Argentyńczycy, którzy pokazali swoją siłę już pierwszym spotkaniu w Wichita, drugą potyczkę z Amerykanami rozpoczęli z wielkim impetem, od prowadzenia 3:0 i 5:1. Gra toczyła się przy tym niezwykle szybko, a po obu stronach siatki nie brakowało błędów - szczególnie tych w przyjęciu i komunikacji. Gości nie powstrzymało to jednak od szybkiej i kombinacyjnej gry, którą w kolejnym meczu kierował Nicolas Uriarte.
Tymczasem mistrzowie olimpijscy z Pekinu, przeżywający niekończące się problemy ze znalezieniem pewnego i stabilnego rozgrywającego, nie mogli zdobyć się na nic więcej, jak tylko prostą, przewidywalną siatkówkę. Jedynym, który z dużą regularnością kończył swoje ataki był Matthew Anderson, ale jego postawa na długo nie mogła wystarczyć.
Albicelestes prezentowali w pierwszej partii zdecydowanie lepszą siatkówkę, ale to, czego trener Javier Weber nie może ich podczas treningu nauczyć, to odporność na stres i spokój w momentach przestoju. Kilka kiepskich decyzji w końcówce seta i Amerykanie mieli nawet szansę na wyrównanie stanu seta. Szansy tej jednak nie wykorzystali i to do gości należało ostatnie słowo.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Niejeden rozgrywający mógłby pozazdrościć Uriarte, jakimi ten dysponuje przy rozdawaniu piłek w ataku. Nie było w zasadzie w zespole z Ameryki Południowej słabych punktów w ataku, bo kończył zarówno atakujący - Ivan Castellani, jak i obaj środkowi i skrzydłowi.
Jednak w okolicach 20. punktu wszystkie prawidłowości, które moglibyśmy przypisać Argentyńczykom, tracą zastosowanie. Mimo prowadzenia 23:20, biało-niebiescy nie zapisali tego seta na swoim koncie. Amerykanie pokonali ich przede wszystkim blokiem (7:3).
Dzięki wygranej, podopieczni Johna Sperawa nabrali nieco więcej pewności siebie i nie dali przeciwnikom tyle swobody, co we wcześniejszych partiach. Na boisku na dłużej został drugi rozgrywający - Kawika Shoji, który prezentował zdecydowanie lepszą postawę od Thorntona.
Zmiana spowodowała, że Amerykanie przypomnieli sobie, jak gra się w siatkówkę. Kontrolowali wydarzenia na boisku i bez większych problemów zwyciężyli do 19.
Nerwowy jak zwykle Javier Weber próbował przywrócić Argentyńczyków do gry z pierwszego seta, ale jego wysiłki spełzły na niczym. Zniknęło gdzieś doskonałe przyjęcie, a amerykański blok nagle okazał się nie do przejścia.
Na drugą przerwę techniczną, przy wyniku 16:12, Albicelestes schodzili ze spuszczonymi głowami. Nie pomógł Luciano De Cecco, któremu do pełni formy sporo jeszcze brakuje. Jednak to kiepska postawa całej drużyny w przeciągu spotkania spowodowała, że goście nie mieli prawa marzyć o zwycięstwie.
Zatrważająca liczba 53 błędów własnych po obu stronach siatki zaważyło na jakości meczu, który do najciekawszych nie należał. Najskuteczniejszym zawodnikiem w drużynie Speraw'a był Anderson (18), zaś wśród Argentyńczyków na wyróżnienie zasługuje Ivan Castellani, zdobywca 17 oczek.
USA - Argentyna 3:1 (22:25, 27:25, 25:19, 25:16)
USA: Anderson, Lee, Troy, Thornton, Muagututia, Smith, Shoji E. (libero) oraz Lotman, Shoji K.
Argentyna: Cestellani, Uriarte, Sole, Pereyra, Crer, Bengolea, Gonzales A. (libero) oraz Bruno, De Cecco, Romanutti, Quiroga
Wszystko o Lidze Światowej