Zespół z Półwyspu Apenińskiego pokazał, że najwyraźniej wyciągnął wnioski z czwartkowej srogiej lekcji i w sobotę Włosi zaprezentowali się na tle jednej z najlepszych ekip Starego Kontynentu z bardzo dobrej strony. Już pierwsza partia pokazała, że pojedynek z Antonvenetą nie będzie dla podopiecznych Daniele Castellaniego spacerkiem. Dzięki dobrej grze lidera zespołu, Lorenzo Perazzolo oraz środkowego bloku, Matiasa Raymaekersa goście z Włoch wyszli na prowadzenie 6:2. Na początku spotkania mistrzowie Polski mieli niezwykle rozregulowane celowniki i z trudem przychodziło im zdobywanie punktów. Błędy w ataku Jakuba Jarosza oraz Dawida Murka były wodą na młyn dla Włochów i do stanu 8:13 na parkiecie dzielili i rządzili goście. Sygnał do odrabiania strat dali jednak Stephane Antiga oraz Jakub Jarosz i po chwili przewaga ekipy z Padwy została zniwelowana. Od stanu 16:15 inicjatywę na placu gry przejęli bełchatowianie, którzy z każdą piłką rozkręcali się i w końcówce postawili "kropkę nad i". Seta atakiem zakończył Antiga.
Począwszy od drugiej odsłony role się jednak odwróciły. Do głosu niespodziewanie doszli Włosi i w drugiej partii wzięli srogi rewanż za pierwszą odsłonę, w której nieco na własne życzenie zaprzepaścili szansę na zwycięstwo. Tradycyjnie "pierwsze skrzypce" grał Perazzolo, który największy postrach wśród bełchatowian siał w zagrywce, odrzucając rywali od siatki. W najważniejszym momencie swoje zrobili także Jiri Kral oraz Robert Kromm, który w ataku kilkakrotnie pokazał pełną gamę swoich możliwości. W końcówce na siatce rywali przypilnował także Raymaekers i po bloku na Antidze w szeregach Włochów zapanował szał radości. Jedenasty zespół ligi włoskiej szybko złapał wiatr w żagle i trzecią partię Padwa rozpoczęła od mocnego uderzenia. Po ataku Kromma i zagrywkach Perazzolo, mistrzowie Polski znaleźli się na kolanach i po bloku na Dawidzie Murku, który w przekroju całego pojedynku przeplatał dobre zagrania ze słabymi, na pierwszej przerwie technicznej Włosi prowadzili 8:2. Bełchatowianie w dalszym ciągu nie mogli znaleźć recepty na fenomenalnie dysponowanego Perazzolo, a kilkakrotnie ze środka dał o sobie znać również rozgrywający Giordano Mattera. Walkę z rywalami próbował nawiązać jedynie Stephane Antiga, jednak wobec braku wsparcia kolegów, na niewiele się to zdało. Seta zakończył zagrywką w siatkę Dawid Murek.
Gdy wydawało się, że spotkanie powoli zmierza ku końcowi, bełchatowianie po raz kolejny pokazali swoją klasę i potwierdzili, że nawet z największych opresji potrafią wychodzić obronną ręką. Czwarta partia długo układała się remisowo, co sprawiło, że w końcówce każde rozstrzygnięcie wchodziło w grę. Więcej zimnej krwi zachowali jednak podopieczni Daniele Castellaniego, którzy grając z nożem na gardle, wykrzesali z siebie maksimum możliwości. W końcówce kluczowym elementem okazała się zagrywka i błędy rywali. Przy stanie 22:19 w ataku pomylił się bowiem Perazzolo i jak się okazało, był to newralgiczny moment tego seta. Po chwili na blok rywali nadział się Kubańczyk Ramon Gato, a triumf mistrzów Polski przypieczętował asem serwisowym wyraźnie rozochocony Jakub Jarosz.
Skra poszła za ciosem i również w piątej partii odniosła zwycięstwo, choć dramaturgia tego seta mogła bez dwóch zdań obdzielić kilka ligowych spotkań. Włosi mogą pluć sobie w brodę, gdyż prowadzili 16:15 i w górze mieli nawet piłkę meczową. Blokiem zatrzymany został jednak Perazzolo, a po chwili w ten sam sposób bełchatowianie zatrzymali Kubańczyka Gato i sytuacja zmieniła się jak w kalejdoskopie. Skra nie zmarnowała już swojej szansy i po chwili mogła cieszyć się z wygranej 18:16 i w całym pojedynku 3:2. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że w grze mistrzów Polski nadal pozostają spore rezerwy i z biegiem czasu postawa Skry nabierać będzie odpowiednich kształtów.
Zdaniem Jakuba Jarosza, który był jednym z najjaśniejszych punktów bełchatowskiego zespołu w tym spotkaniu, słabsza postawa Skry to w głównej mierze efekt ciężkich treningów, które zawodnicy odczuwają w kościach. - Na pewno o takiej a nie innej grze zadecydowało kilka czynników. W czwartek graliśmy we własnej hali. Dodatkowo mamy koniec tygodnia, a trenujemy bardzo ciężko i brakuje świeżości. Cieszy jednak zwycięstwo, bo nie było łatwo. Przegrywaliśmy 1:2, ale udało się wygrać i to cieszy - powiedział przyjmujący.
W niedzielę bełchatowianie na zakończenie memoriału zmierzą się z austriackim Aonhotvolleys Wiedeń, natomiast ekipa z Padwy zagra z Domex Tytan AZS Częstochowa.
PGE Skra Bełchatów - Antonveneta Padwa 3:2 (25:21, 23:25, 20:25, 25:20, 18:16)
PGE Skra Bełchatów: Falasca, Murek, Heikkinen, Antiga, Wnuk, Jarosz, Dłubała (l) oraz Dobrowolski, Frankowski.
Antonveneta: Mattera, Kromm, Raymaekers, Gato, Kral, Perazzolo, Garghella (l) oraz Maniero, Maruotti, De Togni.