Tomasz Rosiński: Jaka była pana reakcja na brak powołania do reprezentacji Polski na mistrzostwa Europy dla swoich podopiecznych: Ignaczaka, Kosoka i Konarskiego? W ogóle brał pan taką sytuację pod uwagę?
Andrzej Kowal: W życiu trzeba się spodziewać wszystkiego. To jest reprezentacja Polski, selekcjoner Anastasi tak wybrał i tyle. Musimy się z tym pogodzić. Z mojego punktu widzenia, trenera klubowego, to jest sytuacja o wiele lepsza. Rozumiem jednak chłopaków, bo dla nich ambicją była gra w mistrzostwach Europy i brak powołania nie tyle negatywnie na nich wpłynął, co podrażnił ich ambicje. Mam nadzieję, że to przełoży się na bardzo dobrą grę w rozgrywkach ligowych. Z drugiej strony się cieszę, że mamy możliwość trenowania w szerszym składzie. Październik jest bardzo intensywnym miesiącem, bo są dwie kolejki Ligi Mistrzów, Superpuchar Polski oraz rozpoczyna się liga. Praktycznie od pierwszego meczu PlusLigi gramy co trzy dni, więc jeśli do dyspozycji mam obecnie szóstkę zawodników z pierwszej drużyny, to jesteśmy się w stanie lepiej przygotować.
Co pan może powiedzieć o transferach dokonanych przez Asseco Resovię Rzeszów?
- Trudno ocenić przed sezonem. Jeśli ktoś mówi, że to jest takie nazwisko a takie, to jest to wróżenie na dobrą sprawę z fusów. Musimy poczekać do pierwszych spotkań, meczów o stawkę. Wtedy będziemy mogli poddać ocenie siatkarzy, którzy przybyli do klubu. W tej chwili transfery możemy oceniać po nazwiskach, a to jest bardzo złudne, gdyż do końca nie wiemy, jak dany zawodnik się wkomponuje w zespół oraz w jaki sposób będzie wpływał na jego charakter. Na pewno trenerzy, jeżeli dokonują roszad, to starają się wymieniać te najsłabsze ogniwa po to, aby zespół był mocniejszy. Konarski, Veres, Drzyzga i Penczew są to zawodnicy o ogromnym potencjale. Jedni są bardziej doświadczeni, zaś inni trochę mniej. Myślę, że są to transfery na plus, ale dopiero liga zweryfikuje jakie są naprawdę.
Zaskoczyliście tym sprowadzeniem Petera Veresa, gdyż zazwyczaj coś się mówi w kuluarach, szczególnie o transferach najlepszej drużyny w kraju. Węgier nie miał zbyt udanego ostatniego sezonu w barwach Dynama Moskwa, a rosyjskie media spekulowały, że trafi do Uralu Ufa.
- Jeśli chodzi o Veresa, to rozmowy z jego menadżerem były już prowadzone, kiedy trenerem Asseco Resovii był Ljubomir Travica. Wiemy, jaki to jest zawodnik. W poprzednim sezonie miał problemy zdrowotne z kręgosłupem. To jest kontuzja często spotykana u siatkarzy, ale problemem był sposób jej leczenia w Rosji, o czym może coś powiedzieć Bartosz Kurek.
Właśnie twierdzi się, że głównie w Zenicie Kazań ta opieka medyczna jest na wysokim poziomie, zaś w pozostałych drużynach różnie to bywa.
- Dokładnie nie wiem, jak to tam funkcjonuje. Ja się mogę tylko opierać na słowach, które wypowiadał Bartek Kurek i troszeczkę na wypowiedziach Petera. Skoro pojechał do Włoch i byli mu tam w stanie postawić trafną diagnozę, i bardzo szybko postawić go na nogi, to znaczy, że błędem było postępowanie w klubie w Moskwie. Te kontuzje są bardzo często spotykane u siatkarzy i oczywiście odpowiednie leczenie, profilaktyka jest najistotniejsza w tym wszystkim. Podobne problemy mieli Achrem i Bartman, ale dobrą profilaktyką i odpowiednimi treningami byliśmy w stanie te kontuzje zaleczyć i zawodnicy w najważniejszej części sezonu grali na bardzo wysokim poziomie. Myślę, że podobnie będzie tutaj z Peterem Veresem.
Jak będzie wyglądał cykl przygotowawczy Asseco Resovii Rzeszów aż do października?
- W tej chwili trenujemy na własnych obiektach, bo mamy bardzo dobre warunki do treningu w Rzeszowie i nie wyjeżdżamy poza miasto. Zaczęliśmy dość późno te przygotowania, ale każdy z zawodników miał rozpisany plan treningów siłowo-wytrzymałościowych, więc nie jest to problemem, że zaczynamy osiem tygodni przed rozpoczęciem rozgrywek. Natomiast pierwsze sparingi planujemy rozegrać po około czterech tygodniach, w połowie września. Tak do końca ten plan meczów towarzyskich nie jest ustalony, a jest mniej więcej w 90-procentach. Zobaczymy, jak to się wszystko skończy, gdyż być może weźmiemy nawet udział w Memoriale Ambroziaka w Warszawie, choć początkowo mieliśmy wstępnie umówiony sparing z Cuccine Lube Banką Macerata. Myślę jednak, że do starcia z włoskim zespołem nie dojdzie.
[nextpage]
Teraz musiał pan uzupełnić skład zawodnikami z Młodej Ligi. Jak pan ich ocenia i czy mają potencjał, żeby w niedalekiej przyszłości znaleźć się w kadrze pierwszego zespołu? Ma pan już na oku jakichś konkretnych, młodych siatkarzy z Rzeszowa?
- Naprawdę mamy bardzo dobrych młodych siatkarzy i nie boję się użyć tych słów. Od dobrych kilku lat grupy młodzieżowe Resovii zajmują czołowe lokaty w mistrzostwach Polski w swoich kategoriach, a to o czymś świadczy. Byłem niedawno niedaleko Rzeszowa na zgrupowaniu młodszych zawodników i te treningi są na wysokim poziomie. Grupa trenerów, która pracuje z tymi chłopakami w AKS-ie, robi świetną robotę i przygotowuje ich do gry na znaczącym pułapie. Natomiast musimy wziąć pod uwagę jedną rzecz, że jednak cele pierwszego zespołu są celami najwyższymi. Tylko wybitna "perełka" jest w stanie szybko przeskoczyć z zespołu juniorskiego do pierwszego składu drużyny, a wziąć zawodnika młodego do pierwszego składu tylko po to, żeby trenował, to nie jest sprawa najważniejsza. Oczywiście, nabiera on doświadczenia przy tych starszych zawodnikach, ale tacy młodzi siatkarze muszą przede wszystkim grać. Dla nas kluczowe są małe, bądź większe kroczki do przodu. Spora grupa zawodników jest wypożyczona do różnych polskich klubów, szczególnie do I ligi. Więc mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości kilku z tych graczy trafi do pierwszego zespołu. Obecnie trenuje z nami sześciu zawodników z 1. kadry i sześciu z Młodej Ligi. Jest kilku młodych, fajnych siatkarzy, jak na przykład Mateusz Masłowski, który prędzej czy później będzie następcą Krzysztofa Ignaczaka. Jest atakujący Michał Szalacha. Mają oni ogromny potencjał i myślę, że ten trening z doświadczonymi zawodnikami przyśpieszy ich wzrost poziomu sportowego.
Przez ostatnie dwa lata Resovii udało się wywalczyć dwukrotnie mistrzostwo Polski, ale na pozostałych frontach - Liga Mistrzów i Puchar Polski - już tak różowo nie było. Prezes Górski powiedział w wywiadzie dla SportoweFakty.pl, że w zbliżającym się sezonie spory nacisk będziecie chcieli położyć również na LM. Co pan o tym sądzi?
- Przestrzegam przed mówieniem, że priorytetem jest Liga Mistrzów, gdyż zaczynamy nagle rozmawiać o tym, że mistrzostwo Polski jest czymś takim na pstryknięcie palca. O tytuł w PlusLidze walczymy przez cały sezon, a wiadomo, że liga polska jest jedną z trudniejszych. Ile potu zostało wylane, ile to nas kosztowało, to wiedzą ci, którzy to mistrzostwo Polski zdobywali. Proszę niech nikt nie mówi, że celem naszym jest awans do Final Four Ligi Mistrzów, czy wygranie Pucharu Polski, a mistrzostwo kraju to będzie - tak jak wspomniałem - pstryknięcie palcem. Wygrać ligę jest bardzo trudno. Na pewno chcemy zrobić naprzód w Lidze Mistrzów, bo to dla nas bardzo ważne. Lecz to nie jest tak, że skupiamy się na europejskich pucharach, a liga polska się wygra sama. To jest chore myślenie i wszystkich przed tym przestrzegam. Musimy pamiętać z jakich pozycji po rundzie zasadniczej startowaliśmy w dwóch ostatnich sezonach PlusLigi. W pierwszym startowaliśmy z trzeciego miejsca, zaś później z czwartego. Jedna piłka w rywalizacji ze Skrą w tym roku dzieliła nas, żeby grać nie w półfinale, a o miejsca 5-8. Uważam, że zdobycie mistrzostwa Polski jest ukoronowaniem całego sezonu.
- Oczywiście mamy zespół szeroki i chcemy grać na wszystkich frontach, ale dla mnie celem najważniejszym jest, żeby nie rozmawiać o lidze, Pucharze Polski czy Lidze Mistrzów. My musimy się skoncentrować na każdym kolejnym spotkaniu. Dla nas każdy kolejny mecz będzie jak walka o życie i tak chcę przygotować zespół. Naszym punktem docelowym nie może być awans do Final Four Ligi Mistrzów, lecz wygranie pierwszego meczu w Paryżu z Paris Volley i tak dalej. Jeśli ominął nas kontuzje, to będziemy walczyć. W LM istotne będzie również losowanie, a szczególnie teraz, gdy będą liczyć się również poszczególne sety. Dopiero, gdy na przykład wygra się 3:1 i w takim samym stosunku przegra, to będzie rozgrywany "złoty set". Ja nie wybiegam zbytnio do przodu i koncentruję się na najbliższej przyszłości, na najbliższych celach, a są nimi sparingi. Nawet nie chcę myśleć, co będzie dalej. Mamy mocny zespół i chcemy grać jak najlepiej, ale życie uczy pokory. Mnie już to życie pokory nauczyło i na pewno nikomu nie będę obiecywał "złotych gór". Musimy sobie cele stawiać realne, nie zaś zbyt wygórowane przed zawodnikami, a zarazem nie możemy być minimalistami. Na pewno będziemy pracować tak, żeby w każdym kolejnym spotkaniu zaprezentować się jak najlepiej.
W maju można było zasłyszeć takie głosy, że mistrz Polski będzie starał się o organizację turnieju finałowego Ligi Mistrzów 2013/14. Czy to jest możliwe i jest mowa o tym w klubie?
- Ja pierwszy raz o tym słyszę. Trudno mi jest powiedzieć. Jeśli byłaby taka możliwość, to byłoby super z mojego punktu widzenia jako trenera. Nasza hala jednak nie jest zbyt duża, a był to spory obiekt jeszcze kilka lat temu. Teraz w Polsce powstały kapitalne, nowe sale, które mają zdecydowanie większą pojemność. Organizacyjnie nie mam wątpliwości, że byśmy podołali. Natomiast nie wiem, jakiej liczby miejsc dla kibiców wymaga Europejska Federacja Siatkówki. Czy zorganizowanie takiego turnieju w hali, która ma 4300 widzów, jest realne? Naprawdę trudno mi to powiedzieć i nawet na dobrą sprawę nie chcę się na tym koncentrować.
Dla CEV-u może być ważna atmosfera, gdyż podczas ostatniego Final Four w Omsku nie była ona najlepsza.
- Ja się nad tym nie zastanawiam. Chcielibyśmy się dobrze zaprezentować w Lidze Mistrzów w fazie grupowej i to czy finał miałby się odbyć w Rzeszowie, czy w każdym innym mieście w Europie to myślę, że nie jest to aż tak istotna sprawa. Ważne jest, aby dobrze grać, a wszystko poza tym to sprawa drugorzędna.
[b]Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
[/b]