Robert Prygiel, mimo kryzysu kadrowego w polskiej ekipie, ponownie nie znalazł uznania w oczach argentyńskiego szkoleniowca i obydwa spotkania barażowe z Belgią obejrzy z pozycji kibica. - Ciężko mi oceniać kolegów z reprezentacji. Nie ma mnie z nimi i to znaczy, że jestem słabszy od tych, którzy dostali powołanie - mówi zawodnik, na dwa dni przed rewanżem w Kędzierzynie.
- Belgia to jest tylko Belgia - umówmy się. Komentując pierwszy pojedynek, powiem krótko - gratuluje zwycięstwa, bo to jest najważniejsze - dodaje.
Atakujący Jastrzębskiego Węgla uważa, że nawet jeśli mecz rewanżowy będzie taką samą męczarnią, jak pierwsze spotkanie w Antwerpii, to nieważne - liczy się wyłącznie efekt końcowy. - Kto za rok będzie pamiętał, że zwycięstwo rodziło się w takich bólach? Najważniejsze, żeby reprezentacja Polski grała na mistrzostwach Europy w Turcji.
Robert Prygiel jeszcze całkiem niedawno walczył w biało - czerwonych barwach. Doskonale więc rozumie co siedzi obecnie w głowach siatkarzy. Wie też, że po wyczerpującym turnieju olimpijskim są wypaleni fizycznie i przede wszystkim mentalnie. - Przegrać tak ważny mecz, jak ten z Włochami, w tak newralgicznym momencie turnieju i przy naprawdę dobrej postawie, to musi odcisnąć piętno - podkreśla, tłumacząc słabą postawę kolegów.
Wracając do olimpijskiej rywalizacji, zawodnik przypomina również, że dla niektórych graczy była to ostatnia szansa na odniesienie spektakularnego sukcesu, więc tym bardziej niepowodzenie mogło być dołujące. - Byli po prostu milimetry od półfinału i pewnie do końca życia będą im się śniły ostatnie piłki. Wiem po sobie, że w takim momencie bardzo trudno się odbudować.
Zdaniem Roberta Prygla, na baraże z Belgią w kadrze pozostali najwytrwalsi i należy ich za to docenić. - Niektórzy się złamali, inni doznali urazów. Bardzo szkoda Michała Winiarskiego, Mariusza Wlazłego i Krzyśka Ignaczaka. Nie wiem co stało się z Pawłem Zagumnym. Tak naprawdę przecież, nie ma na świecie zawodnika, który nie cierpi na kontuzję kolan. To jest zawodowa choroba siatkarzy i trzeba do niej przywyknąć.
Potwierdza jednocześnie, że baraże są rozgrywane w najgorszym z możliwych momencie. - Życzę więc chłopakom, żeby pokonali przeciwności losu i zwycięstwem zakończyli sezon reprezentacyjny.
Robert Prygiel jest ambitnym zawodnikiem i gra w reprezentacji zawsze była dla niego istotnym wyróżnieniem. Nigdy nie marudził, był na każde wezwanie i dawał z siebie ile mógł. Twierdzi niestety, że nawet gdyby stanął na uszach, to Raul Lozano i tak nie powoła go do dwunastki. - Dla samego siebie i dla Jastrzębskiego Węgla zrobię jednak wszystko, by grać jak najlepiej, żeby zabić trenerowi ćwieka i skłonić go do refleksji - mówi nieco zasmucony swoją niejasną sytuacją kadrową.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)