. Trzeba było liczyć małe punkty, a potem można już było odbyć triumfalny "pociąg" wokół boiska opolskiego Okrąglaka. Zespół po raz pierwszy w historii awansował do Final Four Ligi Mistrzów. Opolski turniej nie przyniósł kędzierzynianom sukcesu, ale mecz półfinałowy z Olympiakosem, w którego szeregach grały takie sławy jak Lloy Ball, czy Andrej Kravarik, przeszedł do historii z uwagi na słynną serię zagrywek Rafała Musielaka przy stanie 24:18 dla Greków.
Co się nie udało w roku 2002, powiodło się rok później i to był jak dotąd największy sukces zespołu z Opolszczyzny. Po ponownym wygraniu grupy (Łużniki Moskwa, Bre Banca Lannutti Cuneo, Telecom Malaga), udało się następnie przejść Noliko Maaseik. W ten sposób drugi rok z rzędu Mostostal znalazł się w ścisłej elicie europejskich klubów. Turniej finałowy w Mediolanie przyniósł wreszcie upragniony medal. W półfinale lepsza okazała się wprawdzie Casa Modena, ale mecz o trzecie miejsce był popisem kędzierzynian prowadzonych przez Sebastiana Świderskiego i Pawła Papke. Świderski uhonorowany został dodatkowo dwiema nagrodami indywidualnymi.
Lata posuchy i powrót do elity
Rok 2003 był końcem hegemonii Mostostalu na krajowych parkietach, co odbiło się i na Lidze Mistrzów. Sezon 2003/2004 kędzierzynianie zakończyli na ostatnim miejscu w grupie i musieli czekać siedem lat, zanim ponownie zawitali do tych rozgrywek. W międzyczasie dwukrotnie zagrali w Pucharze CEV. W sezonie 2009/2010 przeszli trzy rundy, by ulec w ćwierćfinale Coprze Piacenza. Rok później pojawił się wreszcie sukces. ZAKSA dotarła aż do finału, ale tu znów na drodze stanęli Włosi, tym razem z Treviso. Udało się pokonać ich na wyjeździe, ale doświadczenie wzięło górę w Kędzierzynie i Sisley wygrał mecz oraz "złotego seta".
Ubiegły sezon wreszcie zaowocował ponownym występem w Lidze Mistrzów. ZAKSA zaczęła obiecująco, bo w grupie pokonała Itas Diatec Trentino i to na wyjeździe. Apetyty na wielki wynik po latach nie zostały jednak zaspokojone. Po wyjściu z grupy z drugiego miejsca ZAKSA szybko zakończyła swoją przygodę, odpadając po dwóch porażkach z Arkasem Izmir. Można się było tłumaczyć problemami zdrowotnymi, ale niedosyt pozostał.
Czy jest szansa na najlepszy wynik w historii?
Zaspokoił go obecny sezon. Upragniony awans do ścisłego grona czterech najlepszych ekip Europy rozbudził nadzieje na ponowną długą dominację kędzierzyńskiego klubu. Zdobycie medalu, czy nawet wygranie omskiego turnieju, byłoby do tego wspaniałym preludium. Nikt jednak nie kryje, że ZAKSA nie pojechała na Syberię w roli faworyta. Tylko dwóch zawodników - Marcin Możdżonek i Piotr Gacek miało okazję grać w takim turnieju. Jest oczywiście jeszcze Świderski, trzykrotny uczestnik Final Four, którego wiedza o pierwszym rywalu, czyli włoskim Cuneo będzie z pewnością nieoceniona. Podobnie jak Rouziera o jednej z gwiazd piemonckiego klubu. Chodzi oczywiście o jego kolegę z reprezentacji Francji, Earvina Ngapetha. Siła zespołu z Italii tkwi w zagrywce i mocnych skrzydłach, bo po stracie Luigiego Mastrangelo środek już tak nie straszy.
Jeśli uda się zastopować Ngapetha, Wouta Wijsmansa i Cwetana Sokołowa, który pod siatką pełni rolę środkowego, a w drugiej linii atakującego, ZAKSA ma szansę na sukces. Dowodzący jej grą Paweł Zagumny potrafi zrobić użytek z dobrego przyjęcia. Zagrywka i gra kombinacyjna to środek do celu, którym jest awans do finału. A w nim… może się zdarzyć dosłownie wszystko.