Podopieczni Andrieja Woronkowa nie potrafili rozstrzygnąć pojedynku na swoją korzyść, mimo że prowadzili już 2:0 w setach i 7:2 w tie-breaku.
Przez pierwszą godzinę rywalizacji wszystko znajdowało się pod ich kontrolą. Faworyci dużo lepiej weszli w mecz od swoich rywali. Stabilne przyjęcie pozwalało Siergiejowi Grankinowi na swobodne posyłanie piłek w różne strefy, a jego koledzy bezproblemowo wykańczali kolejne wystawy (6:2). Rosjanie bardzo dobrze spisywali się również w obronie. To dawało im szansę na kolejne kontry, które konsekwentnie zamieniali na punkty. Z każdą akcją Kanadyjczykom coraz mocniej we znaki dawał się przede wszystkim Dmitrij Muserski (15:9).
Gracze Glenna Hoaga zdołali się na chwilę poderwać, przede wszystkim dzięki skutecznej grze Frederica Wintersa oraz Johna Gordona Perrina (19:17). Ich radość szybko zmącił jednak wcześniej niezbyt efektywny Jewgienij Siwożelez. Rosyjski przyjmujący skończył trzy ważne ataki, co pozwoliło jego kolegom na osiągnięcie przewagi będącej dla rywali już nie do odrobienia.
W następnej partii Sbornej udało się odskoczyć dopiero po drugiej przerwie technicznej. Dobrą zmianę po kanadyjskiej stronie dał atakujący Gavin Schmitt, lecz ponadto otrzymywał on spore wsparcie w ofensywie od swoich skrzydłowych. Bohaterem drugiego seta nie został jednak żaden Kanadyjczyk, a Aleksiej Spiridonow. Przeciwnicy kompletnie nie mogli sobie poradzić z zatrzymaniem na siatce krewkiego Rosjanina. W decydującym fragmencie, do jego doskonałej postawy mistrzowie olimpijscy dorzucili swoje "trzy grosze" w bloku i to wystarczyło im na objęcie wysokiego prowadzenia w meczu.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Scenariusz trzeciej odsłony wyglądał podobnie jak poprzedniej, z tą różnicą, że tym razem decydujące przełamanie zanotowali zawodnicy Hoaga. Nieszczęście Rosjan rozpoczęło się od dwóch banalnych pomyłek w przyjęciu Siwożeleza, którego szybującą zagrywką zaskoczył Dustin Schneider (16:18). Od tego momentu swoją ekipę próbował ratować Nikołaj Pawłow, ale jego starania poszły na marne. Ostatnią, bardzo długą i pełną obron akcję dzięki zbiciu Perrina na swoją korzyść zakończyła Kanada, tym samym pozostając w grze o punkty.
Dzielny zespół z Ameryki Północnej poszedł za ciosem, nawet na chwilę nie wyciągając do rywali pomocnej dłoni. Po ich stronie na dobre zaciął się co prawda Schmitt (w połowie seta zmienił go Dallas Soonias), lecz w roli bombardiera doskonale zastąpił go Perrin. Zawodnicy Woronkowa w całym czwartym secie mieli spore problemy ze skuteczną grą na skrzydłach. Kłopoty obu ekip sprawiły, że do stanu 20:20 szła walka cios za cios. W najważniejszym momencie Rosjanie kompletnie jednak stanęli. Proces destrukcji rozpoczął as serwisowy Adama Simaca, a zakończyły go dwa błędy własne najlepszego w szeregach Sbornej Muserskiego.
Porażka w trzeciej i czwartej odsłonie była jednak niczym w porównaniu do kataklizmu, który wydarzył się dla nich w tie-breaku. Decydującą partię Kanadyjczycy rozpoczęli z dużym animuszem w obronie, natomiast kompletnie zatracili skuteczność w ofensywie. Faworyci nie pozostali dłużni, wykorzystując otrzymaną szansę i objęli prowadzenie 7:2.
Tego, co stało się później, nie można racjonalnie wytłumaczyć. Przy tak dużej przewadze kompletnie precyzję pogubił Grankin, a kolejne "czapy" zbierał Spiridonow (7:7). W kluczowym fragmencie piątej partii, 2 punktowe serwisy zaplikował Rosjanom Rudy Verhoeff (10:13). Ta sytuacja ostatecznie podłamała faworytów, którzy już się nie podnieśli i zdołali tylko raz jeszcze odbić się od kanadyjskiego muru.
Rosja - Kanada 2:3 (25:20, 25:21, 23:25, 21:25, 11:15)
Rosja: Apalikow (11 pkt), Grankin, Siwożelez (17), Pawłow (17), Spiridonow (18), Muserski (19), Jerkmakow (libero) oraz Makarow, Aszczew, Michajłow (1), Żylin.
Kanada: Verhoeff (10), Duff (5), Soonias (8), Schneider (3), Winters (11), Perrin (20), Lewis (libero) oraz Howatson, Simac (5), Schmitt (13), Vigrass (1).