Markowa zagrywka: Widziały gały co brały

Chcieliśmy trenera z najwyższej półki i prezes PZPS takiego nam dał. O co więc tyle krzyku? Anastasi jest uparty, jak każdy Włoch i ma wady, jak każdy z nas, ale ciągle jest znakomitym trenerem.

Po porażkach z Canarinhos w Polsce, a przed spotkaniami z reprezentacją Francji na terenie rywali, byłem pełen optymizmu. Spora grupa kibiców w Polsce miała zapewne podobne odczucia. Wprawdzie w grze biało-czerwonych w inauguracyjnych spotkaniach tegorocznej edycji Ligi Światowej przeciwko podopiecznym Bernardo Rezendego było dużo mankamentów, wydawało się jednak, że dwa tygodnie przerwy zadziałają na naszych siatkarzy, jak lód na stłuczony mięsień.

Tymczasem lód owszem się przyda, lecz raczej na rozgrzane nieudolnością polskich siatkarzy głowy fanów volleya. Kadra Andrei Anastasiego we Francji ponownie zawiodła. Również spokój w organizmie głównodowodzącego został zakłócony. Mirosław Przedpełski wezwał bowiem do siebie włoskiego coacha i pewnie zażąda wyjaśnień i deklaracji.

Zespół reprezentacji Polski jest bez formy i w tej kwestii nie ma się co oszukiwać. Również liczba porażek poniesionych z rzędu może budzić obawy. Będąc obserwatorem sportowych zmagań przez długie lata, wiem jedno: takie rzeczy się zdarzały, zdarzają i zdarzać będą. Tak jak trwają wspaniałe serie bez porażki, tak i niestety przychodzą trudne momenty w postaci braku wygranej. Wszystko się jednak kiedyś kończy, również i te złe "czasy". Trzeba więc spokojnie poczekać, bo słońce nad siatkarzami znad Wisły znów zaświeci. Znacznie bardziej martwi mnie zupełnie inna sprawa. To brak reakcji szkoleniowca na wydarzenia na parkiecie. Tylko czy powinno to kogokolwiek dziwić?

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Powołana została bardzo szeroka kadra na ten sezon, zaś do poszczególnych meczów "Światówki" wybierany jest 12-osobowy skład. Cóż jednak z tego, skoro Anastasi stawia ciągle na tych samych, którzy niestety w chwili obecnej zawodzą. Jakub Jarosz zasygnalizował serwisem, że jest w dobrej dyspozycji. To samo Michał Ruciak, który dodatkowo wzmocniłby przyjęcie biało-czerwonych, lecz w kwadracie dla rezerwowych trudno pomóc partnerom. Andrzej Wrona i Michał Kubiak krótką szansę otrzymali i udowodnili, że godnie potrafią zastąpić tych z "lepszymi" nazwiskami. Nie wspominam już o Pawle Zatorskim, który do Francji nie pojechał, a był naszym najlepszym zawodnikiem w pojedynkach z Brazylijczykami.

Czy właśnie do większej rotacji spróbuje namówić prezes PZPS trenera polskiej kadry? Może tak, lecz szczerze wątpię w powodzenie tej misji, bo Anastasi pochodzi z Italii. Włoska szkoła trenerów jest znana, szanowana i "w cenie" na całym świecie. Wszyscy też wiemy, że jest uparta i nieskora do zbytnich zmian i sposobu prowadzenia drużyn. Udowadniał to Alessandro Chiappini w Atomie, udowadnia również Lorenzo Bernardi w Jastrzębskim Węglu i oczywiście opiekun naszej reprezentacji. Widziały gały co brały - rzec można, więc o co teraz tyle krzyku?

Jedni są od podejmowania decyzji, co Mirosław Przedpełski sumiennie uczynił, wybierając naszej reprezentacji szkoleniowca z najwyższej półki. Przecież wszyscy sobie tego życzyli. Andrea Anastasi ma zaś prowadzić Polaków do sukcesów i mam nadzieję, że po raz kolejny uda mu się to jeszcze w tym sezonie. Ma wady, jak każdy z nas, ale ciągle jest jednym z najlepszych trenerów na świecie.

26 maja 1999 roku w Barcelonie rozegrano finał Ligi Mistrzów w piłce nożnej. Bayern Monachium prowadził od szóstej minuty z Manchesterem United 1:0. Angielski zespół dopiero w doliczonym czasie strzelił dwie bramki i zdobył trofeum . Od tej pory nawet minimalne i tylko matematyczne szanse na końcowy sukces są dla mnie bardzo istotne. Ciągle więc wierzę w wyjazd do Argentyny na finałowy turniej Ligi Światowej i obronę złota. Na podsumowania i wyciąganie konsekwencji przyjdzie czas po zakończeniu sezonu. Póki co - kibicujmy i pomagajmy, bo to przecież nie obca, lecz nasza reprezentacja.

Marek Knopik

Źródło artykułu: