W pierwszym meczu w Rzeszowie ZAKSA Kędzierzyn-Koźle gładko przegrała z Asseco Resovią Rzeszów. Co po tym meczu wydarzyło się w ekipie gości? - Padło kilka gorzkich słów i ze strony trenera i między zawodnikami. Jesteśmy jednak na tyle doświadczonym zespołem, że potrafiliśmy się pozbierać i wrócić w wielkim stylu - wyjawił Grzegorz Pilarz.
Kibice w Kędzierzynie-Koźlu na trofeum dla swojego klubu czekali do tego sezonu, do turnieju finałowego Pucharu Polski, w którym kędzierzynianie pokonali także Resovię. Ostatnie mistrzostwo Polski zdobyli oni w sezonie 2002/2003, a konkretnie drużyna występująca wtedy pod szyldem Mostostal Azoty: - To było by coś wspaniałego zdobyć podwójną koronę dla Kędzierzyna-Koźla. Nie będzie to jednak proste zadanie. Boisko jest takie samo wszędzie, kibiców u nas będzie pewnie bardzo dużo, tak jak w Rzeszowie. Ci kibice jednak napędzają jedną i drugą drużynę. W tym meczu było to widać w drugim secie, w którym te wszystkie gwizdy dodatkowo nas motywowały. Hala nie będzie miała wielkiego znaczenia. Zadecyduje dyspozycja dnia - powiedział 33-latek.
Wiele czynników przemawia za faktem, że Resoviacy nie wytrzymali presji na nich ciążącej, z czym zgodził się rozgrywający: - Grałem dwa lata w Rzeszowie, wiem jak to środowisko reaguje na sukcesy i porażki. Balonik nadmuchany przez media i samych siatkarzy był olbrzymi. To nie jest tak, że tylko my byliśmy pod ścianą, bo Resovia też musiała wygrać spotkanie żeby zdobyć mistrzostwo Polski. Okazało się, że tak naprawdę to Resovia była pod ścianą.
Po czwartym spotkaniu co do jednej kwestii zdania mogą być podzielone: czy bardziej ZAKSA wygrała mecz, czy Resovia przegrała go w głowach: - Myślę, że zagraliśmy wielkie spotkanie, tak jak w finale Pucharu Polski i w Lidze Mistrzów oprócz turnieju finałowego. Zagraliśmy skuteczniej w polu zagrywki, nie było tyle błędów, a przynosiła ona większe efekty. Przede wszystkim ograniczyliśmy niewymuszone błędy w ataku i zagrywce, a świetnie zagraliśmy w bloku. Nie widziałem statystyk, ale myślę, że bloków było bardzo dużo jak na trzysetowe spotkanie - rozwiewa wątpliwości podopieczny Daniela Castellaniego.
Sytuacja w meczach finałowych zmienia się jak w kalejdoskopie. Z uwagi na miejsce rozegrania ostatniego starcia, to na ZAKSA będzie musiała znosić ciężar gatunkowy piątego meczu finałowego: - Pewnie dziennikarze będą teraz mówili, że faworytem jest ZAKSA. Szansę oceniam 50 na 50. Nasze boisko nie jest żadną przewagą. Wszyscy mówili, że "twierdza Rzeszów" nie padnie, ale padła i to nie pierwszy raz w tym sezonie. To będzie gra nerwów - zobaczymy kto ma je mocniejsze. Ważną rolę odegra też psychika, grałem w wielu spotkaniach jako zawodnik podstawowy i zmiennik i wiem jaka presja ciąży na obydwu zespołach - oznajmił były zawodnik Resovii.
Postawa samego pytanego w tym sezonie może imponować. Pilarz nie kryje radości, z tak wielu możliwości gry: - Dla nas to wspaniały sezon. Miałem okazję grać bardzo dużo, trener mi zaufał wielokrotnie, z czego bardzo się cieszę. Wyniki mówią same za siebie. Możemy żałować tylko występu w Final Four, gdzie medal był na wyciągnięcie ręki - mówił popularny "Pilu" i odważnie zapowiadał - Trzeba umieć postawić ostatni krok. Kolejny cel przed nami. Jestem przekonany, że go zrealizujemy.
Grzegorz Pilarz pytany o pomeczowy incydent z udziałem Rogerio Nogueiry i Zbigniewa Bartmana stanął w obronie swojego kolegi z zespołu: - Nie widziałem tej sytuacji, więc ciężko mi się wypowiadać. Myślę, że Zbyszek Bartman jest zawodnikiem na tyle agresywnym i spontanicznym w swoim zachowaniu, że mógł sprowokować Rogerio Nogueirę, bo to jest spokojny chłopak, ale tak jak mówię, całej sytuacji nie widziałem - zakończył.
Teraz jak z Zaksy odejcie Fonteles czy też Castellani to drużyna będzie dziadzieć ,bo kogo może nowego zastąpić nimi. Czytaj całość